Tomasz, przez przyjaciół nazywany pieszczotliwie Tomaszkiem – w tym zdrobnieniu kryła się pewna doza ironii, ale i pobłażliwości – jakoś nie miał szczęścia do kobiet. Owszem, nie stronił od nich. Ba! Nawet zabiegał o ich towarzystwo, ale jak już przychodziło do czegoś, to wtedy stawał w pąsach, zaczynał się jąkać, tracił całą swą przebojowość. O tyle było to dziwne i niezrozumiałe, że w innych sprawach, w tym w interesach, Tomaszek wykazywał się niezwykłą skutecznością.
Szybko dorobił się sporych pieniędzy, żył na wysokim poziomie, choć bez ostentacji, jedyną ekstrawagancją na jaką sobie pozwolił, było nabycie niewielkiego jachtu. To było, jak wspominał w rozmowach z przyjaciółmi, spełnienie młodzieńczych marzeń. Na pokładzie tego jachtu, wałęsał się po ciepłych wodach Morza Śródziemnego i Adriatyku, często zapraszał znajomych, bowiem nie przepadał za samotną żeglugą. I choć wśród nich było sporo całkiem atrakcyjnych kobiet, to nic...
No może nie tak zupełnie nic, ale bez kontynuacji. Problemem Tomaszka była z jednej strony obawa przed odmową, nie wiedział jak się w takiej sytuacji zachować, z drugiej strony jego wyobraźnia erotyczna szalała, zatem szukał kobiety, czy też raczej kobiet wyzwolonych. Ale jak to na Boga wyczuć? Jak zorientować się, że to właśnie ona lub one? Siedział sobie teraz w niewielkiej restauracyjce nad brzegiem Adriatyku, oczekiwał na przyjazd kolejnych załogantów. Parę dni wcześniej na jednym z portali ogłoszeniowych znalazł taki anons: dwie bezpruderyjne załogantki poszukują wolnych koi. Natychmiast nań odpowiedział, proponując miejsce na swoim jachcie. Owe „bezpruderyjne” miały się lada moment pojawić. Oczekując na nie jadł danie, które specjalnie sobie ulubił – były to kalmary z grilla. Te serwowane w tej restauracji zaliczały się do potraw absolutnie znakomitych. W chwili gdy zjadał ostatni kawałek chrupiącego kalmara, gdy kawałkiem chleba wycierał ostatki smakowitego oliwno-czosnkowego sosu, ujrzał zjawisko. Dwie przepiękne, długonogie dziewczyny zmierzały najwyraźniej w jego kierunku. Jedna blondynka, a druga brunetka. Esencja erotyki. Niestety oprócz nich pojawił się także rosły młodzian, nieźle umięśniony i to on powiedział – cześć Tomku, to my, oto jest moja bezpruderyjna żona i moja bezpruderyjna siostra, ale od razu zaznaczam, JA JESTEM PRUDERYJNY i przyjechałem tu po to, aby cały ten rejs był superpruderyjny – zrozumiałeś?
Kalmary z grilla
Niewielkie kalmary, kilka sztuk, sprawiamy w ten sposób – odcinamy część z mackami, wtedy z pozostałej „tuby” możemy bez problemu wyjąć tzw. ość, przypominającą przeźroczysty plastik. Na patelni grillowej lub na grillu płytowym posmarowanym oliwą, mocno rozgrzanym, układamy sprawione części kalmara. Smażymy raptem kilka minut, tak aby się lekko zrumieniły – dłuższe smażenie powoduje, że kalmary stają się gumowate. Tuż przed zdjęciem ich z grilla polewamy oliwą z rozgniecionym czosnkiem i rozrobioną z odrobiną białego wina. Kalmary kładziemy na talerzu wraz z tym sosem. Podajemy z gotowanymi ziemniakami i np. ze szpinakiem, oczywiście nie rozdrobionym, lecz w liściach.