TYP: a1

Podstawy żeglowania: no to płyniemy!

poniedziałek, 25 czerwca 2018
Anna Ciężadło

A w każdym razie – czynimy starania, aby płynąć. Opuszczenie bezpiecznej przystani nie zawsze idzie gładko, ale przynajmniej jest potem co opowiadać. W jaki zatem sposób uruchomić żaglówkę i który guzik wcisnąć, żeby ruszyła z miejsca?

Zanim wystartujemy

Nim zaczniemy śmigać po morzach i oceanach (a nawet po jeziorze), warto rzucić okiem na nasze zasoby oraz na okoliczności przyrody, jakie będą towarzyszyć naszym śmiałym poczynaniom. Mogłoby się wydawać, że to czysta strata czasu, ale w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie; jeśli pominiemy tak nieistotne kwestie, jak choćby aktualny kierunek wiatru, może się okazać, że rejs skończy się, zanim zdołamy go naprawdę rozpocząć.

 

Na co zatem powinniśmy zwrócić uwagę?

  • załoga; jakkolwiek nieprawdopodobne się to wydaje, mogą znaleźć się tacy, którzy nie do końca będą świadomi faktu, że to już i że powinni zacząć działać teraz, zaraz. Zamiast ogarniać łódkę, będą więc ogarniać Twarzoksiążkę, co skończy się równie źle dla telefonu, jak i dla całego przedsięwzięcia;

  • wiatr; być może łódka stoi akurat w takim miejscu, że trudno rozczaić, skąd dokładnie wieje – ale kiedy przemieścimy się parę metrów dalej, nie będzie już wątpliwości. Niestety, nie będzie też wiele czasu na ewentualną korektę naszych zamiarów. Bezwzględnie musimy więc wiedzieć, z której strony wieje wiatr, a w szczególności – czy dopycha nas do nabrzeża, czy też od niego odpycha;

  • pole manewru; pierwsze rejsy prawdopodobnie odbędą się na jakimś niewielkim krążowniku, ale nawet on potrzebuje nieco miejsca. Jeśli port jest zatłoczony i istnieje realna szansa, że doprowadzimy do bardzo bliskiego spotkania z inną jednostką, należy to uwzględnić i rozstawić w strategicznych miejscach (czyli tam, gdzie jest największe prawdopodobieństwo zderzenia) ludzi z odbijaczami; i bez telefonów.

 

Żeglarskie lifehacki

Próbowaliście kiedyś kręcić kierownicą samochodu, który stoi w miejscu i nie posiada wspomagania? Powodzenia. Ale wystarczy choć trochę ruszyć z miejsca, i jest już znacznie łatwiej. Podobnie rzecz wygląda w przypadku jachtów; też nie mają wspomagania (chyba, że weźmiemy pod uwagę korby oraz talie) i też znacznie łatwiej nimi zawiadywać, gdy nabiorą nieco prędkości.

Oczywiście, odchodząc od kei nie będziemy płynąć szczególnie szybko; chyba, że motorówką. Warto jednak pamiętać, że nawet najbardziej wyrozumiała jednostka nie będzie nas słuchać, gdy jej prędkość będzie zbliżona do zera. Z kolei nabranie minimalnego rozpędu wymaga przebycia pewnej odległości. Dla przeciętnej jednostki (chociaż, jak dobrze wiecie, nie ma takiej – istnieją wyłącznie nieprzeciętne), będzie to przynajmniej dwukrotność jej długości. Warto o tym pamiętać.

 

Miejmy też na uwadze, że łódka posiada coś takiego, jak ster oraz miecz (albo balast, ale to inna bajka). Zarówno ster, jak i miecz, to są płetwy - czyli w praktyce, coś w rodzaju dechy, którą często podnosimy podczas parkowania. Nie czynimy tego zupełnie bez sensu, albo na złość początkującym żeglarzom, ale z tego powodu, że w portach bywa płytko, a złamanie którejś z tych płetw to nie jest rzecz, z którą chcielibyście mieć do czynienia. O ile jednak podniesiony miecz czy ster ułatwia wpłynięcie na płytsze wody, o tyle zupełnie uniemożliwia skuteczne manewrowanie.

 

Częstym błędem początkujących żeglarzy jest zupełne zaniedbanie sprawdzenia, w jakim położeniu znajdują się te płetwy (i czy przypadkiem nie u góry). O ile jeszcze płetwę sterową widzimy, o tyle o braku opuszczonego miecza przypominamy sobie zazwyczaj wtedy, kiedy już jesteśmy głęboko w szuwarach; żeby nie powiedzieć, że w gorszym miejscu.

