TYP: a1

Glossa do książki pt. "Mazury mojej młodości"

wtorek, 3 marca 2015
Zbigniew Klimczak
Ze względu na wagę problemu, jego złożoność uwarunkowaną historycznie, glossę redaguję w samodzielnej formie. W moich przewodnikach mam zasadę podawania obszerniejszych informacji o regionie, niż tylko same turystyczne. Coraz więcej żeglarzy chce wiedzieć możliwie dużo o zwiedzanych okolicach.

Mazurska rybaczówka
Mazurska rybaczówka

Redagując przewodnik „Polska dla żeglarzy”, rozdział o Mazurach poprzedziłem wyjątkowo obszerną informacją. Spowodowane to było moimi osobistymi przeżyciami z pierwszej wizyty na Mazurach, młodzika bez grama wiedzy o historii najnowszej tego regionu. Byłem zdziwiony, oburzony wrogim przyjęciem przez rdzenną ludność, bo przecież to była Polska, a ja Polakiem. Pokonywałem kajakiem szlak z Sorkwit do Pisza o nazwie: „Krutynią i jeziorami Puszczy Piskiej”. Po każdym wejściu do sklepiku wszyscy przechodzili na język niemiecki, a chleba, mleka czy jajek zawsze było brak.

[Mała dygresja - to na tej imprezie stałem się żeglarzem. PTTK wyposażyło nas m.in. w prześcieradła zszyte w kopertę i kiedy na j. Nidzkim powiało z tyłu, nasadziłem prześcieradło na wiosła i przeleciałem Nidzkie aż za Zamordeje w try miga. Za rok miałem patent żeglarza, a w 1959 r. st. jachtowego, zrobionego w Trzebieży. Przeleciało błyskawicznie 60 lat, pięknych lat. Wracamy do tematu.]

spływ Krutynią
Spływ Krutynią

Dlatego pewnym szokiem było stwierdzenie recenzenta książki "Mazury mojej młodości", brzmiące tak: Ludność przyjazna i niezwykle gościnna.

Dzięki uprzejmości Koleżanki Redaktorki Weroniki Morys otrzymałem fragmenty tej książki, zawierające właśnie entuzjastyczne relacje ze spotkań z mieszkańcami tej krainy. Jeden z fragmentów dotyczył przyjęcia turystów we wsi Zdory - i wszystko stało się jasne. Zaraz to wyjaśnię, ale mam pretensję do autora, że mimo upływu wielu lat do wydania książki, nie dał szerszego tła i nie pokazał faktycznych losów Mazurów, wskutek czego nie mieli oni „prawa” traktować Polaków serdecznie i gościnnie. Opisanie atmosfery w owym czasie na Mazurach, wrogiej nam, ale zawinionej przez nas, jest oddaniem prawdy historycznej o ich cierpieniach.

O tym w dalszej części, a teraz wracamy do wsi Zdory - Dorren, a potem Zdorren. To wieś nad jez. Seksty. Z jednej strony Śniardwy, z drugiej Roś, pomiędzy nimi Kanał Jegliński, a do Okartowa nic tylko pustka. Ta wieś ewakuowała się całkowicie, a do Zdor (spolszczona nazwa wsi) zaczęła napływać ludność z Polski (powiat Kolno, okolice Łysych i Myszyńca). Napływowa ludność zajmuje gospodarstwa poniemieckie. Ta ludność wyjątkowo nie miała potrzeby rugowania Mazurów z ich ziemi i dobytku. Przyszli na opuszczone. Nic dziwnego, że w tej pustce witali ciepło wszystkich przybyszy. Tylko to nie byli Mazurzy, a taki fakt nie może służyć uogólnieniom. Podobne procesy przebiegały w wielu innych miejscowościach i niestety, na żywym organizmie.

Powojenna literatura na temat tragedii Mazurów jest ogromna. Odsyłam do dwóch pozycji, a szczególnie do pracy ks. Alfreda Jaguckiego, link poniżej.
http://www.jednota.pl/index2.php?option=com_content&do_pdf=1&id=56
http://www.tygodnikprzeglad.pl/przerwane-dziedzictwo-mazurow/

A teraz przytaczam obszerne wyjątki z mojego przewodnika „Polska dla żeglarzy” dotyczące WJM, w aspekcie historii regionu. Przyznam się, że jestem trochę zawstydzony faktem, iż muszę przypominać te smutne karty historii.

