To zależy: na początku rejsu zwykle żywią się tym, co przezornie zabrali z domu. Jeśli jednak rejs się przedłuża, albo załoga okazuje się bardziej żarłoczna, niż przewidywano – przychodzi czas na tak zwane lokalne przysmaki, których konsumpcja może przynieść… bardzo interesujące efekty. Jakich potraw lepiej więc unikać?
GFDL 1.2, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=495006 |
Z naszego podwórka
Zacznijmy od tego, że zewsząd otaczają nas trucizny, a rośliny, które zwykliśmy uważać za jadalne i bezpieczne, żeby nie powiedzieć - pospolite, mogą poważnie nam zaszkodzić, jeśli zjemy je w nieodpowiedniej formie lub części. Tak zwana fasola zwykła, czyli Phasoleus vulgaris jest, jak nazwa wskazuje… zwykła. I niegroźna - przynajmniej z pozoru. To poczciwe warzywo kryje jednak w sobie dwie niebezpieczne substancje: fazeolunatynę oraz fazynę, które mogą wywołać mało przyjemne objawy - biegunkę, wymioty, zapalenie błony śluzowej jelit oraz zapaść. Na szczęście tylko wówczas, gdy zjemy ziarna fasolki na surowo.
Równie groźne jest zjedzenie surowego ziemniaka (Solanum tuberosum), a jeśli ktoś wpadłby na błyskotliwy pomysł zjedzenia dojrzałych owoców ziemniaka, albo zielonych jeszcze bulw, skutki mogą być jeszcze mniej fajne. Jedne i drugie zawierają solaninę, wywołującą uczucie drapania w gardle (to jeszcze da się przeżyć), a także odurzenie, wymioty oraz cuchnącą biegunkę i drgawki. Brrr.
Roślinki zamorskie
Skoro takie atrakcje może wywołać nieodpowiedni sposób konsumpcji najbardziej pospolitych warzyw, to co może się stać, jeśli nieopatrznie popłyniemy sobie gdzieś na koniec mapy i tam zjemy coś, co jedzą tubylcy? Cóż, może być ciekawie. Nawet bardzo.
By David Monniaux - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=298810 |
Taki na przykład maniok (Manihot esculenta) jest w Afryce i paru innych częściach świata rośliną równie pospolitą, jak nasz ziemniak – i może być równie toksyczny, jeśli zostanie przygotowany w niewłaściwy sposób. Najbardziej popularną formą, w jakiej możemy spotkać maniok, jest mąka, która wydaje się być zupełnie nieszkodliwa - jeśli jednak maniok został niewłaściwie umyty i spreparowany, może nas nawet zabić. Liście oraz korzenie manioku zawierają bowiem… cyjanek, który, jak wiemy, stanowi jedną z najbardziej zabójczych substancji.
Ciekawe właściwości ma również rącznik pospolity (Ricinus communis) - roślinka występująca głównie w klimacie tropikalnym i podzwrotnikowym, uprawiana w wielu krajach świata (również w Polsce, ale raczej jako roślina ozdobna lub odstraszacz na krety i owady). Rącznik jest źródłem oleju rycynowego, stosowanego w medycynie oraz kosmetyce (a także przy budowie piramid, ale to tak na marginesie).
Olejek rycynowy jest jednak generalnie jest dość mocno toksyczny - już 1 gram rycyny to dawka wystarczająca dla zabicia… 36 tys. osób. Nic więc dziwnego, że rycyna została oficjalnie uznana za broń biologiczną, zakazaną w szeregu traktatów międzynarodowych.
Roślinki rodem z Fukushimy
Czy ktoś z nas miałby ochotę poczęstować się owockiem, który wyrósł w okolicy Czarnobyla? Raczej nie – chyba, że chcemy zaoszczędzić na elektryczności i w nocy sami sobie świecić. Tymczasem, nie zdając sobie z tego sprawy, całkiem często spożywamy owoce, które są promieniotwórcze. Jak to możliwe?
Wszystkiemu winny jest potas (K), który występuje w naturze w postaci kilku izotopów (czyli odmian) – między innymi, jako promieniotwórczy K40, którego bogatym źródłem jest banan. A ponieważ banany są popularnym towarem eksportowym, przemieszczające się transporty tych owoców regularnie wywołują alarmy w automatycznych systemach wykrywania materiałów radioaktywnych. Na pocieszenie można dodać, że organizm ludzki również zawiera ten izotop (chociaż licznik Geigera raczej przy nas nie świruje), a promieniowanie radioaktywne, jakie emituje osoba ważąca 60 kg, jest porównywalne do tego, jakie wydziela 300 sztuk bananów. Mimo to, stała ekspozycja na banany powinna być kwalifikowana, jako praca w warunkach szkodliwych, jeśli wiec kiedyś przyjdzie nam do głowy zatrudnić się na plantacji bananów, albo na statku regularnie przewożącym takie ładunki, przemyślmy dobrze ten plan.
By Taken by Deathworm at en.wikipedia - Transferred from en.wikipedia, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3580398 |
Znacznie więcej promieniotwórczego potasu zawierają natomiast orzechy brazylijskie, które dodatkowo absorbują z ziemi równie promieniotwórczy bar oraz rad. Całe to dobro kumuluje się w orzechach, które mogą zawierać nawet 0,3 proc. pierwiastków promieniotwórczych, czyli nawet 1000 razy więcej, niż inne produkty spożywcze.
