Szum silnika przyczepionego do pawęży pontonu powoli cichł. Weronika wyszła na pokład jachtu i popatrzyła w kierunku, w którym oddalała się cała grupa jej przyjaciół. Płynęli do niewielkiej miejscowości położonej w malowniczej zatoce. Stamtąd mieli zamiar udać się do większego tajskiego miasta, by zaznać oferowanych w nim rozkoszy.
Wiedziała czym się ta wyprawa skończy. Dziewczęta będą się rozczulać widokiem urodziwych tajskich dzieci, a chłopcy będą szukać najbliższego klubu, by podziwiać roznegliżowane panienki. Weronika słynęła z asertywności, toteż nikogo nie zdziwiło gdy oznajmiła – wy sobie płyńcie na ląd i dobrze się bawcie, ja tu zostaję, mam ciekawą książkę i mam zamiar ją przeczytać. Zeszła do kabiny i pogrążyła się w lekturze.
Uderzenie o burtę oderwało ją od powieści. Coś do jachtu dobiło, ale przecież było za wcześnie na powrót załogi. Podniosła głowę, dotarł do niej tupot bosych stóp kilku osób poruszających się żwawo po pokładzie, a także głosy toczonych rozmów w nieznanym języku. Przez głowę jej przemknęło – piraci! Miała świeżo w pamięci artykuł w brytyjskiej prasie, w którym opisano tragedię, jaka się zdarzyła na tutejszych wodach. Angielskie małżeństwo żeglowało w tych okolicach, pewnego dnia ich jacht został zaatakowany przez tubylców, mąż zginął walcząc z napastnikami, żona została pojmana. Udało jej się wyzwolić z więzów w czasie, gdy bandyci na chwilę opuścili jacht, uruchomiła go i dotarła do bezpiecznego miejsca.
Weronikę przeszył lęk. Nasłuchując odgłosów z pokładu ostrożnie przedostała się do forpiku i ukryła pod stertą zapasowych żagli. Usłyszała stukot uruchamianego silnika i hurgot łańcucha podnoszonej kotwicy, kołysanie kadłuba i szum przecinanej dziobem wody uświadomił jej, że płyną. Podróż nie trwała długo, choć strach powodował, że nie potrafiła dokładnie ocenić ile czasu upłynęło od chwili wkroczenia napastników na pokład. Jacht najwyraźniej się zatrzymał na kotwicy, rozpoznała to po odgłosach, jakie do niej docierały, przytłumione grubą warstwą żagli, które tworzyły jej schronienie. Nie opuszczała kryjówki, jednak po pewnym czasie zaczęła się orientować, że na pokładzie panuje cisza – czyżby piraci porzucili zdobycz? – pomyślała. Postanowiła to sprawdzić.
Ostrożnie wypełzła spod płótna i rozglądnęła się w poszukiwaniu czegoś, co mogło by stanowić broń. W mroku jaki panował w forpiku dostrzegła drewniany pagaj, mocno ujęła go w ręce i tak uzbrojona skierowała się na pokład. Przeszła przez kabinę, messę nie napotykając nikogo, jedynie w kubryku dostrzegła ślady, które świadczyły o tym, że zaczęto przygotowywać obiad. Na ogniu był postawiony garnek, w którym coś wonnego i smakowitego się gotowało. Obok na blacie leżało kilkanaście obranych krewetek. Nie miała czasu przyglądać się temu zbyt dokładnie. Na palcach wspięła się po stopniach zejściówki i zerknęła na pokład. Przy relingu stał tyłem do niej jakiś nieco obszarpany, uzbrojony w nóż osobnik i spoglądał w stronę lądu. Najwyraźniej wypatrywał kamratów, którzy lada moment mieli powrócić na jacht. Weronika krzepko ujęła pagaj w dłonie, bezszelestnie zbliżyła się do niego i potężnym uderzeniem posłała pirata za burtę. Teraz błyskawicznie uruchomiła silnik i windę kotwiczną, woda za rufą zaszumiała. Przesunęła manetkę gazu na pełne obroty, jacht ruszył z kopyta pozostawiając w kilwaterze miotającego się bandytę.
Weronika przeszła do stolika nawigacyjnego i spojrzała na ploter by określić pozycję. Okazało się, że piraci nie uprowadzili jachtu w odległe miejsce, jeno do kolejnej zatoki, zatem nie całą godzinę zajął Weronice powrót. Gdy rzuciła kotwicę, dostrzegła odbijający od brzegu ponton z grupą jej przyjaciół.
Zeszła do kambuza i dokończyła to co piracki kuchcik rozpoczął. W pomieszczeniu rozchodził się zapach trawy cytrynowej i limonki, no i te krewetki leżące na blacie. Zrozumiała, że miał zamiar zrobić tom yam, czyli tajską zupę krewetkową. Gdy jej towarzysze wkroczyli do messy, na stole zobaczyli dymiące miseczki z aromatyczną potrawą. Zasiedli do uczty, wtedy też Weronika opowiedziała swoją przygodę. Jak łatwo się domyślić nikt jej nie uwierzył. - Myślicie, że to mi się śniło, tak? To w takim razie skąd tu się wzięła ta zupa, mądrale!
Tom yam, pikantna zupa z krewetkami i trawą cytrynową Dwie świeże łodygi trawy cytrynowej trzeba pociąć na kawałki i nieco rozgnieść. Przygotować bulion drobiowy, wrzucić do niego trawę cytrynową, gotować około 10 minut. Wyjąc z bulionu trawę i wyrzucić. Do bulionu dodać pokrojoną w paseczki skórę limonki, drobno posiekane chili bez pestek, pieprz, dwie lub trzy łyżki tajskiego sosu rybnego i sok z jednej limonki. Gotować prze kilka minut, po tym czasie wrzucić kilka obranych krewetek, przykryć garnek i zdjąć z ognia. Odstawić na 10 minut. Przed podaniem dodać dymkę pokrojoną w paseczki i świeżą kolendrę. |