Prawda jest taka, że nawet najbardziej markowa, wypasiona i zaawansowana technicznie odzież wierzchnia niewiele nam pomoże, jeśli założymy pod nią „byle co”. Czyli zwykle znoszony, bawełniany podkoszulek z głupim logo, który dawno temu obiecaliśmy wyrzucić, ale wbrew zdrowemu rozsądkowi – i wyraźnym zaleceniom żony - jakoś ocalał.
Natomiast bielizna termoaktywna to zupełnie inna liga; i niestety, kosztowna. Z przykrością należy stwierdzić, iż musimy wydać na nią kwoty znacznie przekraczające cenę naszego podkoszulka, i to nawet biorąc pod uwagę fakt, że od czasu, kiedy go nabyliśmy, zmienił się system i nastąpiła denominacja.
Mimo to, jeśli raz zaopatrzymy się w taki właśnie element garderoby, prawdopodobnie już nigdy nie będziemy chcieli z niego zrezygnować. Pod warunkiem oczywiście, że wybierzemy właściwie, co wcale nie jest takie proste. Czym zatem warto się kierować, wybierając bieliznę termoaktywną?
Składem materiałowym
Jeśli nie macie zwyczaju czytać metek na tkaninach, najwyższy czas to zmienić. Przy okazji tej lektury można zresztą poszerzyć własne horyzonty, bowiem niekiedy znajdują się tam całkiem ciekawe porady - np. przepis prania, zakończony tekstem „albo daj to mamie, ona wie co robić”. Bardzo nie gender, ale jakże prawdziwe.
Nie jest jednak tajemnicą, iż materiał, z jakiego wykonana jest taka bielizna, będzie miał bezpośrednie przełożenie na nasz komfort. Oraz na cenę, która nie zawsze jest uzasadniona. No, chyba, że metką – i to nie dlatego, że umieszczono na niej jakiś zabawny tekst, ale raczej przez to, że zdobi ją znane logo.
Z czego zatem wykonuje się bieliznę termoaktywną? Opcji jest wiele, tym bardziej, że niektóre firmy opatentowały własne materiały, doposażyły je w membrany, kosmiczne powłoki i inne wodotryski, a następnie opatrzyły idiotyczną i nic niemówiącą nazwą. Prawda jest jednak taka, że do najczęściej wykorzystywanych materiałów należą:
wełna Merino; merynosy to taka odmiana baranów, których wełna jest nieco mniej gryząca, niż ta pochodząca z polskich hal (bieliznę wykonaną z wełny naszych owiec można by stosować w charakterze pokutnej włosienicy), za to równie ciepła.
Każda wełna ma tę ogromną zaletę, że grzeje nawet wtedy, gdy jest zawilgocona, a poza tym wykazuje działanie antybakteryjne. Nawet niewielki dodatek tego składnika sprawi zatem, że mimo paskudnej pogody, odczujemy na skórze przyjemne ciepełko.
Bawełna – podobnie, jak wełna, jest to naturalny i oddychający materiał, a w dodatku stosunkowo tani. Niestety, bawełna ma pewną zasadniczą wadę, a mianowicie - zatrzymuje wilgoć, a raz zapocona, długo schnie. Dlatego może stanowić w najlepszym wypadku dodatek do składu materiałowego, a co bardziej wypasione marki zupełnie z niej rezygnują.
Lycra – materiał, który królował na dyskotekach w zamierzchłych latach '80, kiedy świat był młody, a życie proste. Dziś lycra stanowi bardzo pożądany dodatek do bielizny termoaktywnej, bowiem chociaż sama zupełnie nie grzeje, nadaje ubraniom elastyczność i sprężystość, przez co mogą one idealnie opinać ciało i układać się, niczym druga skóra. Dlaczego jest to istotne, wyjaśnimy za chwilę.
Poliester, czyli lekka masakra. Ale za to tania. W odróżnieniu od wełny czy bawełny, poliester prawie w ogóle nie grzeje - nawet wówczas, gdy wygląda, jakby mógł. Mimo to, posiada inne zalety, jak choćby trwałość czy elastyczność, dzięki czemu stanowi częsty dodatek do składu materiałowego. Im mniejszy – tym lepiej dla nas.
