Uwaga, będziemy straszyć. A bardziej – ostrzegać. Ale jeśli ten tekst uratuje komuś wakacje (a może i życie), to uznamy, że było warto.
Pluskanie się w morzu to spora przyjemność; niekiedy jednak może się zdarzyć, że będziemy zmuszeni uprawiać ją trochę dłużej, niż byśmy chcieli. Wszystko przez podstępne prądy strugowe, których aktywność może sprawić, że zostaniemy w wodzie na dłużej. A nawet… na zawsze. Jak się przed nimi bronić?
Poznajmy wroga
Prądy strugowe bywają też nazywane porywającymi albo wciągającymi – i żadna z tych nazw nie jest zupełnie bez sensu. Obie też poniekąd obrazują, co może nas spotkać, jeśli podczas morskiej kąpieli nie zachowamy należytej ostrożności.
Prądy takie zawsze działają w strefie przybrzeżnej, zaś niebezpieczeństwo polega na tym, że ich nie widać – a potrafią być bardzo silne i błyskawicznie wciągać wodę oraz wszystko, co się w niej znajduje, w kierunku otwartego morza.
Wyobraźmy sobie teraz urlopowicza, który poszedł popluskać się w morzu, ale chciałby już wrócić na kocyk. Nic prostszego, w końcu umie pływać, jest zdrowy, trzeźwy i tak dalej. Zaczyna więc wracać. I wracać. I wracać.
Zauważa jednak, że mimo iż pracowicie porusza członkami, w ogóle nie przybliża się do brzegu, a nawet więcej – ma wrażenie, że się wręcz oddala. Zaczyna zatem machać kończynami mocniej i szybciej, tętno niebezpieczne mu przyspiesza, mięśnie zaczynają pomału protestować - a tu nic. Efektów nie widać. Jak długo tak wytrzyma?
Dlaczego tak się dzieje?
Prądy strugowe płyną przy powierzchni wody (czyli akurat tam, gdzie pływak), a powstają wszędzie, gdzie dochodzi do nagłego załamania się fal. A więc na przykład na płyciźnie. Często też generują się w okolicy falochronów i innych przeszkód, na jakie natrafia płynąca w kierunku lądu masa wody.
Prądy mogą mieć zróżnicowaną moc; niektóre płyną metr na sekundę, ale zdarzają się i takie, które potrafią osiągnąć 2,5 m/s. Czyli 9 km/h. OK, Usain Bolt śmiga 44 km/h (większość z nas prawdopodobnie ciut mniej), ale tu mowa o prędkości w wodzie. A 2,5 m/s to wartość, jaka jest poza zasięgiem nawet pływaków olimpijskich.
Dlatego na przykład na Florydzie aż 80 proc. wszystkich akcji ratowniczych podejmowanych jest właśnie w związku z prądami wciągającymi. Oczywiście, prądy takie występują na całym świecie – na wybrzeżu Bałtyku również. Co zatem możemy zrobić, poza liczeniem na dzielny Słoneczny Patrol?
Procedura
Ratownicy od lat powtarzają, że z morzem nie ma żartów, a większość przypadków utonięć bierze się z niefrasobliwości, albo wręcz ze zwykłej głupoty. Nie mamy jednak zamiaru nikogo oceniać (może poza geniuszami, którzy wchodzą do wody w stanie wskazującym), bo to, co ratownik nazywa głupotą, bywa zwykłym brakiem doświadczenia. A to może przydarzyć się każdemu. Co zatem możemy zrobić, jeśli już jesteśmy w wodzie, a prąd strugowy znosi nas na pełne morze?
Po pierwsze - poddać się
Chwila, ale chyba nie takiej sugestii oczekiwaliście, co? Tak naprawdę wcale nie oznacza ona, że mamy zgodzić się na pewną śmierć; po prostu, w miarę oddalania się od brzegu, prąd strugowy traci na sile. A zmaganie się z nim, jak już wiemy, nie ma sensu. Lepiej jest więc znaleźć się dalej od plaży, ale zachować siły, niż… też znaleźć się dalej od plaży, ale będąc skrajnie wyczerpanym bezsensowną walką.
I co dalej?
Ok, zniosło nas spory kawałek od brzegu i teraz mamy już jakiś wpływ na swoją motorykę. W takim przypadku powinniśmy zacząć płynąć - ale nie z powrotem w kierunku, z którego nas przyniosło, lecz wzdłuż linii brzegu, ewentualnie lekko po skosie.
Dzięki temu prędzej czy później natrafimy na prąd, który płynie w stronę lądu. Nie będzie on co prawda aż tak silny, jak prądy strugowe, ale z pewnością zauważymy jego obecność. Wówczas wystarczy tylko z nim współpracować, a wszystko skończy się dobrze.
Oczywiście, będziemy mieć kawał plaży do przejścia, ale nawet najdłuższy spacer między parawanami nie jest aż tak wyczerpujący, jak walka z wodnym żywiołem. No chyba, że przypadkiem obsypiemy piachem ręcznik jakiegoś krewkiego plażowicza. Wówczas pozostanie nam jedynie… ustanowić nowy rekord w kategorii sprintu po plaży. I to slalomem.
Tagi: prąd, morze, pływanie