Cytuję:

Przyznam się czytelnikom, że kiedy przed wielu laty, przerażony postępującą degradacją tej pięknej i unikalnej krainy, utworzyłem stronę w Internecie z zadaniem choćby częściowej jej deglomeracji (później wydałem przewodnik „Chorwacja dla żeglarzy” zachęcający każdego doświadczonego mazurskiego st. jachtowego do przeniesienia się na tamte wody), nie przyszło mi na myśl, że kiedyś będę pisał przewodnik po niej. To ironia losu i przyznam się, iż towarzyszą mi nastroje ambiwalentne. Tym niemniej obiecuję, że wywiążę się z zadania dobrze, pojawiła się bowiem refleksja, że skoro mnie dane było przez ponad 30 lat przeżywać na WJM cudowne, niezapomniane chwile, to należy się to również innym. Towarzyszy też temu nadzieja, że zebrane i publikowane tu opisy innych, równie ciekawych akwenów, odciągną tych, którzy już są na WJM od lat i że zrobią miejsce Wam, nowym na szlaku. Kieruję go przede wszystkim do tych „co pierwszy raz”. Doświadczonemu mazurskiemu żeglarzowi trudno powiedzieć coś nowego, ale jeśli się to uda, będę równie szczęśliwy. Wszystkim dedykuję te fragmenty, które nawołują do poszanowania przyrody i troski o większą czystość i porządek na Wielkich Jeziorach Mazurskich. Musimy je zachować dla następnych pokoleń.

Trochę informacji ogólnych

Przyrzekam, że nie będę cytował obszernych fragmentów np. „Ostatni milion lat na ziemiach polskich”, ale minimum wiedzy o Dolinie Mazurskiej muszę tu przemycić. Kogo to nie interesuje, przechodzi od razu dalej. Obiecuję krótko i ciekawie, ale dla stworzenia nastroju naprzód oddaję głos mazurskiemu poecie.

O Mazurskich jeziorach
O jeziora tak wspaniałe
Co zdobicie nasze strony
Czyli wielkie, czyli małe
Każdy z was zadowolony
I podziwia wasze brzegi
Wasze kształty i też biegi
Kiedy stanę przy twym brzegu
I tam wątek myśli snuję
O tym kształcie i też biegu
Serce jakiś powab czuje
I też śledzę przestrzeń wkoło
Jakoś dziwnie i wesoło

Michał Kajka


Podobnej do tej krainy jezior nie ma w Polsce, a może z nią jedynie konkurować Finlandia. W tym rejonie najdłużej zalegał lodowiec skandynawski i tak właśnie ukształtował tę ziemię, ku naszej radości. Tylko jezioro Druzno, opisane w rozdziale „Ostróda – Elbląg” nie jest pochodzenia polodowcowego. Najwięcej na Mazurach spotykamy jezior o kształtach wydłużonych, dużych głębokościach, uszeregowanych w łańcuchy. Utworzone zostały wskutek działalności potoków, wypływających z dużą prędkością spod lodowca. Typowym przykładem jest rynna ciągnąca się od Rynu do Rucianego. Jej łączna długość wynosi 35 km i składają się na nią jeziora: Ryńskie, Tałty, Mikołajskie i Bełdany. Szerokość tej rynny w Mikołajkach to 100 m i nigdzie nie przekracza 2 km.

Babięcka Struga - Mazury
Babięcka Struga - Mazury

Jeziora takie jak Śniardwy, Mamry, Niegocin, to jeziora moreny dennej, czyli niecki. Ich cechą jest duża powierzchnia, urozmaicona linia brzegowa z półwyspami i wyspami. Przy wysychaniu takie jeziora dzielą się na mniejsze, na szczęście teraz ten proces nam nie grozi, ponieważ chroni WJM system jazów i śluz.