 

Start przy wietrze dociskającym

Zanim przejdziemy do konkretów, ustalmy, w jakich warunkach będzie odbywał się start, a mianowicie: mamy małą łódkę typu slup, sporo miejsca, a wiatr wieje prostopadle do nabrzeża. I niestety, jest przeciwko nam. Co możemy zrobić w takiej sytuacji?

Przede wszystkim, musimy pamiętać, że nie przeskoczymy praw fizyki ani okoliczności przyrody. Pozostaje nam zatem zmodyfikować miejsce startu. W jaki sposób? Już wyjaśniamy.

 

Jeśli nasza łódeczka została obdarzona silnikiem, nie mamy problemu: uruchamiamy go, odpływamy na odpowiednią odległość od nabrzeża oraz innych jednostek i tam stawiamy żagle. To, jaka to będzie odległość, zależy od naszych umiejętności oraz od siły wiatru. Na początek lepiej przyjąć zasadę, że odpowiednia to trochę większa, niż myślimy, że wystarczy.

 

OK, a co, jeśli nie mamy silnika? W takiej sytuacji ktoś z załogi będzie musiał wsiąść na bączka, wziąć cumę i popłynąć z nią do boi manewrowej (o ile taka znajduje się w okolicy, co wcale nie jest normą). W przypadku nieobecności takiej boi, można posłużyć się kotwicą, którą również na bączku wywozimy na pewną odległość.

Generalnie, chodzi o to, by łódka zamiast do nabrzeża, została zaparkowana do pojedynczego punktu na wodzie. Wówczas, po zwolnieniu innych cum, ustawi się dziobem do wiatru i znajdzie się w sporej odległości od nabrzeża, w które mogłaby malowniczo przydzwonić. Wystarczy zatem postawić żagle i śmignąć pięknym bajdewindem.

Jeśli natomiast płyniemy na małej łódce, a wiatr nie jest przesadnie mocny – możemy po prostu chwycić za pagaje, wypłynąć w bardziej dogodne do startu miejsce i dopiero wtedy rozwijać żagle.

 

Start przy wietrze odpychającym

Tu teoretycznie nie powinno być problemu, bo przecież wiatr chce nam pomóc odpłynąć. Sęk jednak w tym, by uczynić to zgrabnie i bez ofiar w ludziach.

Znów musimy przyjąć pewne założenia, a mianowicie: wiatr wieje prostopadle do kei, mamy małą łódkę typu slup i sporo miejsca. Mamy też parę opcji, bowiem metod odejścia jest tu kilka.

 

  1. Mając łódkę zaparkowaną longside (czyli równolegle do kei) i chcąc wystartować z użyciem samych żagli, możemy po prostu zluzować cumę dziobową, postawić foka i wykonać zgrabny półobrót na cumie rufowej. Następnie luzujemy cumę rufową i czekamy, aż wiatr sam nas odepchnie.

  2. Stojąc w tej pozycji, możemy założyć cumę dziobową założyć na biegowo (czyli w taki sposób, by tworzyła pętlę, którą będziemy mogli na bieżąco wydłużać bez schodzenia na brzeg), a rufową wyluzować. Sprawi to, że wiatr obróci nas dziobem do kei (i wiatru), a następnie odepchnie od niej. Wówczas będziemy mogli ustawić żagle do bajdewindu i z gracją opuścić parking.

  3. Jeśli stoimy prostopadle do kei, dziobem w stronę nabrzeża, ale pomiędzy innymi łódkami, musimy nieco się wycofać. W tym celu znów zakładamy cumę dziobową na biegowo, a następnie oddalamy się od nabrzeża, stosując następujące metody: energicznie wybieramy cumę rufową, odpychamy się bosakiem od kei, albo stawiamy grota, który w tej pozycji zadziała na biegu wstecznym (można by również posłużyć się fokiem, ale istnieje wówczas opcja, że łódź nie będzie zrównoważona żaglowo i wiatr nas obróci). Możemy też posłużyć się kombinacją tych wszystkich metod, byle znaleźć się w takiej odległości od innych obiektów, w jakiej będziemy mogli bezpiecznie wystartować.

  4. Rzecz jasna, jeśli posiadamy silnik, jest jeszcze łatwiej; po prostu wrzucamy bieg, odpływamy od nabrzeża oraz od innych łódek i dopiero tam stawiamy żagle. I w praktyce, najczęściej właśnie tak to się będzie odbywać. Mimo to, należy znać inne metody – tak na wszelki wypadek.

Tagi: jacht, keja, żeglarstwo
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 3 grudnia

W Berdyczowie urodził się Józef Korzeniowski, pisarz marynista, znany później jako Joseph Conrad; jako młody człowiek wyemigrował do Anglii, gdzie zaciągnął się na statek. Po latach służby na morzu osiadł w południowej Anglii, gdzie zmarł w 1925 r.
czwartek, 3 grudnia 1857