TYP: a1

Jak skolonizować wyspę?

piątek, 2 września 2016
Anna Ciężadło
Kolonizacja jest procedurą ze wszech miar opłacalną: powiększamy swoje terytorium, poznajemy nowe kraje (a przecież podróże kształcą), a jeśli przy okazji natrafimy na jakieś fajne złoża, to tylko lepiej.


By Pedro Lira, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=137062

Według Wikipedii, kolonizacja to „osadzenie mieszkańców i tworzenie osad na terenach słabo zaludnionych lub niezamieszkanych”. Co ciekawe, istnieje kolonizacja zewnętrzna (czyli udajemy się w nieznane i tam zajmujemy sobie kawałek świata), albo wewnętrzna (czyli procedura jak wyżej, ale w naszych granicach geograficznych i etnicznych; zazwyczaj stosuje się ją wtedy, gdy jakiś kawałek terytorium jest trochę mniej atrakcyjny, niż reszta). O ile ten drugi rodzaj kolonizacji wywołuje mniej emocji (może dlatego, że rzadziej się zdarza), o tyle kolonizacja ziem całkowicie obcych raczej nie przejdzie bez echa. Tego rodzaju proceder ma długą, choć nie do końca chlubną historię – trudno bowiem nie zauważyć, iż rdzenni mieszkańcy kolonizowanych terenów mogą być niezupełnie zachwyceni przybyciem nieproszonych gości.

Kolonia niekiedy może zyskać na fakcie zostania skolonizowaną, choć oczywiście może też sporo stracić – i, jak pokazuje doświadczenie, ten drugi wariant zachodzi znacznie częściej. Ale, skoro ktoś traci – to przecież dlatego, że ktoś inny zyskał. Jak zatem wyglądała procedura kolonizacji, a przede wszystkim – czy da się to zrobić dzisiaj?

Wielkie greckie kolonizowanie

Grecy, w czasie tak zwanej epoki archaicznej, trwającej od roku 800 do 500 przed Chrystusem, odbyli proces znany dziś jako „wielka kolonizacja grecka”. Mieszkańcy rozmaitych polis mieli wówczas w zwyczaju zasiedlać wysepki od Płw. Iberyjskiego po północny wschód Morza Czarnego, a nawet okolice Egiptu.

Czego właściwie brakowało im tam, gdzie już żyli? Tego, co zawsze: rynków zbytu, surowców oraz ziemi pod uprawy – jednym słowem: przestrzeni życiowej. Skądś to znamy?


By William Faden - Library and Archives Canada - originally from: Cartouche from William Faden, "A map of the Inhabited Part of Canada from the French Surveys; with the Frontiers of New York and New England", 1777, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1196945


Co ciekawe, termin „kolonia” używany był właściwie w odniesieniu nie do Greków, ale do Rzymian. Faktem jest, że Rzymianie traktowali kolonie w sposób bardzo usystematyzowany: nadawali im prawa oraz zwierzchników, przez co mieszkańcy kolonii mogli czuć się częścią Wielkiego Imperium Rzymskiego, nawet, jeśli akurat ich prowincja znajdowała się w przysłowiowym Bździszewie Górnym.

Grecy nie mieli tego rodzaju sentymentów - kolonie greckie należały do dwóch rodzajów: mogły funkcjonować, jako tzw. „apoikia”, czyli „osada znajdująca się daleko od macierzy” – dziś nazwalibyśmy to filią, albo ONZ-tem (Osada Na Zadupiu) albo „faktoria”, czyli swojego rodzaju port handlowy. W żadnym jednak wypadku nie była to pełnoprawna część kraju, a jedynie oddalona placówka, zajmowana z konieczności.

Co ciekawe, osadnicy, którzy kolonizowali nowe terytorium, nie robili tego zupełnie z własnej woli. Polis wybierała bowiem „ochotników”, na ich czele stawiała gościa, zwanego oikistes, fundowała statki i wysyłała delikwentów w nieznane. Jeśli ekipie udało się szczęśliwie trafić na w miarę przyzwoity kawałek lądu, był on dzielony na działki: na początku równe, w miarę napływu kolejnych osadników - coraz mniejsze. W razie napotkania tubylców dochodziło niekiedy do pewnych nieporozumień, ale znacznie częściej Grecy podejmowali z nimi współpracę, a nawet handel, który z czasem stawał się głównym sposobem utrzymywania relacji z macierzystym polis. W sumie więc Grecy nie byli tacy źli i zupełnie nie wiadomo, dlaczego od starożytności funkcjonuje powiedzonko „Timeo Danaos et dona ferentes” *

