Te ciekawskie, żeby nie powiedzieć: wścibskie i bezczelne ptaszyska od wieków towarzyszyły ludziom morza. Mimo iż większość z nas specjalnie za nimi nie przepada, mewy nie zrażają się wcale i nadal uparcie towarzyszą statkom, żaglówkom, a nawet małym rybackim łódkom. Czy zatem po tylu stuleciach udanej (no, powiedzmy) współpracy, mewy mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć? Oprócz niespodziewanego bombardowania, rzecz jasna...
Mewę można wypić
Jeśli myślicie, że chodzi o jakiś napój o nazwie „Mewa”, to jesteście w błędzie. Drastyczne obrazki rodem z Transylwanii, jakie mogły stanąć Wam przed oczyma, również nijak mają się do rzeczywistości, bowiem ta jest dużo, DUŻO bardziej obrzydliwa.
Istnieje mianowicie alkohol pędzony na... mewach. Zgadnijcie, kto mógł wpaść na tak szalony pomysł? Oczywiście, że ludzie, którzy nie mają innego wyboru. A przecież pić się chce. Miejscem, gdzie występuje permanentny niedostatek produktów tradycyjnie używanych do produkcji alkoholi, są rejony arktyczne oraz subarktyczne, jak np. Syberia czy Grenlandia.
Mieszkający tam Eskimosi mają dość ograniczony wybór świeżych owoców i warzyw, a zatem nie pozostaje im nic innego, jak sięgnąć po bardziej drastyczne rozwiązania. Jednym z nich jest umieszczenie martwej mewy (a przynajmniej jej kawałka) w butelce z wodą i zostawienie jej na słońcu. Po pewnym czasie ptak sfermentuje i powstanie... no, trunek. Przy bardzo dużej dozie dobrej woli oraz mocno rozbudowanej wyobraźni można by uznać to za wino.
Czy to się da wypić? To zależy od stopnia motywacji. Oraz od wytrzymałości żołądka. Bo, jak twierdzą lekarze, w odróżnieniu od rdzennych mieszkańców tych okolic, reszta ludzkości może nabawić się poważnego zatrucia pokarmowego. No, kto by się spodziewał...
Mewy mogą pić słoną wodę
OK, my też w zasadzie możemy; ale unikamy, prawda? Z pewnością wiecie, jak wybornie smakuje morze, bo chyba każdy z Was przynajmniej raz w życiu miał wątpliwą przyjemność go skosztować. O ile jednak okazjonalnie połknięty haust morskiej wody wielkiej krzywdy nam nie wyrządzi, o tyle picie jej w większych ilościach (np. na tratwie ratunkowej, w oczekiwaniu na pomoc) może nas zwyczajnie zabić, wywołując przedtem interesujące efekty specjalne w postaci skrajnego odwodnienia, halucynacji i bolesnych skurczy mięśni.
Natomiast mewy zupełnie nie mają tego problemu. Ich organizmy posiadają specjalny system, pozwalający im na skuteczne wydalanie nadmiaru soli przez nos. To tak, jakby każda miała w sobie miniaturową odsalarkę. Może wydalanie soli nosem jest mało apetyczne i zapewne niespecjalnie przyjemne, ale za to pozwala ptaszysku na utrzymanie równowagi elektrolitowej. A skoro coś działa (i to skutecznie), to nie należy czepiać się szczegółów.
Mewy są praktyczne do bólu
Skoro o skutecznym działaniu mowa: z całą pewnością można uznać, że mewy uczyniły z pragmatyzmu swojego rodzaju sztukę. Objawia się to w różnych sytuacjach i na różne sposoby, jednak trudno zaprzeczyć, że „latające szczury”, jak zwykli je nazywać ludzie, poradzą sobie niemal w każdych warunkach. Jak to robią?
Przede wszystkim, nie są wybredne; zjedzą dosłownie wszystko, co znajdzie się w okolicy dzioba. Znane są nawet przypadki, gdy mewy niechcący połknęły własne pisklę. Rzecz jasna, na co dzień są troskliwymi rodzicami i zaciekle bronią swoich gniazd, ale w ferworze walki zdarza im się zgłodnieć, a skoro coś jest małe i wygląda na jadalne... No cóż.
Poza tym, mewy są bardzo sprytne, a przy tym mają doskonałą intuicję. Błyskawicznie znajdują czułe punkty przeciwnika i, co tu dużo mówić, bezwzględnie wykorzystują tę wiedzę. Nie tylko potrafią w biały dzień ukraść puszystemu nastolatkowi hamburgera (co zapewne wyjdzie mu na zdrowie), ale nie zawahają się też przed wydziobaniem młodej foczce oczu, dzięki czemu ta zgubi się i stanie łatwiejszym łupem. Drastyczne? Owszem. Ale nikt nie obiecywał, że przyroda to tylko jelonek Bambi i rybka Nemo.