To, że płyniemy tym razem na Gotlandię postanowiliśmy już pewnej gwieździstej nocy podczas ostatniego rejsu na Bornholm. Chcieliśmy jednak wziąć większy jacht ze względu na dłuższe przeloty a więc trzeba dobrać nowe osoby do załogi i nowy jacht.
Grudzień- dla mnie to zawsze czas przygotowań do kolejnego letniego rejsu. Tym razem chciałem wypłynąć z Trójmiasta. Po kilku tygodniach poszukiwań znalazłem fajny jacht w przystępnej cenie. Przejrzałem szablon umowy czarteru – wymagała jedynie małych poprawek, armator też wydawał się być w porządku. Jacht był zarejestrowany na 8 osób, zatem brakowało nam jeszcze trzech do pełnej obsady. Rozpuściłem wieści wśród znajomych i osób, które kiedyś, w luźnych rozmowach, wspominały żebym o nich pamiętał przy kolejnych rejsach. Nie minęło parę minut a już znalazł się pierwszy z nowych członków załogi. Sebastian z Warszawy, którego poznaliśmy dwa lata wcześniej na stoku na Słowacji a później spotkaliśmy jeszcze na jednym z biegów ekstremalnych o nazwie Runmageddon. Kolejna osoba była dla mnie ogromnym zaskoczeniem ponieważ zgłosiła się do mnie po przeczytaniu poprzedniej relacji z rejsu po Bałtyku. Tak naprawdę poznaliśmy się z Moniką dopiero na rejsie. Na koniec grudnia było nas już siedem osób, brakowało zatem już tylko jednej. Jako iż informacje w Internecie a szczególnie na Facebooku szybko się dezaktualizują, ponowiłem swoje ogłoszenie o wolnej koi i pojawiła się kolejna załogantka na horyzoncie. Dorota, którą poznaliśmy z Karoliną na jednym z zorganizowanych rajdów górskich. Dorota zdecydowała się na rejs pomimo wiedzy o tym iż cierpi na chorobę lokomocyjną. Ale jak to wielokrotnie powtarzała, zawsze stara się korzystać z nawet najbardziej szalonych okazji które daje jej życie.
A więc załoga jest już w komplecie. Pozostaje sprawdzić co ciekawego znajduje się na naszej trasie. Pierwsza w ruch poszła oczywiście książka Jerzego Kulińskiego opisująca locję portów na Gotlandii. Mimo iż książka ma już 5 lat to nadal wiele rzeczy jest w niej aktualne i warto ją nabyć w drodze na Gotland. Następnie w ruch ruszyły niezliczone strony WWW, wideo relacje i filmy promocyjne umieszczane na youtube. Nie omieszkałem napisać też do innych kapitanów, którzy odwiedzają Gotland- w tym do Krzysia, który bywa tam regularnie swoim jachtem Czardasz prowadząc rejsy stażowe.
I tak dobrnęliśmy do wakacji. W ostatnim momencie udało mi się zakupić za kasę rejsową dwa skafandry wypornościowe używane na platformach wiertniczych dla załogi. Sam mam taki i uważam to za najlepsze rozwiązanie na Bałtyku. Zresztą po tym rejsie nie tylko ja doszedłem do takiego wniosku. Mulioniki lub mufloniki, bo tak je zdrobniale zaczęliśmy podczas rejsu nazywać, okazały się być strzałem w dziesiątkę i już po pierwszej nocy w morzu wszyscy byli zadowoleni, że udało się je kupić.
Do portu zawitaliśmy o godzinie 10.00 uprzednio zaliczając upomnienie od straży miejskiej, której dziękuję za odstąpienie od wypisania mandatu. Swoją drogą straż miejska miasta Gdańsk nie tylko tym razem okazała się w porządku (ale o tym może później). Jacht skończyłem odbierać dopiero po godzinie 12.00, przechodząc najpierw szkolenia z obsługi sprzętu, który znajdował się na pokładzie a z którym nie miałem jeszcze styczności.
Po południu zjawia się nowsza część załogi czyli Monia, Dorota i Seba i wreszcie wszyscy się poznajemy. Sprawdzamy prognozy, robimy szybką naradę i podejmujemy decyzję o wypłynięciu dopiero rano o godzinie 5.00. Chwilę później Seba, Domin i Darek jadą na zakupy spożywcze, po paru godzinach wracają z pełnym samochodem żarcia (podobno załadowali jedzeniem aż osiem wózków a jak skończyli, niektóre półki ponoć świeciły pustkami jak za PRL-u). Ale Kuk dostał wytyczne, że lepiej kupić więcej w Polsce i żeby zostało po całym rejsie, niż żebyśmy mieli dokupywać coś jeszcze na Gotlandii (wyjątek stanowił oczywiście chleb, który nie wytrzymuje tak długo). Skończyliśmy się ształować około godziny 19.00. Ustaliliśmy kolejność wacht, jutro wychodzi z portu wachta Karoliny i Doroty. Wprawdzie już zdążyliśmy się poznać ale i tak zawsze warto zrobić przynajmniej krótki wieczorek zapoznawczy przy akompaniamencie szant. Ci, co musieli rano wstawać na swoje wachty, niestety wieczorek skończyli trochę wcześniej.
Tagi: rejst, Bałtyk, Gotlandia, relacja