Magia Świąt ma to do siebie, że zdarza się głównie na reklamach Coca Coli. I bardzo dobrze.
Fot. Marynarka Wojenna RP |
W Bożym Narodzeniu nie chodzi przecież o to, by wystroić się w garnitur i przybrawszy na ryjek hollywoodzki uśmiech udawać, że teściowa wcale nas nie wkurza, szwagier przestał wyprowadzać z równowagi, a nasze nastoletnie dzieci zupełnie nie są obrażone na nas i resztę świata. Sęk w tym, by właśnie pomimo tych wszystkich okoliczności, raz w roku popatrzyć na siebie przychylnym okiem – a może nawet przemówić ludzkim głosem? I to jest dopiero magia.
Niezależnie jednak od tego, w jakim doborowym gronie spędzimy tegoroczne Boże Narodzenie, pamiętajmy, że są tacy, którzy nie zasiądą tego dnia za stołem - będą wtedy stać na wachcie, marznąć na jakiejś platformie, albo oganiać się od miśków na polarnej stacji badawczej (ale za to może spotkają renifery). Jak wygląda Boże Narodzenie w takich okolicznościach? I czy da się w tych warunkach przemycić polskie zwyczaje, czy też jedyne, co nam pozostaje ze świątecznej atmosfery, to rzeczywiście jest Coca Cola?
Boże Narodzenie na statku
Czytając wspomnienia ludzi przebywających w święta z dala od domu, można dojść do wniosku, że w czasie Bożego Narodzenia ogarnia ich przede wszystkim… nostalgia. Nawet jeśli załoga pochodzi z jednego kraju (czy mówiąc szerzej, z jednego kręgu kulturowego) i ma podobne wyobrażenia co do spędzania świąt, to zawsze jest jakoś dziwnie - pojawia się wzruszenie, ale też tęsknota za bliskimi, połączona z rzewnym wspominaniem wigilijnych potraw, szykowanych przez mamy/babcie/żony/niepotrzebne skreślić.
Na statku, podobnie zresztą, jak na lądzie, najważniejszym momentem świąt jest Wigilia. Zwykle rozpoczyna ją wspólna kolacja – i w tym wypadku naprawdę jest ona wspólna, bez podziału na oficerów i zwykłych zjadaczy marynarskiego chleba. Wieczerzę rozpoczyna oczywiście kapitan, a na stole ląduje tradycyjnych dwanaście potraw (a w każdym razie coś w okolicach dwunastu; zresztą, na lądzie też nie zawsze mamy dokładnie tyle i jakoś nikt nie robi z tego powodu szumu).
Bardzo ważnym momentem jest łamanie się opłatkiem, nawet, jeśli awaryjnie w tej roli występuje chleb, co jednak zdarza się niezmiernie rzadko. Zwykle załoga dba o to, by z dużym wyprzedzeniem zaopatrzyć się w opłatki, które poza Polską są właściwie nie do zdobycia, nawet w innych chrześcijańskich krajach. Opłatek celebrują właściwie wszyscy, niezależnie od prezentowanego światopoglądu, opcji politycznej, a nawet aktualnie panującego ustroju. Kpt. żeglugi wielkiej, Witold Czapp, przyznał w jednym z wywiadów, że dzielenie się opłatkiem było obowiązkowym punktem programu, nawet w czasach najgłębszego komunizmu.
Podczas wieczerzy wigilijnej zostawia się też puste miejsce dla niespodziewanego gościa, chociaż trzeba przyznać, że na środku oceanu to raczej gest czysto symboliczny.
Po kolacji jest wspólne śpiewanie kolęd i długie nocne rodaków rozmowy, a potem… każdy udaje się do swojej koi i próbuje (z różnym skutkiem) nawiązać kontakt z rodziną. Jeśli komórki odmawiają współpracy, zawsze pozostają telefony satelitarne.
Na statku bardzo częstym elementem jest też choinka - niekiedy nawet żywa (choć tak naprawdę to nieżywa – żywa była, jak jeszcze rosła w lesie). Co ciekawe, sztuczna choinka stanowi obowiązkowe wyposażenie wszystkich jednostek Polskiej Żeglugi Morskiej.
Jeżeli w czasie Bożego Narodzenia statek znajduje się w porcie jakiegoś chrześcijańskiego kraju, po Wigilii część marynarzy udaje się na Pasterkę. Zdarza się też, że to góra przychodzi do Mahometa (chociaż to akurat trochę inna religia), czyli księża pracujący dla takich organizacji, jak Flying Angels albo Stella Maris odwiedzają statek i przynoszą drobne podarunki.
Boże Narodzenie na stacji badawczej
Pracownicy stacji badawczej imienia Henryka Arctowskiego przyznają, że święta to dla nich (i dla całej stacji) bardzo szczególny czas - nic wiec dziwnego, że w te dni jakoś bardziej doskwierają im kilometry, dzielące ich od domu. Na szczęście, mamy XXI wiek, więc dzięki łączności i systemom komunikacji odległości te można nieco zmniejszyć.
Menu na wigilijnym stole jest jak najbardziej tradycyjne – nie będzie szczególnym zaskoczeniem, że w ten jeden dzień wszyscy pracownicy Stacji wcinają karpia, barszcz z uszkami i grzyby. Jak można się domyślić, wszystkie te elementy (bądź ich składowe) muszą zostać dostarczone z domu, a przynajmniej z regionów, gdzie takie specjały występują (czyli raczej nie pod śniegiem).
Podobnie rzecz wygląda na Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie. Są tradycyjne potrawy, najczęściej szykowane przez poszczególnych pracowników, a także ciasta i prezenty (oczywiście te ostatnie muszą zostać zakupione z dużym wyprzedzeniem; jeśli ktoś zapomni o podarunkach, ma problem, bowiem musi przygotować je własnoręcznie z tego, co znajdzie na Stacji).
Jedyną różnicą, jak przyznają pracownicy, jest kwestia gwiazdki – tu nikt nie zawraca sobie głowy szukaniem tej pierwszej, bo akurat gwiazdy widać na Stacji przez cały czas.
Nasze marzenia
Jest takie powiedzonko, że najlepiej tam, gdzie nas nie ma. O ile więc ludzie przebywający w Boże Narodzenie z dala od domu marzą o powrocie, o tyle my, znajdując się na lądzie, marzymy raczej o… rejsie. Ale czy do końca tak jest?
Na nasze pytanie o wymarzone święta, większość z Was zdecydowanie odpowiadała, że chciałaby wypłynąć w rejs. Jednak, co ciekawe, większość tych marzeń nie dotyczyła konkretnych lokalizacji, ale… załogi.
Ideałem jest więc bożonarodzeniowy rejs z rodziną, a na nim wspólne kolędy i koniecznie tradycyjne wigilijne żarełko. Pytanie, skąd wziąć karpia na oceanie, albo kto ma lepić uszka do barszczu, pozostaje raczej bez odpowiedzi.
Nie zmienia to jednak faktu, że w czasie Bożego Narodzenia przede wszystkim chcemy być z tymi, którzy są dla nas najważniejsi na świecie - nawet, jeśli nie są idealni i czasami (zapewne z wzajemnością) nas wkurzają.
Pomyślmy o tym przy wigilijnym stole i nie zapomnijmy zostawić przy nim pustego miejsca – nie tylko dla nieproszonych gości, ale też dla tych, co na morzu.
Tagi: Boże Narodzenie, Wigilia, tradycja