Polipropylen – mimo groźnie brzmiącej nazwy, sugerującej „sztuczność”, polipropylen to wynalazek na miarę słynnej srebrnej taśmy. Z polipropylenu można zrobić właściwie wszystko, od koszulek i kalesonów, poprzez izolacje kabli, aż do części samochodowych czy mebli ogrodowych. Jest przy tym bardzo trwały oraz ciepły. Prawda jest taka, że polipropylen ogrzewa aż za dobrze, więc jeśli nie chcemy ugotować się żywcem, traktujmy go tak, jak wełnę – jako dodatek, a nie składnik podstawowy.
Rozmiarem
Wybór właściwego rozmiaru to prawdziwe wyzwanie. Panowie mają zwykle tendencję do wybierania rozmiarów zbyt obszernych, za to panie – zbyt małych. Trudno powiedzieć, co jest tego powodem, ale być może jest to chęć zasugerowania światu, że jest się bardziej napakowanym, niż w rzeczywistości - albo że jest się dokładnie tak filigranową, jak tego wymaga współczesna moda. Tak się jednak składa, że w przypadku wyboru bielizny termoaktywnej, obie te drogi są całkowicie do bani.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest mechanizm działania tego typu bielizny, z którego zwykle nie zdajemy sobie sprawy. I nie ma w tym zupełnie naszej winy – wszystkiemu winni są spece od marketingu, którzy, zupełnie bez sensu, nazwali tę bieliznę „termoaktywną” - co wyraźnie sugeruje pewne związki z ogrzewaniem.
Tymczasem, bielizna termoaktywna ma nie tyle ogrzewać nas, ile... odprowadzać wilgoć z powierzchni skóry. A warto pamiętać, że wilgoć powoduje, iż wychładzamy się niemal 20 razy (!!) szybciej.
Aby jednak bielizna termoaktywna miała szansę spełnić stawiane przed nią zadania, musi idealnie przylegać do naszej skóry. Idealnie. To znaczy, ani nie opinać jej zbytnio (bo będzie się zwijać w mało gustowne ruloniki, a my poczujemy się, jak tłusty baleron) ani nie pozostawiać miejsca, w które mogłoby zmieścić się powietrze.
Właściwie dobrany rozmiar jest więc absolutnym priorytetem – i nie ma co się obrażać, jeśli okaże się, że tym na tym właściwym będzie przyszyta brzydka metka „XL”. Zawsze przecież można ją obciąć, dzięki czemu nasze urażone (i przerośnięte ;)) ego będzie cierpieć nieco mniej, a uczucie miłego ciepełka podczas chłodnego rejsu pozostanie z nami.
Grubością
Zdecydowana większość firm, produkujących bieliznę termoaktywną, oferuje ją w trzech odmianach - chociaż niekiedy zdarzy się, że mniejsi producenci przysępią i pozostaną na dwóch. W większości przypadków możemy jednak wybierać pomiędzy bielizną lekką, średnią, zwaną też „uniwersalną” oraz ciepłą.
Każda z odmian odprowadza wilgoć, więc teoretycznie w żadnej z nich specjalnie się nie spocimy – chociaż, tak naprawdę to oczywiście, że się spocimy, po to właśnie nasza skóra została wyposażona w odpowiednie gruczoły. Ale, jeśli wybraliśmy właściwy rozmiar, pot zostanie natychmiast odparowany, dzięki czemu będzie nam sucho; chociaż nie zawsze ciepło.
Jaką grubość bielizny najlepiej jest więc wybrać? Jeśli nie wiemy, czego nam potrzeba, to wielce prawdopodobne jest, że wybierzemy tę średnią. Warto jednak mieć na uwadze, że dla większości firm „średnia grubość” jest odpowiednia dla przedziału temperatur od 0 do -10 stopni Celsjusza. Oczywiście przy założeniu, że pozostałe warstwy działają, jak trzeba, czyli np. nie przemakają. Natomiast bielizna, określana jako ciepła, przeznaczona jest dla amatorów sportów zimowych i pozwala na zachowanie miłego ciepełka nawet w temperaturach znacznie poniżej -10 stopni. Pamiętajmy jednak, że z bielizną, tak samo jak z każdą inną dziedziną życia, można przedobrzyć – jeśli więc nie udajemy się gdzieś za koło podbiegunowe, a przy tym posiadamy w miarę przyzwoity sztormiak i sweter, odmiana średnia może okazać się w zupełności wystarczająca. No, chyba, że jesteśmy prawdziwymi zmarzlakami. Ale w takim przypadku jest raczej mało prawdopodobne, że wybierzemy się zimą gdzieś do pingwinów.