Faceci w rogatych hełmach

Sławnymi kolonizatorami byli oczywiście Wikingowie, którzy na swoich smoczych łodziach podbili i złupili pół świata. Niekiedy jednak, zamiast zwyczajowo rabować, palić i gwałcić, zakładali także kolonie, chociaż trudno powiedzieć, by u podstaw tej procedury leżała zupełnie wolna wola czy też jakaś głębiej przemyślana strategia. Skąd więc wikińskie kolonie? Z konieczności – podobnie, jak emigracja Jaśko Pawlaka, który musiał uciekać do Ameryki przed zemstą Kargulów.


Wędrówki Wikingów
By The original uploader was Captain Blood at German Wikipedia - Transferred from de.wikipedia to Commons by Gikü., CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=6098791

Taka na przykład Grenlandia została skolonizowana przez niejakiego Eryka Rudego pochodzącego z Islandii, który, jak na Wikinga przystało, był dosyć krewkim facetem (i, być może, protoplastą jakiegoś Pawlaka, wszak Wikingowie hulali też po terenach Słowian, hojnie rozsiewając tam swoje geny).

Pewnego dnia Eryk wplątał się w (z pozoru mało istotny) spór z sąsiadem o krowę; niestety, konflikt przybrał tak niefortunny obrót, że zginęli w nim synowie owego sąsiada. A ponieważ zginęli z ręki Eryka, decyzją Althing (zgromadzenia narodowego Islandii) został on skazany na banicję i musiał w trybie pilnym udać się na emigrację.

Tak się złożyło, że popłynął on na zachód i natrafił tam na zupełnie niezamieszkały ląd, który wyglądał na tyle zielono, żyźnie i obiecująco, że Eryk postanowił nazwać go Grenlandią. Co więcej, po jakimś czasie Eryk wrócił na Islandię, ale nie po to, by kajać się przed sąsiadem, ale by zachęcić innych do osiedlenia się razem z nim na nowej ziemi. Musiał być dość przekonujący, albo użyć argumentów nie do odrzucenia - w końcu trudno rzucać takim wikińskim toporem. W każdym razie, wkrótce na Grenlandię popłynęło aż 25 statków (nowej ziemi dotarło tylko 14, ale to już zupełnie inna historia) z osadnikami i wszelkim dobrem, jakie udało im się zabrać na pokład. Niestety, po jakichś 300 latach nastąpiło ochłodzenie klimatu, pola stały się mniej żyzne, a odcięcie kolonii od Europy spowodowało, że z dostawami też było krucho. Wszystko to sprawiło, że mniej więcej w czasie, kiedy tłukliśmy Krzyżaków pod Grunwaldem, Wikingowie dali sobie spokój z niegościnną ziemią i odpłynęli w bardziej przyjazne regiony.

Nowożytna procedura kolonizacji

We współczesnym świecie, który pragnie uchodzić za cywilizowany, procedura kolonizacji powinna przebiegać w przynajmniej dwóch etapach. Przede wszystkim, dziś należy uzasadnić swoje postępowanie, bowiem nawet zupełnie bezwzględni władcy, jak Władimir Władimirowicz czy inny Barrack, lubią podeprzeć się jakąś ideą, usprawiedliwiając swoją agresję. Kolonizujemy więc, by wprowadzać demokrację, ratować swoich obywateli, a w ostateczności nieść kaganek oświaty i amerykańskiego stylu życia, który, nie wiadomo dlaczego, miałby sprawdzić się na przykład w Azji.

Kolonizacja kosztuje (przynajmniej na początku, potem robi się opłacalna), więc, aby społeczeństwo nie zgłaszało zbytnich obiekcji, trzeba dać mu jasny powód, dla którego ma ponosić koszty, a może i nadstawiać karku - w końcu tubylcy mogą nie do końca być zachwyceni „opieką”, jaka mamy zamiar ich objąć, oczywiście dla ich dobra.

Potem wystarczy tylko wysiąść z łodzi i ogłosić się królem, czy kim tam zechcemy.
Co ciekawe, ponieważ jesteśmy Europejczykami, może nam się udać – jak wykazały studia historyczne, na całej planecie tylko 5 państw (słownie: pięć) uniknęło kolonizacji lub przynajmniej znacznych wpływów ze strony różnych krajów europejskich.

