TYP: a1

Masowe samobójstwa wielorybów – czy to w ogóle możliwe?

środa, 23 października 2019
Monika Frenkiel

Choć nauka pozwala nam wyjaśnić wiele rzeczy, wiele spraw wciąż pozostaje dla niej tajemnicą. Nie wiadomo na przykład co powoduje, że morskie ssaki osiadają na brzegu. Często mówi się o „zbiorowym samobójstwie” wielorybów, ale czy takie zjawisko jest w ogóle możliwe?

[t][/t] [s]Fot. Pixabay[/s]

Te z głębin

Wyjaśnijmy od razu, że nie chodzi nam o pojedyncze przypadki wyrzucenia na brzeg zwierzęcia. Wtedy przyczyną bywa najczęściej czynnik mocno prozaiczny: zła pogoda, choroba zwierzęcia, osłabienie czy wyczerpanie, brak orientacji u młodego niedoświadczonego osobnika, starość czy wreszcie polowanie zbyt blisko nieznanego brzegu. Czym innym jest natomiast zjawisko masowego osiadaniu na mieliznach czy plażach. Warto tu zwrócić na kilka ciekawych faktów – to zjawisko dotyczy tych ssaków, które mieszkają na głębokich, otwartych wodach, czyli np. kaszalotów, grindwali czy wali dziobogłowych. Prawie nigdy na brzegu masowo nie osiadają natomiast walenie, żyjące przy brzegu. Wspomniane gatunki, czyli kaszaloty czy grindwale cechuje także bardzo silna więź społeczna między osobnikami, co, zgodnie z jedną z tez, nie jest bez wpływu na zjawisko.

 

Samobójstwo wielorybów

Tezę o samobójstwie, za pomocą którego wieloryby chcą nam zwrócić uwagę na zanieczyszczenie oceanów należy włożyć między bajki. Jak przypuszczają naukowcy, osiadanie na brzegu może być wynikiem dezorientacji stad kierujących się w czasie polowania na przykład temperaturą wody, w której przebywa ich ulubiony pokarm. Bywa też, że zwierzęta źle odczytują echo linii brzegowej czy poruszają się za delfinami, szukającymi pożywienia na płyciznach. I tu ma znaczenie to, o czym już pisaliśmy wyżej – ponieważ kaszaloty i grindwale są osobnikami stadnymi, najczęściej poruszają się za swoim przewodnikiem. Wystarczy więc, że przewodnik straci orientację, a cenę płaci całe stado. Często też, nawet jeśli większości zwierząt uda się uwolnić, wracają po swoich wciąż uwięzionych pobratymców – i ponownie wpadają w śmiertelną pułapkę.

No dobrze, ale dlaczego wielkie morskie ssaki, które tyle lat wędrowały po oceanicznych wodach nagle zaczęły masowo tracić orientację? I jednak tak - choć osiadanie nie jest zbiorowym aktem protestu, to jednak istnieje związek między nim a działalnością człowieka. Poruszające się statki, sonary czy prowadzone pod wodą prace powodują hałas, który wieloryby dezorientuje, zaburza komunikację między nimi, prowadzi do uszkodzenia słuchu i systemu nerwowego. Uszkodzenia systemu nerwowego mogą powodować także różne szkodliwe substancje, które ludzkość tak ochoczo umieszcza w wodzie.

 

Szkodliwa amerykańska marynarka wojenna

Jak się okazuje, najgorsze dla wielorybów jest niewidoczne i niesłyszalne dla człowieka. Marynarka wojenna różnych krajów używa np. tzw. LFAS czyli Low Frequency Active Sonar - US NAVY ma go na wyposażeniu od 1981 roku. Fale emitowane przez LFAS stosowane są do wykrywania wrogich okrętów podwodnych a US Navy kontroluje 80% powierzchni mórz i oceanów. Skutki są dramatyczne i widać je doskonale w czasie np. manewrów wojskowych, a sama US NAVY przyznaje, że sonar wielokrotnie był pośrednią lub bezpośrednią przyczyną śmierci zwierząt. Tak było w trakcie ćwiczeń na Bahamach w 2000 r. – zginęło wtedy 17 wali dziobogłowych, a badania wykazały u nich istotne uszkodzenia narządu słuchu. 14 innych wali dziobogłowych stało się ofiarami manewrów niedaleko Wysp Kanaryjskich w 2002 r. – zwierzęta miały oznaki poważnej choroby dekompresyjnej. Prawdopodobnie uciekając przed impulsami z sonarów zbyt szybko, w nienaturalnym rytmie się wynurzyły, co doprowadziło do poważnych uszkodzeń. Ekolodzy udokumentowali też na nagraniach audio i video paniczne zachowanie orek w Puget Sound, gdy w pobliżu operowały okręty wojenne wyposażone w sonary.