Zwierzątka
Egzotyczne zwierzątka również mogą nam zaszkodzić, a nawet spowodować, że w trybie natychmiastowym opuścimy ten ziemski padół. Najsławniejszym (i przy okazji najładniejszym) przykładem takiego właśnie zwierza jest ryba fugu, należąca do rodziny rozdymkowatych i mająca zwyczaj w chwilach stresu nadymać się, jak mały balonik.
By Chris 73 / Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9900 |
Rybka, poza tym, że jest śmieszna, jest również bardzo smaczna – z zastrzeżeniem, że jej konsumpcja wiąże się ze sporymi emocjami i ryzykiem (i może właśnie o to chodzi). Cała sztuka polega na umiejętnym przygotowaniu fugu, bowiem nieumiejętne może skończyć się śmiercią smakosza. Japońscy mistrzowie fugu uczą się krojenia tej ryby przez całe 7 lat, by mieć pewność, że nie tylko usuną wszystkie toksyczne części, ale też że zrobią to we właściwy sposób. Minimalny błąd sprawia bowiem, że toksyna (a konkretnie tetrodotoksyna, zawierająca cyjanek) zatruwa całe mięsko, a nieszczęsny amator fugu umiera w mękach przez długie 24 godziny.
Równie zgubne w skutkach może się okazać spożycie rybki znanej pod nazwą blaasop srebrnopaski (silver-stripe blaasop), która jest wielkim przysmakiem mieszkańców Oceanu Indyjskiego. Są oni, podobnie, jak Japończycy, ekspertami w usuwaniu niejadalnych części ryby, a więc wątroby, skóry i organów rozrodczych. Wszystko to musi zostać precyzyjnie odkrojone przed ugotowaniem, a jeśli jakiś kawałek zostanie beztrosko pominięty, możemy spodziewać się paraliżu i poważnych problemów z oddychaniem.
Śmiertelne w skutkach może się również okazać spożycie zupełnie nietoksycznej, nie radioaktywnej, za to… żywej ośmiornicy. Ten przysmak, znany pod nazwą San Nak Ji, możemy spróbować przełknąć w Japonii, ale również w Korei. Sztuka polega na połknięciu zwierzaka, który jeszcze żyje i wierzga mackami. O ile dla człowieka z Europy jest to dość szokujące, o tyle w krajach Orientu takie danie uchodzi za prawdziwy delikates – i to nawet pomimo faktu, że każdego roku średnio 6 osób zadławią się na śmierć, próbując przełknąć protestującego stwora.
Istnieją też takie zwierzaki, które generalnie nie są trujące, nie zawierają toksyn, a mimo to nie całe nadają się do spożycia. Pamiętacie może, jak pisaliśmy o dzielnej załodze Barlovento II, która na przełomie 2014 i 2015 roku dotarła pod przewodem kpt. Macieja Sodkiewicza na najbardziej północną północ, na jaką dotarł jacht sportowy, ustanawiając nowy rekord… a przy okazji goszcząc u Inuitów, którzy poczęstowali żeglarzy mięsem niedźwiedzia. Wątroba miśka jest dla człowieka toksyczna, ponieważ zawiera zbyt dużo witaminy A, ale akurat wątróbki szczęśliwie nie podano, choć i tak było ciekawie – zresztą poczytajcie sami
TUTAJ
Wygłodniała załoga może też wpaść na pomysł samodzielnego łowienia rybek – w końcu w oceanie pląta się tak wiele rozmaitych stworów, że z pewnością nikt nie zauważy, jak kilka zjemy. Pomysł nie jest oczywiście zły – pod warunkiem jednak, że wzorem starych grzybiarzy, będziemy jeść tylko te gatunki, które dobrze znamy. Na 20 tys. sklasyfikowanych gatunków, około 500 rodzajów ryb morskich jest trujących – jeśli więc nie mamy absolutnej pewności, co udało nam się złowić, lepiej oddajmy to naturze.
Woda zdrowia doda?
Skoro rośliny i zwierzaki mogą nas wykończyć, cóż nam pozostaje – chyba woda? Jasne – pod warunkiem, że będzie przegotowana lub butelkowana (i oryginalnie zamknięta). W cieplejszych krajach standardem jest bowiem drugie życie plastikowej butelki, która często kryje w sobie lokalną kranówkę, zamiast wody mineralnej. I nie chodzi tu bynajmniej o fakt, że brakuje w niej minerałów – owszem, są tam obecne; podobnie, jak rozmaite zwierzątka, żyjące w tamtej części świata, jak na przykład ameby.
Istnieje całkiem sporo gatunków ameb i nie wszystkie (na szczęście) są dla nas równie groźne. Warto jednak mieć świadomość, że żyje między nimi taka odmiana, która zżera nam… mózgi. Zakażenie tego typu amebą (neglerioza) w 99 proc. przypadków kończy się śmiercią, a żeby się zarazić, wcale nie trzeba takiej wody wypić – wystarczy zanurkować sobie w cieplutkim, słodkim, niechlorowanym zbiorniku wodnym, jak to się zdarzyło pewnej Amerykance, Kali Hardig, która w 2013 roku złapała taką amebę i dziś jest jedną z 3 (słownie: trzech) osób na świecie, które udało się wyleczyć. Na szczęście, neglerioza jest stosunkowo rzadko spotykaną chorobą – jeśli jednak jesteśmy przywiązani do naszego mózgu, lepiej unikać wchodzenia do podejrzanej wody w miejscach, gdzie odnotowuje się najwięcej przypadków, a w USA, Nowej Zelandii oraz w Pakistanie.