Kto więc oparł się kolonizacji? Przede wszystkim Orient, a konkretnie: Japonia oraz Korea. Tajlandię z premedytacją oszczędzono, aby mogła stać się buforem pomiędzy wpływami brytyjskimi i francuskimi. Ostatnim krajem, jaki nigdy nie został skolonizowany jest Liberia, utworzona w 1821 roku na mocy umowy pomiędzy tubylcami, a Amerykańskim Towarzystwem Kolonizacyjnym, które pragnęło stworzyć miejsce, gdzie wyzwoleni niewolnicy mogli się osiedlać i żyć w zgodzie z 18 autochtonicznymi plemionami. Co prawda Liberia była zależna od USA, ale być może władnie to uchroniło ją przed wpływami europejskimi, a od kiedy ogłosiła własną konstytucję, stała się całkowicie niezależnym krajem.

W kraje Orientu nie warto się więc pakować, tym bardziej, że jedzenie mają podłe, a zwyczaje dziwne. W Liberii mają ciągle przewroty, wojny domowe, a jednego z przywódców skazano niedawno na… 50 lat więzienia. Inni albo to przerobili i drugi raz nie dadzą się nabrać, albo sami byli kolonizatorami i… też nie dadzą się nabrać. A może by tak zająć jakiś zupełnie „niepotrzebny” ląd?

Niech żyje wolność i swoboda

Pamiętacie, że istnieje coś takiego, jak kolonizacja wewnętrzna? Czyli, zasiedlamy tereny przez nikogo niezajęte, a w dodatku będące na podorędziu, co pozwala na zaoszczędzenie sporych kwot na transporcie i budowie rogatych łodzi. Pytanie tylko, czy to zadziała? Praktyka pokazuje, że tak - wystarczy mieć tylko dobry pomysł i znaleźć kawałek świata, do którego nikt się nie przyznaje.


By . Original uploader was AdBo at it.wikipedia - Transferred from it.wikipedia(Original text : http://en.wikipedia.org/wiki/File:Quebec_nouvelle_france.jpg), CC BY-SA 1.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=10482791


Pewien przedsiębiorczy Czech, pan Vit Jedlicka, wpadł na przykład na pomysł zaanektowania pasa ziemi niczyjej, położonej na granicy Serbii oraz Chorwacji. Państewko ma mieć powierzchnię 7 km kwadratowych i nazywać się Liberland. Pan Jedlicka, jako ekonomista z wykształcenia, postanowił nie tylko zostać prezydentem kraiku, ale przede wszystkim stworzyć miejsce, w którym ludzie będą mogli żyć i pracować „bez bycia uciskanymi przez rządy, czyniące ich życie nieprzyjemnym przez ciężar zbędnych ograniczeń i podatków", jak można przeczytać na oficjalnej stronie Liberlandu.

Podstawowa zasada, obowiązująca na terenie kraju, ma brzmieć: żyj i daj żyć innym. Wynika stąd, że żaden obywatel nie może być dyskryminowany ze względu na pochodzenie, płeć, orientację, rasę i religię, a własność prywatna ma być rzeczą świętą i nietykalną. Wszystko wskazuje na to, że Vit trafił w sedno, oferując ludziom dokładnie to, za czym tęsknią we własnych krajach – w ciągu zaledwie trzech dni od ogłoszenia pomysłu, wnioski o nadanie obywatelstwa Liberlandu wysłało niemal 19 tys. osób ze 184 różnych państw.

Wygląda więc na to, że kolonizacja nie musi się wiązać z rozlewem krwi, wyzyskiem tubylców ani inwazją zielonych ludzików – wystarczy mieć dobry pomysł. I tego się trzymajmy, bo terenów „niczyich”, a w każdym razie mało chcianych, jest na ziemi jeszcze całkiem sporo.

* „Obawiam się Greków, nawet, jeśli przynoszą dary”. Powiedzonko odnosiło się do pewnego drewnianego konia spod Troi, ale jakoś przylgnęło do Greków na kilka tysięcy lat. Swoją drogą, czy ktoś o tym pomyślał, kiedy przyjmowano ich do UE?
Tagi: kolonizacja, kolonie, Vit Jedlicka, Wikingowie
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620