Robert K. Massie "Stalowe fortece"
Przez lata była nazywana Wielką Wojną, dopiero ta kolejna spowodowała że otrzymała nową nazwę i numer. I tak obecnie znamy ją jako I Wojnę Światową. Historycy różnie ją traktują, jedni jej wybuch uważają za rzeczywisty koniec Pięknego XIX Wieku, inni jej zakończenie jako początek koszmarnego wieku XX.
|
To nie jest zapewne tak istotne wobec faktu, że ta wojna przyniosła kres postrzegania konfliktów zbrojnych jako rycerskich starć dżentelmenów. Ów etos rycerski próbowały zachować dwie formacje, rodzące się w tym czasie lotnictwo wojskowe i marynarka wojenna. Sprawy lotnictwa zostawmy teraz na boku, natomiast wojna na morzu szybko straciła swój honorowy, rycerski charakter. Dobiło go pojawienie się okrętów podwodnych, wraz z ich podstępnym i skrytym działaniem. Książka, o której tu mowa przedstawia jeszcze jeden aspekt ówczesnych morskich zmagań. Otóż była to prawdopodobnie ostatnia wojna, w której takie znaczenie miały figurujące w tytule „stalowe fortece”, wielkie napędzane parą opancerzone okręty uzbrojone w wielkokalibrowe działa. Kres ich potędze i panowaniu na morzach i oceanach spowodowało pojawienie się flotylli podwodnej, tudzież lotnictwa, jednak gdy I Wojna Światowa wybuchła to one królowały na oceanach, stanowiąc dumę i świadectwo wielkości państw.
Robert K. Massie niewątpliwie jest obdarzony dużym talentem narracyjnym, jest w nim coś z gawędziarza barwnie opowiadającego ciekawe historie. Do tego najwyraźniej posiada coś co jest zaletą każdego historyka, mianowicie „twardy tyłek”, bowiem tylko ta cecha pozwala na żmudne i męczące przesiadywanie w archiwach, by udokumentować zdarzenia, które opisuje w swojej pracy. Dzięki temu „Stalowe Fortece” czyta się nieźle, jednocześnie bez wrażenia przytłoczenia szczegółami, które być może istotne są dla pasjonata historii i militariów. To w wypadku pracy popularnej, skierowanej do szerszego grona odbiorców stanowi niewątpliwą zaletę.
Znawcy historii wojen, zarówno amatorzy jak i profesjonaliści zapewne będą mieli sporo zastrzeżeń do tej pracy – mówię oczywiście o jej polskiej edycji. Pewnie będą się przyczepiać do tłumaczenia, użytego nazewnictwa i innych szczegółów. Owszem mnie też lekko irytował brak dokładnej korekty tekstu, masa literówek, co świadczy o pewnej edytorskiej dezynwolturze, ale to cechy sporej ilości książek jakie pojawiają się w tym wydawnictwie. To choroba, która cechuje tak zwaną masową produkcję. Niestety albo chcemy mieć książki stosunkowo tanie, ale nieco niechlujne, albo zaopatrzone w aparat naukowy starannie przygotowane tomy obciążone sporą ceną. Takie życie!
Robert K. Massie „Stalowe Fortece”
Oficyna Wydawnicza FINNA 2014
Tomy 1- 3