TYP: a1

Rejs po Bałtyku. Gotlandia, cz. III

piątek, 11 sierpnia 2017
Bartłomiej Miłek

Dzisiaj mogliśmy trochę pospać i odpocząć po długim przelocie.  Najlepsza w łóżku okazała się Monika bo wstała ostatnia, pewnie gdyby nie aromatyczna woń kawy z trzech łyżeczek spałaby dłużej. Szybko wsunęliśmy śniadanie z dokładką, bo każdy głodny a apetyt wreszcie wrócił.

Czas zwiedzić mały port rybacki i okoliczne zabudowania, ubraliśmy wygodniejsze obuwie i w drogę. Porcik był urokliwy, na mnie jednak zawsze największy wpływ wywierają te malutkie domki, w których dawniej mieszkali rybacy. Zawsze interesowało mnie jak można funkcjonalnie urządzić tak malutki domek. Niektóre, jak nie większość altanek działkowych w Polsce mają większy metraż. Ciekawość zaspokoiłem parę kilometrów dalej. Na wybrzeżu spotkaliśmy odosobniony domek, wokół pasły się tylko krowy i szumiało morze. Gospodarza ani widu ani słychu a domek otwarty, więc uchyliliśmy drzwi. Zrobiło się trochę dziwnie i tajemniczo. Domek urządzony był skromnie, acz funkcjonalnie, bez jakiegokolwiek przepychu czy zbędnych rzeczy.

Nie chcąc uprawiać przymusowego joggingu z poganiającym nas widłami Szwedem zamykamy domek i ruszamy zwiedzać dalej. Po godzince czy dwóch zataczamy wreszcie ogromne koło i wracamy na jacht. Jest późne popołudnie więc czas przestawić się do kolejnego portu. Do Botvaldevik jest kawałeczek drogi więc zadecydowaliśmy aby popłynąć w nocy, tak by mieć więcej czasu na zwiedzanie i przy okazji zaoszczędzić na portowaniu.

Noc była jasna i spokojna, osłonięty od zachodniego wiatru jacht dał nam nawet pospać. Nad ranem zobaczyliśmy port w Botvaldevik. Zgodnie z zaleceniami zarówno locji Kulińskiego jak i map mijamy małą wysepkę lewą burtą i kierujemy się na biały nabieżnik. Tuż przed pirsem schodzimy z nabieżnika w lewo i wpływamy do portu.

Witają nas dwie szwedzkie załogi, wskazując najkorzystniejsze miejsce do zacumowania i odbierając od nas cumy. Następuje kurtuazyjna wymiana zdań. Jeden ze Szwedów zaprosił mnie na swój jacht, gdzie dokończyliśmy pogawędkę i sprawdziliśmy pogodę na najbliższe dni. Zapowiadane 4-5 w skali Beauforta z kierunku W. Czyli dobry silny wiatr i kierunek też zacny, bo będziemy osłonięci przez Gotlandię od fali. Dowiaduję się również, że postój jest bezpłatny tylko trzeba przedzwonić na numer z tablicy informacyjnej i się zameldować.

Wracam na jacht po aparat i robię wstępne rozeznanie po porcie. Prócz Szwedów, którzy nas powitali nie ma tu żywej duszy, gdzieniegdzie suszą się sieci i ogromne saki na ryby. O dziwo, w powietrzu nie unosi się nieprzyjemny rybi zapach jak w polskich portach. Wygląda na to, że dawno już nikt nie wypływał na połów, pomimo iż narzędzia połowowe leżą wszędzie.

Po sowitym śniadaniu idziemy zwiedzać okolice. Tutejsze domy przykuwają naszą uwagę swą prostotą a zarazem dbałością o obejście. Na jednym z rozdroży stoi białe krzesełko oraz budka z biblioteczką. Szkoda, że wszystkie książki po szwedzku. W drodze do portu naszła nas ochota na kąpiel. Niestety jak się okazało woda była tak zimna, że nie dało się w niej pływać bo klatka piersiowa momentalnie się kurczyła odcinając tlen. Nie mówiąc już o samym problemie wejścia do wody, a więc na pluskaniu się skończyło. Wieczorem otwieramy rum i wyciągamy gitarę. Jednak nie siedzimy długo, bo rano chcemy wypłynąć wraz z nastaniem świtu. Budziki nastawiamy na 4.00. Nie ma to jak wyspać się na urlopie.

Tagi: Gotlandia, rejs, Botvaldevik
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007