Fakt, że na świecie istnieją samotni żeglarze, świadczy dobitnie o tym, że towarzystwo innych ludzi potrafi dać się we znaki – przecież w grupie pływa się łatwiej, bezpieczniej i taniej. Tytułowa teściowa jest tu raczej metaforą: uosobieniem kogoś, kto nas irytuje, drażni i wyprowadza z równowagi, a jednocześnie jesteśmy na niego skazani.
O ile jeszcze w warunkach lądowych większość ludzi jest do przyjęcia (aczkolwiek z trudem), o tyle na ograniczonej przestrzeni łódki, gdzieś na środku morza, sytuacja lubi nabrzmiewać. Niekiedy potrzeba naprawdę silnej woli, żeby oprzeć się pokusie nakarmienia takim egzemplarzem rekinów. Pamiętając jednak, że niektóre gatunki tych sympatycznych rybek są pod ochroną, postarajmy się rozwiązać quest „'teściowa na pokładzie” za pomocą nieco bardziej humanitarnych metod.
Kowalski, opcje!Skoro założyliśmy, że archetypowa teściowa nie ląduje w wodzie, pozostaje nam poszukać alternatywnych sposobów oczyszczenia atmosfery. Te, które tu przytoczę, zostały oparte na długich nocnych rodaków rozmowach oraz doświadczeniach naszych znajomych i ich znajomych.
Czy poniższe opcje postępowania pomogą uzdrowić każdą sytuację? Biorąc pod uwagę fakt, że po świecie po świecie pałęta się jakieś siedem miliardów ludzi - pewnie nie.
Pozostaje jednak nadzieja, że opisane tu metody wskażą wam pewne kierunki działania, a w ostateczności pozwolą odczuć nieco złośliwą satysfakcję, że nie tylko wy musicie użerać się z jakimś toksycznym egzemplarzem.
Opcja 1 – zaczynamy jeszcze w porcieWiem, o czym myślicie – a może by tak zostawić teściową w porcie? Pomysł jest rzeczywiście kuszący, ale jest to raczej ucieczka, nie rozwiązanie. A poza tym, pamiętajmy, że w końcu tam też żyją ludzie, i nic złego nam nie zrobili.
Tym niemniej, pierwsza z metod rzeczywiście zaczyna się jeszcze przed rejsem. Zanim ktokolwiek postawi stopę na pokładzie, należy zebrać WSZYSTKICH członków załogi (żeby nie było, iż uważamy, że są wśród nich osoby szczególnie upierdliwe) i ustalić jasne reguły. Oczywiście to, jakie to będą reguły i jak dalece chcemy brnąć w szczegóły, zależy od nas samych oraz od stopnia zorientowania teściowej (jeśli to jej pierwszy rejs, reguł będzie więcej i będą bardziej szczegółowe). Absolutne minimum to:
1. Wypełniamy bez dyskusji polecenia człowieka, który trzyma ster. Zawsze.
2. Prywatne żale, animozje i dąsy pozostawiamy na brzegu; na pocieszenie możemy dodać, że wrócimy do nich po rejsie – jeżeli wciąż będziemy chcieli. Takie małe zawieszenie broni znacznie łatwiej jest przeforsować, niż wielkie pojednanie, a może okazać się bardzo trwałe, jak zresztą każda prowizorka;
3. Sprzątamy swoje gacie i nie przesalamy zupy ;) Innymi słowy - szanujemy się nawzajem, nawet, jak nam się bardzo nie chce.
Co prawda, głośne wypowiedzenie reguł niekoniecznie spowoduje ich każdorazowe przestrzeganie, ale chodzi o to, by nikt nie mógł zasłonić się tradycyjnym „O, nie wiedziałem”. Poza tym, warto podkreślić, że od przestrzegania reguł zależy nie tylko kwas na rejsie abo jego brak, ale również nasze zdrowie, a w skrajnych przypadkach życie (w końcu przesolona zupa może wykończyć).
Opcja 2 – próbujemy spojrzeć z innej strony, niż zwykleCzęsto jest tak, że my nie lubimy teściowej... ale ona nas też nie. Wiadomo, że kiedy będziemy razem, będą mocne zgrzyty, warto więc ustalić, dlaczego cholera chce z nami w ogóle jechać? Na złość? Czymś się w końcu kieruje i warto ustalić co to jest. Być może poznanie jej motywów pozwoli nam spojrzeć na sytuację z innej strony.
Ponoć w każdej opasłej, starej, zgryźliwej kobiecie, siedzi mała dziewczynka i dziwi się, co się stało. Za każdym stoi też jakaś historia, nie zawsze wesoła. Nie znaczy to, że mamy przez cale życie użalać się nad kimś, komu w wieku 5 lat zdechł chomik, ale faktem jest, że przeżycia nas kształtują. Jeśli zrozumiemy, dlaczego ktoś zachowuje się w irytujący nas sposób, łatwiej będzie nam uniknąć sytuacji, które to zachowanie generują, a skoro one już wystąpią – łatwiej nam będzie mu wybaczyć (znowu...).
Opcja 3 – Musimy porozmawiać, Alejandro...Komunikacja jest ponoć jedną z domen istot inteligentnych, więc zróbmy z niej użytek. Porozmawiajmy. Ok, brzmi to, jak cytat z opery mydlanej - ale działa.
Sęk w tym, że jeśli nie wyartykułujemy swoich odczuć, emocje w końcu zrobią to za nas, i to w mało wyrafinowany sposób. Rozmowa (nawet przeprowadzona pół żartem, tak będzie zresztą łatwiej), pozwoli nam zakomunikować, że coś jest nie tak, zanim sprawy zajdą za daleko.
Nie warto zakładać, że ktoś się DOMYŚLI, że nas wkurza (a już szczególnie, że zrobi to nasza osobista teściowa). Może nastąpi to za 150 lat, a może nigdy, jeśli więc nie chcemy marnować aż tyle czasu, najlepiej jest o tym... powiedzieć.
Ba, tylko jak to zrobić? Specjaliści radzą tu użyć czegoś, co nazywają „komunikatem ja” (durna nazwa, ale nie o to chodzi). Schemat tej metody wygląda mniej więcej tak:
Ja czuję się (niepotrzebny, lekceważony, smutny - wstawiamy tu dowolne uczucie, jakie odczuwamy, kiedy teściowa robi to irytujące coś, co robi), kiedy Ty (krzyczysz, nie słuchasz, olewasz mnie, przesalasz jajecznicę, niepotrzebne skreślić).
Prawda, że proste? I w dodatku działa.