 

Niebezpieczna Australia

Nigdzie indziej stada, które trafiają na brzeg nie są tak liczne jak na antypodach. Wybrzeża Australii, Tasmanii, Nowej Zelandii to arena najliczniejszych i najczęstszych przypadków osiadania wielorybów i delfinów na plażach i płyciznach – bywają to stada liczące sobie nawet setki osobników różnych gatunków. Zjawisko na dodatek jest cykliczne i nasila się co kilka lat. O co więc chodzi? Po pierwsze o ukształtowanie linii brzegowej. Najczęściej ssaki lądują w okolicach Ocean Beach w Tasmanii i Geographe Bay w Zachodniej Australii. Występujące tam płycizny sięgające daleko w morze oraz niezwykle łagodnie schodzący do morza brzeg mogą utrudniać odczyt odbitych fal dźwiękowych emitowanych przez ssaki. Po drugie chodzi o temperaturę. Jak zauważyli zoolodzy z Uniwersytetu Tasmańskiego, wody oceaniczne wokół Tasmanii i Nowej Zelandii oziębiają się cyklicznie co 10 lat. Pojawia się zachodni wiatr strefowy i zmienia się temperatura wody. Wieloryby zaczynają żerować bliżej brzegów, gdzie jest więcej pokarmu i są przez to bardziej podatne na śmierć na mieliznach przybrzeżnych.

 

Pomoc z kosmosu

Czy da się pomóc wielorybom? Jakiś czas temu świat obiegła historia, jak to w Mahia Beach w Nowej Zelandii delfin butlonosy pomógł uwolnić się z mielizny dwóm małym kaszalotom. Naukowcy wpadli więc na pomysł, że może by wytrenować delfiny do „wyprowadzania” wielorybów, które osiadły na mieliznach lub uporczywie próbują płynąć w niewłaściwą stronę. Ten pomysł to wciąż jednak fantastyka. Na razie wykorzystuje się więc nowoczesne technologie, np. nową metodę analizy zdjęć satelitarnych, testowaną przez naukowców z Brytyjskiej Służby Antarktycznej i czterech instytutów badawczych w Chile. Wszystko dzięki analizie wydarzenia z 2015 roku – wtedy to ponad 340 wielorybów, głównie płetwali czerniakowych, osiadło na brzegu w odległym zakątku chilijskiej Patagonii. Lokalizacja była trudno dostępna, ciała ssaków odkryto więc dopiero kilka tygodni później. Skalę wydarzenia oszacowano zaś na podstawie zdjęć wykonanych z powietrza i obserwacji z łodzi kolejnych kilka tygodni później. Wspomniani badacze teraz analizowali zdjęcia satelitarne o bardzo wysokiej rozdzielczości z tamtego okresu. I okazało się, że byli w stanie rozróżnić kształty, rozmiary i kolor wielorybów, zanim ich ciała uległy rozkładowi. Odkryli też, że zginęło wtedy dużo więcej wielorybów, niż pierwotnie oszacowano. Dlatego też postanowiono wykorzystać technologię do namierzania w czasie rzeczywistym przypadków masowego wyrzucania na brzeg wielorybów – martwych i jeszcze żywych. A to pozwoliłoby lokalnym władzom na szybsze interwencje i lepszą ochronę zwierząt, zwłaszcza na odległych, niezamieszkałych fragmentach wybrzeży.

 

A jeśli ty?

No dobrze, pomoc z kosmosu jest ważna, ale co jeśli my, będąc na jakiejś egzotycznej plaży zobaczymy morskiego ssaka wyrzuconego na brzeg? Przede wszystkim wezwijmy odpowiednie służby - w prawie każdym kraju, gdzie zdarzają się takie wypadki, działają wyspecjalizowane grupy pomocy z odpowiednim sprzętem, także lokalnie. Czekając na grupę ratowniczą zapewnijmy zwierzętom namiastkę spokoju chroniąc je przed gapiami, wrzawą, psami itd. Warto też zadbać o ochronę zwierząt na brzegu przed promieniami słonecznymi i wysychaniem skóry – czyli polewać wodą i przykrywać mokrymi płachtami. Ważne - nie próbujmy na własną rękę spychać ofiar w głąb morza, ciągnąć za płetwy itd. Grupa ratownicza będzie starała się ułożyć zwierzęta w bardziej komfortowej i bezpieczniejszej pozycji, ułatwić im powrót do morza w czasie przypływu, ewentualnie wykorzysta dostępne środki transportu. Czasem podejmuje się decyzje o odtransportowaniu niektórych osobników do centrów rehabilitacji. A czasem, niestety, trzeba podjąć decyzje o skróceniu cierpienia.

 

Tagi: wieloryb, kaszalot, satelita, samobójstwo
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007