Jest taka sztuczka znana od starożytności: z grubsza polega ona na tym, by wysłać niewygodnego człowieka w sam środek wojny. Taki właśnie los ma spotkać kilkudziesięciu rosyjskich poborowych, którzy przeżyli zatopienie krążownika „Moskwa”. Co z wcześniejszymi obietnicami, mówiącymi, że nie wrócą na front? Chyba nic.
49 poborowych
Ilu marynarzy przeżyło zatopienie krążownika „Moskwa”? Oficjalnych danych nigdy nie podano, podobnie zresztą, jak przyczyny zatonięcia jednostki - chociaż krążyły plotki o jakimś pożarze...
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że ostatecznie udało się ujść z życiem 49 poborowym. Dodajmy, że udało się im na razie – ich rodzice twierdzą bowiem, że mają oni zostać ponownie wysłani do prowadzenia wojny na Ukrainie – tym razem z pokładu innego okrętu. Wcześniej padały obietnice, że ocaleni wrócą na ląd, a potem zostaną wysłani do Rosji.
O sprawie ich domniemanego powrotu na front poinformowała "Nowaja Gazieta. Europa". Czytamy w niej, że zrozpaczeni rodzice poborowych wystosowali w tej sprawie listy do Prokuratury Wojskowej w Sewastopolu, a także do Komitetu Matek Żołnierzy i Rzecznika Praw Człowieka.
Co się dzieje z ocalałymi?
Powoływanie się na prawa człowieka przez obywateli kraju, który napada na sąsiadów, może wydawać się absurdalne. Pamiętajmy jednak, że chodzi tu o poborowych - a więc o chłopaków, którzy nie zgłosili się do tej „specjalnej operacji” na ochotnika.
Na „Moskwie” z pewnością przeżyli traumę; teraz są przestraszeni, wiedzą już, że biorą udział w zabijaniu (a miały być ćwiczenia), w dodatku nigdy nie byli porządnie wyszkoleni. Jaką wartość bojową mogą sobą przedstawiać? Można domniemywać, że raczej nieszczególną.
Zdaniem rodziców, obecnie poborowi są przetrzymywani na okręcie patrolowym "Ładny". Krążą plotki, że wbrew nazwie, zwodowana w 1981 roku jednostka nie tylko nie grzeszy urodą, ale nawet nie nadaje się do użytku. Mimo to znane są plany wysłania jej do udziału w wojnie pod koniec czerwca. Tym razem na pewno się uda.
Tagi: Rosja, Moskwa, wojna, Ukraina