Ewa zamustrowała, a właściwie objęła funkcję kuka na jachcie Thomasa, w Limie. Nie do końca wiadomo skąd swoją niewielką łódką do tej stolicy Peru Thomas przypłynął. Niektórzy twierdzili, że popełnił jakiś znaczący błąd nawigacyjny i jego celem wcale Lima nie była, jeno chciał dopłynąć na Markizy, ale pomyliła mu się długość z szerokością geograficzną, potem popadł w obłęd i wylądował tam, gdzie wcale dopłynąć nie chciał.
Ewa nie przykładała znaczenia do tych opowieści, wędrowała przez Amerykę Południową, spełniając swoje młodzieńcze marzenie, podróż szlakiem starych indiańskich kultur. Thomas spodobał się jej, bowiem miał ujmujący uśmiech i był, jak się po krótkiej rozmowie zorientowała, pełen fantazji i optymizmu. Poza tym chciała przedostać się na drugą stronę Pacyfiku, aby odwiedzić w Australii swoich przyjaciół, którzy przed laty wyemigrowali z Polski i z którymi ciągle utrzymywała kontakt. No i oczywiście spodobał jej się pomysł odwiedzenia Wyspy Wielkanocnej właśnie w Wielkanoc, a był to pomysł Thomasa, o którym mówił wszystkim, których spotykał w portowych tawernach.
Tak więc razem wyruszyli w rejs. Część tej podróży minęła im bezkonfliktowo, Thomas prowadził jacht, Ewa gotowała, jej kuchnia zyskiwała uznanie skippera. Pewne napięcia zaczęły się mniej więcej w połowie drogi do Wyspy Wielkanocnej. Thomas miał pretensje, że Ewa zbyt długo przebywa pod pokładem, nie adekwatnie długo w stosunku do tego co serwowała jako kucharz. Przecież nie potrzebowałaś tyle czasu, aby ugotować ten makaron – mówił. Ewa jednak nadal znikała w mesie na długie minuty, a nawet godziny. Tajemnica wyjaśniła się dopiero gdy w Wielką Sobotę stanęli na kotwicy u wybrzeży Wyspy Wielkanocnej. Wtedy Ewa wystawiła na pokład wielką misę gotowanych w łuskach cebuli wielkanocnych jajek. Znikała pod pokładem po to, aby jajka jakie mieli w okrętowej spiżarni codziennie obracać – bo tylko dzięki tym zabiegom mogły one zachować świeżość w trakcie długiego rejsu.
Wesołych Świąt Kapitanie! Staropolskim obyczajem, przełamiemy się jajem!