Czy niepełnosprawni zniszczyli żeglarstwo?

środa, 10 czerwca 2015
Andrzej Urbańczyk
Motto: "Kiedyś statki były z drewna, ale zejmani z żelaza...."

Chłopie - Temat trudny i niebezpieczny...
- A więc w sam raz dla mnie!
Rzucą się na ciebie zgrają...
- Uwielbiam to!



Obecni "niepełnosprawni" jeszcze nie tak dawno nosili poniżające miano inwalidów (łac. invalidus - słaby, bezsilny, chory) u Anglosasów jeszcze gorzej (in valid - nieważne). Dziś mamy gejów, dyslektyków (ex nieuków), uzależnionych (ex ćpunów) etc. Mamy więc coś w rodzaju Nowomowy II. Dla młodzieży: Komuna zbudowała cały własny słownik. Bicie - "przymus fizyczny", podsłuch telefoniczny - "monitorowanie". Bieda - "przejściowe trudności". Wymyślała też nowe nazwy towarów, nadając im wyższe ceny. Jednak zabieg nie zmieniał towaru. Podobnie współczesne nazywanie Cyganów "Romami", pozostawia ich tymi samymi ludźmi. Z ich wszystkimi wadami i zaletami.

"Proszę nie ubliżać mi, nazywając złodziejem!" - zawołał sądzony o milionowe nadużycia. "Nie jestem złodziejem, jestem malwersantem".

Ostatnia tragedia DOWN NORTH, znów podniosła kwestię niepełnosprawnych na jednostkach żaglowych... Zacznijmy od tego, że nieobojętny nam etos, przedstawiał zawsze ludzi morza jako herosów (---> mitologia Karola Borhardta), a saga przybrzeżna salutowała: "Marynarz w noc się bawi, w hamaku we dnie śpi" - miewając w każdym porcie worek dolarów, w każdym narzeczoną, i używając sobie fest... Nic dziwnego, że nawet będąc nawigatorami z trzcin jeziorka, czuliśmy się troszkę braćmi Kolumba, nie mówiąc już o koledze Zaruskim... Czasy są jednak inne. Straszak political correctness przystawiany do skroni, rozkazuje uważać każdego człowieka równym - obojętnie na fakty. Stąd hasło "Precz drugoroczni" - w szkołach, stąd kobiety-bokserzy i "Żagle dla każdego!". Na marginesie - nie ma absolutnej poprawności politycznej. Jest natomiast łacińskie - "Cuius regio,eius religio" - "Czyje rządy tego religia". Przykładowo - poprawność nazistowska (Uebermensch, Juden rauss), Komunistyczna (Człowiek Radziecki i zgniły zachód) - każda oczywiście głosząca swą rację...

Niepełnosprawni... Rzecz jest medialnie pokupna: "Niewidomy zdobywcą Everestu", "Sparaliżowana żegluje samotnie dookoła świata", "Wózkami na Kilimandżaro...". Tylko, że niewidomy, niestety nie może "zdobyć" Everestu bez prowadzących go. Sparaliżowana "samotna", nie może obyć się bez swojej asystentki. Trudno tu o sympatię ludzi pamiętających jak zginął kapitan Slocum i inni samotni żeglarze. Jak Everest zabrał kilku naszych najwspanialszych wspinaczy...

Czy nie mam życzliwości dla osób nie poddających się swemu kalectwu? Mam i to jak największą. Beznogi Amerykanin (Wietnam) powiedział, że zawsze chciał przejść Amerykę na piechotę. Wsiadł więc w wózek i przejechał trzy tysiące mil, bez asysty, mediów i prób zrobienia kasy na swoim nieszczęściu. Ba, omijając triumfalną bramę, którą mu postawiono w rodzinnym Kentucky. W naszej branży salutuję znanego mi beznogiego żeglarza. Faceta, który wybiłby komplet zębów mówiącemu: "Maćku - nie będę wysyłał cię na dziób bo wiem...". Rys historyczny: Jednooki kapitan Nelson pod Trafalgarem. Howard Blackburn samotny żeglarz oceaniczny - bez obu dłoni. (J. Czerwiński "Nieustraszony Howard Blackburn"). Daleki od sprawności dziaduś William Willis, który zginął samotnie w Atlantyku (A. Urbańczyk "William Willis, żeglarz niezłomny").

