Islandia – kraj, który swoimi fascynującymi krajobrazami przyciąga rzesz turystów. Jednak są takie miejsca, do których zagląda mało kto, o których bywa, że zapomnieli dawni mieszkańcy. Miejsca, gdzie pozostały jedna, dwie osoby, przyciągane jakimś magnetyzmem. Ale Fiordy Zachodnie, nawet jeśli się je opuści, pozostawiają ślad w duszy „ludzi stamtąd”.
Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak już pokazali, że potrafią pokazać nam zupełnie inną Islandię – opuszczonych przetwórni, oryginalnych ludzi, kryzysu i strachu. Docierają tam, gdzie innym się nie chce, zbaczają z ustalonych turystycznych szlaków – i tak jest tym razem, kiedy powędrowali na Fiordy Zachodnie, do Hornstrandir. Miejsca, do którego tęsknią opuszczający je mężczyźni i którego nienawidzą kobiety, pełnego legend, choć akurat na żadnego elfa autorzy nie trafili. Szukają śladów ludzi, którzy się tu osiedlili i ludzi, którzy stąd wyjechali. Wędrują od dawnej bazy norweskich wielorybników do opuszczonej amerykańskiej jednostki na szczycie góry, po drodze słuchając opowieści o stosunkach amerykańskich żołnierzy z miejscowymi dziewczynami. Podążają śladem pustelnika o imieniu Gisli, „odkrytego” dla reszty kraju przez Omara Ragnarssona, reportera z wizją, opowiadającego rodakom o zakątkach ich kraju i niesamowitych ludziach. A potem wpadają do innej pustelniczki, kobiety, która nie chciała wyprowadzić się ze swojego domu, choć naciskano na to wszelkimi metodami, przyjemnymi i zdecydowanie mniej przyjemnymi. Poznają historie ludzi, którzy wychowali się bez prądu i dobrodziejstw cywilizacji i takich, którzy takie oddalenie wybrali. Przejmujące są historie ocaleńców z miasteczek zniszczonych przez lawiny i tych, którzy spod lawin próbowali wyciągnąć kogoś żywego. Rozmawiają z artystami, rybakami, marynarzami, pasterzami, społecznikami, człowiekiem, który pochodził z maleńkiej tutejszej wioski, a przez dwadzieścia lat nieprzerwanie był prezydentem Islandczyków. Odnajdują ślady Grenlandczyków, którzy byli tu w 1925 roku w drodze do zasiedlenia nowych ziem na północnym wschodzie Grenlandii.
To historie pierwszych osadników i tych, którzy tu wrócili, aby ocalić niektóre miejsca. Bo książka Bereniki i Piotra opowiada przede wszystkim o kruchej równowadze natury i świata ludzi. O tym, jak ścierają się potrzeby ocalenia ludzkiego dziedzictwa, jakim jest przyroda Islandii i naturalna dla człowieka chęć poprawy swojego bytu. Już w pierwszej swojej książce, „Szepty kamieni” autorzy opisywali, jakim problemem zarówno dla środowiska naturalnego, jak i ekonomii Islandczyków stał się lawinowo rosnący ruch turystyczny. A jednocześnie doceniają możliwość, jaką jest udział w rejsie z kapitanem Siggim.
Świetna książka, pełna świstu wiatru i szumu morza, przestrzeni i ciszy.
Tytuł: Zostanie tylko wiatr
Autorzy: Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak
Wydawnictwo Czarne
Tagi: Islandia, fiordy