ŻEGLOWANIE Z PERFECTSAIL. Kuchnia ostatniej szansy

wtorek, 16 lutego 2016
Anna Ciężadło
Na każdym rejsie trzeba coś jeść; podobnie zresztą, jak przed i po nim. Sęk w tym, że pozostając przez dłuższy czas na wodzie, nie zawsze mamy jak i z czego gotować, a wszyscy wiemy, jak kończyli nieudolni kucharze - albo za burtą, albo w zupie.

Oczywiście, większość z nas posiada własne kulinarne patenty i ulubione przepisy, które zawsze wychodzą (za wyjątkiem tych razów, kiedy naprawdę nam zależy). Osobiste doświadczenie plus budujące porady Wujka Google prawdopodobnie pozwolą wam zgromadzić całkiem pokaźną ilość wskazówek, więc nie mam zamiaru podawać tu konkretnych przepisów. Chodzi raczej o to, by wyznaczyć sobie pewne kierunki działania, które przy ograniczonej powierzchni, bujającej się kuchence oraz żądnej obiadu załodze, pozwolą przetrwać rejs na czymś innym niż nieśmiertelne pasztety.

 


Dobre rozeznanie to podstawa

Pierwsze, czego będziemy potrzebować by osiągnąć kulinarny sukces, to poznanie preferencji i potrzeb WSZYSTKICH członków załogi. Jasne, też zdarzyło nam się kiedyś żeglować z ludźmi, których pierwszy raz zobaczyliśmy na kei. Było... ciekawie. Są na świecie miejsca, gdzie w ten sposób poznaje się przyszłą żonę – baba, stojąc przed ołtarzem, podnosi zasłonkę z twarzy i ta-daam – niespodzianka. Bywa i tak, ale przyznajcie, że lepiej jednak spotkać drugą połówkę nieco wcześniej, żeby zaoszczędzić sobie rozczarowań.

Podobnie rzecz wygląda z preferencjami kulinarnymi. Niby istnieją rzeczy, które lubią prawie wszyscy (np. zupa pomidorowa albo lody), ale jak wiadomo, „prawie” robi różnicę, a ludzie też są różni. Wystarczy, że płynie z nami jeden wegetarianin, a zapcha nam połowę kambuza serkami tofu i mlekiem sojowym. Nie wspominając już o wymaganiach zdrowotnych – wszak wśród żeglarzy są i małe dzieci, i diabetycy, i ludziska na diecie bezglutenowej. Co więcej, poza dziećmi, pozostałe przypadki niekoniecznie chwalą się swoją dietą, tym bardziej, jeśli nie stosują jej całkiem dobrowolnie. Dlatego, jeśli nawet znamy się z resztą załogi od lat, przed rejsem warto się upewnić, że nic się w kwestii kulinariów nie zmieniło.



Idealne spasowanie

Ok, rozeznanie mamy, szczególne potrzeby uwzględniliśmy - jest dobrze, co nie znaczy, że nie uda nam się tego zepsuć. Załóżmy, dla uproszczenia, najprostszy scenariusz: wszyscy jesteśmy zdrowi, dorośli i mięsożerni. Oczywistą sprawą jest, że na rejs zabieramy przede wszystkim rzeczy, które się nie psują: ryż, makaron, chińskie zupki itp. Diabeł jednak tkwi w szczegółach – podobnie, jak stojąc przed wypchaną damską szafą, nie mamy co na siebie włożyć (naprawdę, nie mamy!), tak samo, posiadając jeszcze całkiem spore zapasy, możemy pozostać bezradni, a co gorsza, głodni. Dlaczego?
Przyczyna w obu przypadkach jest identyczna: rzeczy, które mamy przed oczami, po prostu do siebie nie pasują. Oczywiście, po kilku dniach bujania, będziemy skłonni zjeść kabanosa z dżemem morelowym i popić mlekiem skondensowanym, ale zachodzi wówczas poważne ryzyko, że za kilkanaście minut ujrzymy te ingrediencje jeszcze raz.

Dlatego właśnie potrzebny nam dobry plan, polegający na zabraniu rzeczy, które do siebie pasują oraz takich, które pasują prawie do wszystkiego. Nie namawiam do układania szczegółowego menu jeszcze przed rejsem (zresztą, komu by się chciało?). Chodzi raczej o to, by za pomocą odpowiednich dodatków, dać sobie pole manewru. To samo opakowanie ryżu możemy zjeść na słodko (wystarczy dodać musli), albo na słono (wystarczy dodać mięcho z konserwy lub warzywa). Wszystko pięknie... pod warunkiem, że mamy musli, mięsko i warzywa.
Dlatego, bazując na własnych i cudzych doświadczeniach, opracowałam subiektywną listę składników, które powinny znaleźć się w naszym kambuzie, aby umożliwić nam smaczne gotowanie (i nie wylądowanie w zupie), bez przekraczania dopuszczalnego balastu łodzi.

And the Oscar goes to...

Absolutną gwiazdą i zwycięzcą internetowych plebiscytów jest... zwykła cebula. Pasuje zarówno do kanapek (zabójczy chuch pozwoli trzymać na dystans resztę załogi), jak i do mięs, jajecznicy, makaronu czy ryżu, a w ostateczności możemy zasypać ją cukrem i po dwóch dniach mieć smaczny syrop na przeziębienie. Przy okazji mała uwaga – znacznie lepiej jest zabrać dużo małych cebulek, niż mało dużych. Po pierwsze, mniej zmarnujemy - Terry Pratchett pisał, że kobiecie zawsze zostanie pół cebuli, niezależnie od rozmiarów kobiety i cebuli, i trudno się z mistrzem nie zgodzić. Poza tym, jeśli cebule nam się zepsują albo utopią, to na pewno nie wszystkie naraz.

Miejsce drugie zajmuje bliski krewny cebuli, czosnek. Równie dobrze smakuje zwykły (o ile pamiętamy o zabraniu z domu praski), jak i suszony, granulowany czy siekany w listkach (tzw. niedźwiedzi). Czosnek, podobnie, jak cebula, pasuje prawie do wszystkich pikantnych potraw, a poza tym jest naturalnym antybiotykiem, więc w razie infekcji możemy go wcinać naprzemiennie z cebulowym syropem.

Na trzecim miejscu plasują się ex aequo rodzynki oraz dżem wiśniowy. Oba te składniki poprawią smak prawie wszystkich potraw słodkich; pasują do kanapek z serkiem, ryżu, jogurtu, budyniu, makaronu, a nawet wcinane solo, w tajemnicy przed resztą załogi (jeśli wcześniej zjedliśmy czosnek i cebulę, powinni trzymać się z daleka, więc pewnie nie zauważą).

PerfectSail zajmuje się czarterem luksusowych jachtów na Mazurach. W ofercie firmy znajdują się highendowo wyposażone jachty wodowane w latach 2010-2015. Flota PerfectSail w Giżycku to 6 jachtów żaglowych: Tes 32 Dreamer i Cobra 33 oraz 2 jachty motorowe typu Houseboat FUTURA 860 idealne do spokojnej rekreacji. Żeglarstwo to ich pasja - www.perfectsail.pl.
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620