Kiedy jednak usłyszałem o montowaniu szyn dla inwalidzkich wózków na żaglowcu, wyrwało się mi: Nie chciałbym widzieć tego statku wchodzącego na rafę czy choćby ewakuowanego w sztormie. Wyśmiano mnie jednak - mówiąc, że takie sytuacje po prostu nigdy się nie zdarzą. Nomina sunt odiosa - znów z ojczyzny sentencji Navigare necesse est...- nie wypowiada się pewnych słów... Natomiast wciąganie żeglarza - wraz z jego wózkiem na maszt, aby wykazać, że nie jest wcale gorszy od faceta wspinającego się na reję w śmieszny staroświecki sposób - przeraża mnie, jako parodia i szaleństwo zwyczajne.

Czy niepełnosprawni zniszczyli "Prawdziwe Żeglarstwo"? Czy ma rację dziewczyna, której chcieliśmy zaimponować twardym sztormowaniem, drwiąca: "Wielka rzecz - każdy, nawet bez rąk i nóg potrafi to zrobić. Wysiadasz!". Rzecz jest skomplikowana jak definicje "Praw obywatela Rzeczpospolitej"... Kierowca samochodu musi mieć dobry wzrok i zapewnić o braku przeciwwskazań. Licencja pilota i spadochroniarza (wiem coś o tym) to już podpis lekarza specjalisty. Spod naszych żagli: wypłynięcie na Zatokę jeszcze nie tak dawno wymagało akceptacji Przychodni Sportowej w bardzo szczegółowym badaniu. Czy żeglarstwo dzisiejsze, dostępne dla każdego, niekoniecznie z żelaza, utraciło swój wspaniały etos? Rejsy narkomanów, rejsy głuchoniemych, amputowanych, chorych (casus szczęśliwej ewakuacji 12 chorych kobiet ZJAWA IV). A zatem, podziwiane kiedyś zejmaństwo, wymaga dziś od swoich adeptów niewiele poza "chce mi się"? A jeśli to prawda - to czy to dobrze, czy źle? I jakie tego będą dalsze skutki? Wszystko cacy Koledzy, dopóki się nie zdarzy to co zdarzyło na DOWN NORTH. Śmierć człowieka w Zatoce, która nie miała prawa się zdarzyć nawet na oceanie.

Kończ waści! "Polska zginęła od przemówień" (Hłasko)... Konkretnie Kapitanie: Przychodzi do ciebie entuzjasta żeglarstwa, wspaniały chłop ale niepełnosprawny. Co robisz? Co robię? Proszę o zaświadczenie lekarskie, że ów wspaniały chłop może być członkiem załogi na takim a takim akwenie. To nie szykany, to wiedza kapitana (patrz J. Łopuski "Prawo Morskie". Odpowiedzialność kapitana za kwalifikacje załogi str. 88, 94, 124...). Następnie wkładam dokument do sejfu z nadzieją, że nigdy nie będę go musiał przedstawić w Izbie Morskiej, czy Sądzie. Potem wyciągam rękę i mówię: witaj Kolego na pokładzie. Pomyślnych wiatrów!

P.S. Czy nie wziąłem zbyt ryzykownego halsu? Czy stając w obronie praw, godności, ale i bezpieczeństwa pokrzywdzonych przez los, nie przebrałem miary, narażając się drugiej części świata żagli, do którego przecież należę?

A więc - "dolewając oliwki do ognia". Niepełnosprawnym dajemy najlepsze miejsca parkingowe, siedzenia w pierwszych rzędach, "prawo drogi" w każdej sytuacji. I słusznie! Czy jednak prawa nieszczęśliwych powinny być bezkresne, jak horyzont pod cirrusami? Przed Safewayem, w którym kupuję, siaduje człowiek podwijający nogawki, opalając amputowane kikuty. Do restauracji, w której przestałem bywać, rodzice przywozili na wózku umysłowo chorego chłopca, który niekiedy wymiotował na stół. Z prasy: W San Francisco, dziewczyna bez rąk, wygrała proces z klubem striptisowym, który odmówił jej występów. Mój sąsiad: "Andrew - przestań wybrzydzać! Wydaj te 20$ i zobacz jak ona zębami zdziera sobie majtki."



Andrzej Urbańczyk - jeden z najsłynniejszych polskich żeglarzy. Autor ponad 50 książek przetłumaczonych na 7 języków. Wpisany do Księgi rekordów Guinnessa jako światowy rekordzista w samotnych rejsach. Przepłynął samotnie ponad 75 tysięcy mil morskich. Wielokrotnie w rejsach towarzyszył mu jego kot "Myszołów".


Tagi: andrzej, urbańczyk, felieton,
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 3 grudnia

W Berdyczowie urodził się Józef Korzeniowski, pisarz marynista, znany później jako Joseph Conrad; jako młody człowiek wyemigrował do Anglii, gdzie zaciągnął się na statek. Po latach służby na morzu osiadł w południowej Anglii, gdzie zmarł w 1925 r.
czwartek, 3 grudnia 1857