Historia w pigułce

Zapisy o tej krainie w postaci odkryć archeologicznych, sięgają XVI – IV w. p. n. e. Krwawo toczyły się jej losy i ludzi tu zamieszkałych. Zainteresowanych zamierzchłymi czasami odsyłam do źródeł naukowych, ale tu, na użytek młodego pokolenia, które odwiedza lub odwiedzi te tereny, podam garść najnowszej historii, historii tragicznej dla Mazurów, a w której my, Polacy, nie odegraliśmy zbyt chlubnej roli.

Odwiedzając Mazury po raz pierwszy w 1955 r. jako młody i niezbyt zorientowany człowiek, wchodząc do sklepiku na jakiejś wsi, z konsternacją stwierdzałem, że wszystkie osoby zaczynały nagle mówić po niemiecku, a ekspedientka, po polsku już, informowała, że niczego nie ma. Szczególnie trudno było kupić chleb. Większość Mazurów wygnano lub sami wyjechali, a ci co pozostali, okazywali, delikatnie mówiąc, niechęć Polakom. To czego nie udało się Bismarckowi i Hitlerowi, udało się nam. Przypadkowe poznanie Mazura z dziada pradziada oraz jego opowieść o gehennie tego ludu, pozwoliły mi wiele zrozumieć.

Wiejska droga
Wiejska droga

Jak doszło do tej tragedii? Po I wojnie światowej, w wyniku Traktatu Wersalskiego, Polsce przyznano tylko powiat działdowski, a w stosunku do pozostałych ziem miał zadecydować plebiscyt. Na nic zdały się starania działaczy mazurskich w Paryżu o przyłączenie tych ziem do Polski. Przewodniczący delegacji, Bogumił Linka przepłacił życiem swoje poselstwo, skatowany przez niemiecką szowinistyczną bojówkę. Mściwi hitlerowcy zbezcześcili nawet jego mogiłę. Drugiego członka tej delegacji, ks. Burscha zamęczono w obozie, po wkroczeniu Niemców w 1939 r.

Przy niebywałych gwałtach nacjonalistycznych bojówek niemieckich na ludności mazurskiej, przy bierności władz Polski, zajętych wojną na wschodzie, plebiscyt z 11 lipca 1920 r. został przegrany. Wtedy dopiero ze zdwojoną energią rozpoczęły się prześladowania polskości na Mazurach. Nie da się opisać cierpień tych, którzy w plebiscycie opowiedzieli się za Polską. Wielu Mazurów zniszczono psychicznie, ekonomicznie i często fizycznie. Wielu emigrowało. W chwili wybuchu II wojny światowej, źródła naukowe podają, że ilość ludności mazurskiej sięgała 400 tys. osób. Terror hitlerowski nie powstrzymał całkowicie walki o polskość tych terenów. Lista ludzi walczących z germanizacją jest długa, a jednym z nich był Michał Kajka, poeta i piewca ziemi mazurskiej. Wielu, po wkroczeniu wojsk niemieckich, zamęczono i zamordowano. Potem przyszły wojska radzieckie. W końcu komendantury radzieckie, które z zasady każdego mieszkańca tych ziem uważały za wroga, w latach 1945 –1946 zastąpiły władze polskie. Jej organa terenowe, reprezentowane przez ludzi nie mających najmniejszego pojęcia o historii Mazur i jej ludności, popełniały duże błędy, a rzesze szabrowników dopełniły reszty. Wielki jest rachunek krzywd. O okresie międzywojennym pisze Melchior Wańkowicz w „Na tropach Smętka”, a po wojnie w książce – dokumencie czterdziestolecia PRL, „Zgoda na wyjazd” Agnieszki i Andrzeja Krzysztofa Wróblewskich. Gwoli sprawiedliwości należy pamiętać, że na te ziemie przybyli też po 1945 r. ludzie w pełni świadomi losu Mazurów, ale ten głos intelektualistów nie docierał do władz. Ciężko dziś znaleźć Mazura na mazurskiej ziemi, ale jak go spotkacie, spróbujcie wciągnąć go w rozmowę, jak ja 50 lat temu. (Dzisiaj to już lat 60 – mój przypisek obecny).

Zdjęcia: Zbigniew Klimczak
Tagi: Mazury, historia
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007