TYP: a1

Risotto con frutos de mar

sobota, 28 maja 2011
MZ

Ricardo Lopez wracał z Balearów do Barcelony. Jego jacht chyżo mknął po wodzie. Samo to powinno wprawiać Ricarda w dobry humor, a przecież dochodziła do tego jakże rychła perspektywa przytulnego mieszkanka, wygodnego łóżka i spokojnych spotkań z przyjaciółmi – miłymi i przewidywalnymi ludźmi, jakże innymi niż ci, z którymi przez ostatnie dwa tygodnie przychodziło mu przebywać.

No cóż, los bywa czasem okrutny dla najemnego skippera, który prowadzi rejsy na swoim jachcie. Klienci bywają różni, najważniejsze, aby dobrze płacili i aby równie dobrze wspominali swój urlop, bowiem dobra opinia o skipperze i jachcie procentuje przy przyszłych zamówieniach. Tym razem klienci byli rzeczywiście „różni”. Przez pierwszy tydzień gościł na pokładzie dwa małżeństwa Rosjan. To byli tzw. „nowi ruscy”, już z pieniędzmi, nawet sporymi, ale jeszcze nie takimi, aby sprawić sobie super jacht na własność. Na razie byli na etapie wymiany starych żon na nowe. I to z tymi nowymi wybrali się w podróż. Nic więc w tym dziwnego, że bawili się znakomicie – rejs stał się jedną wielką imprezą. Panowie przezornie przywieźli ze sobą kilka puszek kawioru i sporo tamtejszej wódki. Ricardo nawet polubił ten zestaw, nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego jedząc kawior łyżeczkami, trzeba koniecznie, każdą łyżeczkę popijać szklanką wódki. Nie mógł także zrozumieć, jak wódkę można pić do wszystkiego co im na jachcie serwował, a oni pili wódkę do grillowanej ośmiornicy, do smakowitej paelli, do pieczonych na grillu sardynek. Wódką zapijali małże i kalmary. To jeszcze mógł zaakceptować, ale problem był w tym, że oczekiwali, iż będzie pił z nimi. Zatem, przez cały rejs był albo pijany, albo miał gigantycznego kaca. Ale i tak najbardziej go męczyły wieczory, podczas których, w ramach fraternizacji, jeden z Rosjan o imieniu Wołodia, w przypływie słowiańskiej wylewności co chwilę go obejmował, podając kolejną szklankę wódki, po czym z kieszeni wyjmował zawiniątko zawierające trzy złote zęby i mówił – patrz Ricardo, kakije krasiwyje zuby u mienia byli, czistoje zołoto, a teraz w Szwajcarii takie mi wprawili – i tu się do Ricardo wyszczerzał prezentując równy rząd śnieżnobiałych implantów. - Nu da! Jewropa! Nielzia imet' zołotych zubow, nuzhno biełyje!

Rosjanie wyokrętowali w Palmie de Mallorca, na ich miejsce zaokrętowały dwa małżeństwa Niemców. Wiek post poborowy, dwie spore haus frau, tak po 90 kilo każda i tacyż małżonkowie. Ci z kolei gardzili tutejszym jedzeniem, pragnęli kiełbasek z grilla, parówek z sosem pomidorowym i świńskich kotletów. Co chwilę dopominali się kaszanki i kapusty. Na szczęście restauracje na Majorce wyspecjalizowały się w niemieckim menu, dzięki czemu Ricardo był zwolniony z gotowania. Pili wyłącznie piwo – a tutejsze całkiem im smakowało.

Nic zatem w tym dziwnego, że Ricardo pozbywszy się po tygodniu także i tych klientów, wracał z radością do Barcelony. Jacht kierował się do „Port Olimpic”, mariny, która powstała przy okazji budowy wioski olimpijskiej. Wpłynął do mariny, miał tu swoje stałe miejsce postoju, sklarował łódkę, sprawdził cumy i przebrawszy się w „strój miejski” wybrał się na spacer wzdłuż plaży. Minął nowy symbol Barcelony, czyli rzeźbę Franka Gehry`ego, złocącą się w zachodzącym słońcu. Szedł wzdłuż plaży w kierunku Barcelonetty, dzielnicy powstałej w miejscu rybackiej osady, a będącej obecnie zagłębiem restauracji i knajpek, gdzie królowały owoce morza. Zamierzał się spotkać z dwojgiem swoich przyjaciół, inspektor Petrą Delicado i zawsze towarzyszącym jej podinspektorem Ferminem Garzón. Byli zaprzyjaźnieni od lat, a wiązała ich namiętność do dobrego jedzenia. Spodziewał się, że jak zwykle Petra i Fermin zastawią stół rozlicznymi tapas, ale on marzył o talerzu znakomitego „risotto con frutos de mar”, do tego butelka białego wytrawnego wina, a później czerwonego, które zapewne łagodnie wypłucze z jego organizmu złogi cholesterolu, jakiego nabawił się podczas rejsu z Niemcami.

Risotto con frutos de mar

„Risotto con frutos de mar”, czyli rizoto z owocami morza można sobie przygotować samemu w domu lub na jachcie. Jest to potrawa prosta i nie wymagająca specjalnych kulinarnych umiejętności. Potrzebujemy trochę muli, czyli omułków, do tego nie od rzeczy będzie co najmniej jeden kalmar. Omułki po opłukaniu wrzucamy do niewielkiej ilości wrzątku odrobinę posolonego i uzupełnionego szklanką białego wytrawnego wina. Gdy się otworzą wyjmujemy je z wywaru, a wywar zachowujemy. Mule wyjmujemy z muszli i odkładamy. Cebulę siekamy i szklimy na oliwie w głębokim garnku, po chwili dodajemy rozdrobniony czosnek. Smażymy przez moment. Wsypujemy do garnka ryż krótkoziarnisty, najlepiej arborio. Mieszamy i lekko go obsmażamy. Całość zalewamy szklanką białego, wytrawnego wina. Dodajemy posiekane na niewielkie kawałki kalmary. Czekamy aż ryż wchłonie wino. Dolewamy zachowany wywar z muli. W miarę jak ryż wchłania wywar uzupełniamy płyn. Pod koniec wrzucamy do ryżu mule wyjęte z muszli. Jak stwierdzimy, że ryż jest dostatecznie miękki, ale nie rozgotowany, jeno jest „al dente”, wykładamy potrawę na talerz. Jemy popijając białym, wytrawnym winem.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620