I stało się, słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Jak dostałem zaproszenie do udziału w tej swoistej sztafecie felietonów i poznałem współtowarzyszy, pierwszą reakcją było zapytanie do Szefa Portalu, czy wie co robi i w jakiej mnie stawia sytuacji. Słynne wygi żeglarskie i pisarskie, a tu żeglarz głównie szuwarowy, z krajowego podwórka. Odpowiedział, że jest świadomy swojej decyzji i żebym brał się do roboty.
fot. M. Klimczak
Jeszcze nie posłuchałem, z braku przekonania i zacząłem kombinować jak tu uzasadnić swoją obecność. Musiałem sięgnąć pamięcią głęboko w przeszłość... i eureka. Mam jaki taki sukces i to trochę nawiązujący do felietonu Andrzeja Urbańczyka. Jako młody żeglarz z małego jeziorka na Śląsku o nazwie Pogoria, z patentem wykwalifikowanego członka załogi, znalazłem się w załodze jachtu "Pietrek", mianowany I oficerem, a celem rejsu był Bornholm.
Powód – 7 kursantów COŻ Trzebież dostąpiło zaszczytu popłynięcia jeszcze przed egzaminem, na rejs morski. Mieli popłynąć wszyscy, ale jak zwykle PZŻ dał plamę i przysłał tylko dwa jachty. Gdzie tu sukces? Ano wtedy panowała pełna romantyka żeglarska i do dyspozycji nawigatora był kompas ławkowy i stoper. Jakieś pudełka na log zaburtowy w postaci pudelek po zapałkach zawsze się znalazły. Melduję, udało mi się trafić w wyspę a co ważniejsze i trafić do Świnoujścia, choć tu choć drobna korekta nastąpiła. Mam nadzieję, że uzasadniłem tym samym mój udział w tym gronie. Ale już dość żartów, wracam do tematu.
Pojmuję doskonale retoryczność pytania w felietonie Andrzeja Urbańczyka i tkwiący w nim "smrodek dydaktyczny", że użyję określenia Mistrza nad Mistrze pióra, Melchiora Wańkowicza. Absolutna zgoda co do morału. Miałem pisać zupełnie o czym innym i ukraść tytuł felietonu, trawestując go na następujący: Czy PZŻ zniszczył polskie żeglarstwo? Tu dopiero tkwi ładunek wybuchowy. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
A teraz o co chodzi z tymi dronami? Tajemniczymi akwenami, zawierające ładunek przygody i romantyki pozostały nam akweny podbiegunowe, z reguły zamknięte lodami i tylko przez krótki czas stwarzające możliwość osiągania coraz bliższych biegunom miejsc i bicia rekordów. Przedzierającym się lodowymi szczelinami może pomóc zwiad lotniczy i wypatrywanie miejsc umożliwiających dalszą żeglugę. Banał, tylko jak zabrać na jacht helikopter?!
I oto pojawiają się drony, najwcześniej jako zabójcza broń a obecnie stosowane nawet do filmowania ślubów. Tylko czekać jak jakiś jacht zabierze dla potrzeb zwiadu, drona. To kwestia tylko czasu i to krótkiego. Po jakie licho piszę o tej oczywistej oczywistości? Ponieważ za 30-40 lat dzisiejsi młodzi zdobywcy Przejścia Północno-Zachodniego będą pisać inne felietony pt. "Czy drony zniszczyły arktyczne żeglarstwo?"
Co do niszczenia żeglarstwa i na inne sposoby. Każdy jako tako zorientowany żeglarz wie, jak go nobilituje dołączenie do zdobywców Hornu. Ci żeglarze to są Ktosie, bez dwóch zdań. I co obserwujemy? W dobie ciężkie zarabiania na życie mało kto może sobie pozwolić na dłuższy rejs i pojawiły się rejsy przesiadkowe, jak rozprowadzający w peletonie lidera przed finiszem. Tylko jedna załoga mogła zaliczyć pokonanie tego groźnego przylądka. Ale ostatnio jest jeszcze lepiej, jak się ma do zbycia z 30 tys. zł to lecimy samolotem do najdalszego na południe lotniska a tam już na nas czeka luksusowy statek z coctail-barami i tarasami widokowymi. Jak pogoda dopisze firma obiecuje krótki desant na ląd. Potem otrzymuje się dyplom zdobywcy Hornu.
Kochani żeglarze, takie są reguły postępu a żeglarstwo zawsze będzie pełne romantyki, bo to my i nasz jacht taką atmosferę stwarzamy lub powinniśmy tworzyć. Nikt i nic nie zniszczy żeglarstwa jak długo ono jest w nas. Gdybym w to nie wierzył to jak bym znosił na codzień chamstwo, wrzaski, nieokrzesane pijaństwo, brak elementarnej kultury żeglarskiej i osobistej, dewastację przyrody? Piszę te słowa z nieodłącznym atrybutem każdego szanującego się felietonisty, czyli fajeczką, a o dek bębni jakże romantycznie deszcz. Tak, tak Kochane żeglarki i żeglarze, o dek, bo ja już od dwóch tygodni siedzę sobie na Polarisie, a wokół mnie piękne Wdzydze.
Pozdrawiam serdecznie!