"Moja łódka" Piotr Targowski
Muszę się przyznać, że zawsze z ciekawością sięgam po książkę czy też innego typu relację opisującą przejścia osoby, która postanowiła sama zbudować małą żaglówkę lub jacht, którym można żeglować nie tylko po śródlądziu, ale i po morzu. Nie dzieje się to z powodu moich sadystycznych skłonności osoby, która z satysfakcją obserwuje czyjąś drogę przez mękę, liczne kłopoty, nieudane próby, potworne wydatki rujnujące rodzinę, dziatki spłakane oczekujące ojca, spędzającego dnie i noce nie u kochanki, lecz w jakimś pomieszczeniu, garażu czy też hangarze, gdzie skwapliwie i z miłością gładzi kawałki drewna, które w jego marzeniach mają rychło przybrać kształt wyśnionego statku. Nie – powoduje mną raczej namiętność do literatury przygodowej, bowiem opowieść o budowie własnej łódki, to nic innego jak taka literatura właśnie. Z drugiej strony wynika to z ciekawości człowieka, który pozbawiony zdolności politechnicznych, gdzieś w głębi serca chciałby porwać się na takie zamierzenie.
Nic więc w tym dziwnego, że z przyjemnością przeczytałem „Moją łódkę” Piotra Targowskiego, czyli opowieść o tym, jak nie przez dwa lata, nie przez trzy, ale przez sześć budował swoją wymarzoną łódź – i co najważniejsze, że mu się w końcu udało! No cóż, wartka to opowieść, napisana z biglem i sporą dozą ironii. Aby nie było za słodko przyznam, że choć trochę w niej znalazłem praktycznych porad, to chciałbym, aby autor śmielej się swymi doświadczeniami stricte technicznymi podzielił. Może wtedy zachęciłoby to czytelników do podjęcia ryzyka i… rozpoczęcia przygody szkutniczej!
Piotr Targowski „Moja łódka czyli zwierzenia szaleńca”Wydawnictwo Novae ResWydanie IGdynia 2011cena: 24,90 zł