Wielkanoc to najważniejsze chrześcijańskie święto. Co prawda, Boże Narodzenie robi mu poważną konkurencję, ale jakby na to nie patrzeć, to właśnie święta Wielkiej Mocy (to nie literówka) są esencją chrześcijaństwa. Sam Pan Jezus polecił nam zresztą świętować ich pamiątkę, jako zwycięstwo życia nad śmiercią i miłości nad nienawiścią (nic nie wspominał natomiast o swoich urodzinach).
Faktem jest, że ten wyjątkowy czas celebrujemy w równie wyjątkowy sposób: o ile Boże Narodzenie to coś, to doskonale sprzedaje się komercyjnie (spójrzmy choćby na reklamy) i co da się polukrować niczym choinkowy pierniczek, o tyle obok śmierci i zmartwychwstania nie sposób już przejść obojętnie. Nie tak łatwo jest również na nich zarobić (chociaż Chińczycy nie ustają w wysiłkach), i może właśnie dlatego Wielkanoc dzielnie opiera się komercji, pozostając świętem przede wszystkim duchowym i rodzinnym.
Są jednak tacy, którzy tegoroczną Wielkanoc spędzą na morzu: nie pomalują pisanek, nie poświęcą koszyczka, ba, nawet nie spotkają się z bliskimi. Będą za to mogli do woli napawać się Lanym Poniedziałkiem, bowiem czego jak czego, ale wody akurat im nie zabraknie. Jak zatem wygląda Wielkanoc na morzu?
Świętowanie na statkach PŻM
Zacznijmy od tego, że o ile Boże Narodzenie jest na statkach powszechnie celebrowanym świętem, o tyle Wielkanoc w sposób szczególny obchodzą głównie Polacy i Szkoci, a także niektórzy wyznawcy kościoła anglikańskiego. Zresztą, nawet na polskich jednostkach, znacznie bardziej sentymentalnie i uroczyście obchodzi się jednak Boże Narodzenie.
Najważniejszym elementem świętowania jest oczywiście śniadanie wielkanocne, które podobnie, jak kolacja wigilijna, spożywane jest przy wspólnym stole, a więc bez podziału na oficerów i resztę załogi. Całą uroczystość otwiera, rzecz jasna, kapitan. Po tym oficjalnym wstępie, załoga składa sobie życzenia, dzieląc się tradycyjnym wielkanocnym jajkiem.
Przed świętami, a także w ich trakcie, dla praktykujących religijnie marynarzy dostępne są specjalne e-rekolekcje, które pomagają im - niezależnie od niesprzyjających okoliczności przyrody - przygotować się na przeżycie tych najważniejszych świąt w roku. W całym tym zamieszaniu nie chodzi przecież o pisanki i mazurki, ale o pewnego rodzaju odnowę, a o to w warunkach rejsowych raczej trudno. Marynarskie przyjaźnie należą do tych bardziej szorstkich, więc nie ma tu miejsca ani na sentymenty, ani na głębsze spojrzenie na rzeczywistość. Tym bardziej cenione są przez marynarzy spotkania (nawet te wirtualne), podczas których można zadać sobie proste, acz fundamentalne pytania – a nawet uzyskać na nie odpowiedzi.
Wielkanocny koszyczek
Jak wiadomo, samo śniadanie wielkanocne to tylko cześć naszej tradycji; nakazuje ona przecież, żeby na stole znalazły się rzeczy, które dzień wcześniej zostały poświęcone. I tu pojawia się pewien problem – skąd wziąć taki koszyczek na środku morza? Nie wspominając już o samej procedurze święcenia, która, bądź co bądź, wymaga obecności księdza uzbrojonego w kropidło?
Mając na uwadze te niedogodności, zapobiegliwi marynarze starają się zwykle przygotować święconkę z wyprzedzeniem. Skoro wiedzą, że Wielkanoc spędzą na morzu, to jeszcze będąc na urlopie, starają się zgromadzić potrzebne wiktuały, które następnie wędrują do lodówki i tam czekają na właściwy moment.
Jeśli tak się szczęśliwie złoży, że statek podczas Wielkanocy zaparkuje w porcie jakiegoś katolickiego kraju, można zejść na ląd i pomaszerować ze święconką do kościoła. Oczywiście, poświęcanie pokarmów na Wielkanoc to typowo polski zwyczaj, ale jak twierdzą doświadczeni marynarze, jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakiś lokalny ksiądz odmówił wykonania tej procedury.
Śniadanie
Co – oprócz, rzecz jasna, jajek – znajduje się na wielkanocnym stole? Przede wszystkim mięsiwo, i to pod różnymi postaciami: równie mile widziane są rozmaite odmiany pieczeni czy szynki, jak i kiełbasy, - ze szczególnym uwzględnieniem białych kiełbasek, zatopionych w świątecznym żurku.
Na stole nie powinno zabraknąć także słodkości, a więc różnej maści bab, babeczek, serników, no i oczywiście mocnej reprezentacji mazurków. Generalnie, kuk zwykle stara się, by święta na statku maksymalnie przypominały te na lądzie – zarówno tradycyjnymi smakami, jak i rozmachem w przygotowaniu potraw.
Śmigus Dyngus
Jak widać, większość wielkanocnych zwyczajów ma swój odpowiednik również na morzu – i bardzo dobrze, wszak marynarz też człowiek, więc dlaczego miałby rezygnować ze swoich tradycji i tożsamości?
Istnieje jednak pewien wyjątek – o ile na lądzie, podczas dzielenia się jajkiem, często życzymy sobie „mokrego Dyngusa”, o tyle na morzu takie życzenia są, delikatnie mówiąc, źle widziane. Dla marynarza „mokry Dyngus” oznacza bowiem… sztorm, a takich atrakcji nikt nikomu nie życzy – ani w święta, ani w żaden inny dzień.
Odpoczynek
Po wielkanocnym śniadaniu marynarze rozchodzą się do swoich kabin, aby przetrawić całe zjedzone dobro, a przede wszystkim – aby połączyć się z najbliższymi. W ruch idą więc telefony, laptopy czy tablety, a jeśli statek pozostaje na pełnym morzu – telefony satelitarne.
Święta Wielkanocne na morzu to, podobnie jak na lądzie, dni wolne od pracy… z tym, że nie dla wszystkich. Statek przecież się przemieszcza, więc nie każdy marynarz może pozwolić sobie na błogie nicnierobienie czy świąteczny relaksik.
Natomiast faktem jest, że nie tylko marynarze spędzają Wielkanoc w pracy: na stanowisku pozostać muszą również załogi samolotów oraz śmigłowców, a także wszyscy, którzy pracują w systemach dozoru, obserwacji brzegowej, czy Centrum Operacji Morskich. Na wolną Wielkanoc nie mogą liczyć także pracownicy Baz Lotniczych MW, ani Marynarki Wojennej.
Jeśli więc mamy przywilej świętowania Wielkanocy we własnym domu, pomyślmy ciepło o tych, którzy nie mają tyle szczęścia, a od ich ciężkiej pracy zależy niekiedy nasze bezpieczeństwo.
Tagi: Wielkanoc, święta, tradycja