Niedawno przyjęto ostateczną koncepcję budowy Portu Centralnego, jaki ma powstać w Gdańsku. Czy będzie to śmiały, wizjonerski projekt na miarę międzywojennego portu w Gdyni? A może to po prostu zwykła pokazówka? Odpowiedzi na te pytania prawdopodobnie wyklarują się same w ciągu najbliższych kilku lat. Na razie możemy jedynie spekulować, ale pozostaje mieć nadzieję, że przeważy opcja pierwsza. Tym, co znamy, jest natomiast szacowana cena inwestycji: 12 miliardów złotych.
Czy to dużo?
Hmmm. Tak naprawdę, właściwie zadane pytanie nie powinno brzmieć „czy to dużo?” , ale „kiedy to się zwróci?”. Bo jeśli nastąpi to w sensownym horyzoncie czasowym, to niezależnie, czy jest to 12 miliardów czy 120, inwestycja jak najbardziej ma sens.
Tego oczywiście nie można zagwarantować, ale faktem jest, że porządny port, odpowiadający współczesnym standardom świata i Europy, jest nam po prostu potrzebny. I co ciekawe, przyznają to wszyscy – zarówno entuzjaści działań obecnego rządu, jak i jego przeciwnicy. Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja, jeśli chodzi o szczegóły tej inwestycji.
Tu podnoszą się głosy, że jest to działanie polityczne, niedopracowane, a może nawet zupełnie nierealne. Przeciwna strona podkreśla z kolei, że na powstaniu nowego portu zarobimy wszyscy, a jego kształt ma pozwolić na dalszą rozbudowę w kolejnych dziesięcioleciach. Dzięki temu nasze dzieci i wnuki nie będą już tkwić w takim położeniu, w jakim znajdujemy się obecnie – czyli gdzieś w zaścianku Bałtyku, skrzętnie omijanym przez współczesne statki handlowe, wycieczkowe, i w ogóle wszystkie.
Która z opcji ma rację? Nie ośmielamy się zgadywać. Zresztą, macie zapewne własne poglądy na ten temat. Dlatego przyjrzyjmy się tej inwestycji bez mieszania w to polityki.
Po co nam to?
Krótko mówiąc: dla kasy. Jeśli chodzi o transport morski, to na dziś jesteśmy europejską prowincją, co w dużym stopniu jest spuścizną epoki PRL-u, a także wielu lat zaniedbań, które nastąpiły po jej zakończeniu.
Wszystko to sprawiło, że nasze porty są małe, przestarzałe i zupełnie niedostosowane do współczesnych standardów. Skutkiem tego, na handlu i turystyce morskiej na Bałtyku zarabiają głównie nasi sąsiedzi. A moglibyśmy zarabiać my. Czego nam zatem potrzeba do szczęścia?
Obecnie zdecydowaną większość floty handlowej stanowią jednostki o zwiększonym zanurzeniu, wynoszącym 13-14 metrów. Niestety, jak przyznaje Łukasz Greinke, prezes Zarządu Morskiego Portu Gdańsk, Port Wewnętrzny, którym obecnie dysponujemy, nie jest w stanie ich obsłużyć. Nowy Port Centralny ma natomiast pozwolić na eksploatowanie takich statków, a nawet ma być gotowy na przyjęcie potężnych wycieczkowców oraz największych krążowników, jakie obecnie pływają po morzach i oceanach.
Jak duży będzie ten port?
No więc… będzie bardzo duży: ma bowiem zajmować 410 hektarów lądu i około 1 400 hektarów wody. Jak widać, jest tu spora dysproporcja, ponieważ z definicji ma to być port zewnętrzny, czyli uformowany w większości na morzu. Port będzie obejmować dziewięć terminali, które z założenia mają być uniwersalne – a więc możliwe będzie dostosowywanie ich do bieżących potrzeb rynku. Z całą pewnością znajdą się wśród nich terminale pasażerskie i wycieczkowe, ale też LNG, chemiczne, a być może nawet zbożowe.
Na infrastrukturze portowej się nie skończy; przywieziony kontenerowcami towar trzeba będzie przecież w jakiś sposób przewieźć dalej, toteż konieczne będzie rozwinięcie istniejącej sieci dróg (niewystarczającej nawet przy dzisiejszych warunkach), a także rozbudowa sieci kolejowej.
Wszystko to będzie oczywiście sporo kosztować, a raczej nie można liczyć na to, że sąsiedzi, którzy na budowie naszego portu stracą, zechcą z radością dorzucać się do tej konkurencyjnej dla nich inwestycji. Mimo to, można powiedzieć, że ogólnie UE zyska: w końcu nowy port to nowe możliwości, nowe miejsca pracy, nowe protesty ekologów… no dobra, tu pojechaliśmy za daleko.
Faktem jest, że realizacja tych wszystkich śmiałych planów pozwoli nam wyjść z portowego niebytu i postawi nas… nie, wcale nie w czołówce portów Europy. Jak stwierdził minister Gróbarczyk, na razie znajdziemy się gdzieś tak na poziomie Rotterdamu. Cóż, na początek dobre i to.
Tagi: port, Gdańsk, inwestycja