TYP: a1

Biedny kaszalot kieszonkowy...

środa, 25 marca 2020
Hanka Ciężadło

Natura nie przestaje nas zaskakiwać. Kilka dni temu, na płytkich wodach w Kapsztadzie, można było zaobserwować stworzenie, które wywraca do góry nogami nasze pojęcie o morskich organizmach; przecież kaszaloty powinny być duże (nawet bardzo), a wyrzucaniem do wody sepii tradycyjnie trudnią się głowonogi, nie ssaki. A jednak. Niestety, cała sytuacja nie skończyła się happy endem. 

 

Niezwykła kogia 

Kaszalot kieszonkowy, znany też jako kogia płaskonosa, to bardzo tajemnicze stworzenie; przede wszystkim, jest zupełnie niewymiarowa. Zamiast tradycyjnych 20 metrów (albo chociaż 13 w przypadku samic), kaszaloty kieszonkowe dorastają co najwyżej do 2,7 m długości. Czyli są rozmiarów przeciętnego delfina butlonosego.

 

Kogie żyją samotnie albo w małych grupkach i zdecydowanie unikają ludzi. Rzadko i na krótko wynurzają się na powierzchnię i właściwie nigdy nie zdarza im się towarzyszyć statkom. Być może nikczemny wzrost wprawia je w kompleksy, a może po prostu są na tyle mądre, by wiedzieć, kto jest największą zakałą tej planety. 

 

Taki styl życia kaszalotów kieszonkowych sprawia, że wciąż niewiele wiemy o tych stworzeniach, mimo iż zamieszkują one wszystkie oceany poza Arktycznym. Prawda jest taka, że to, czego udało się nam dowiedzieć na ich temat, wywnioskowaliśmy na podstawie nielicznych martwych okazów, jakie morze wyrzuciło na brzeg. Aż do teraz, kiedy udało się zobaczyć to tajemnicze zwierzę na żywo, a nawet nagrać krótki filmik z jego udziałem.

 

Duży może więcej

Pełnowymiarowe kaszaloty z upodobaniem polują na osiągające kilkanaście metrów długości kałamarnice olbrzymie. Co więcej, kiedy mają ochotę na zmianę menu, potrafią atakować i zjadać nawet na 3-metrowe rekiny. Jednym słowem, „zwykłe” kaszaloty są naprawdę groźnymi stworzeniami. To ich należy się bać, dlatego nie zawracały sobie głowy tworzeniem systemów obronnych. 

 

Natomiast ich kieszonkowi kuzyni wiele razy w życiu bywają zmuszeni salwować się ucieczką, dlatego opracowali sposób żywcem odgapiony od głowonogów: w przypadku zagrożenia wypuszczają z jelit substancję przypominającą sepię, która tworzy w wodzie swoistą zasłonę dymną. Dzięki temu kieszonkowe walenie, korzystając z chwilowego zamieszania, mogą czmychnąć przed napastnikiem. 

 

Na filmie, jaki wykonano w Kapsztadzie, uwieczniono taką właśnie sytuację: kaszalot, uciekając przed drapieżnikiem, wypuścił chmurę czerwono-brązowego płynu i chciał uciec. Jest to prawdopodobnie pierwsze na świecie nagranie dokumentujące tę niezwykłą strategię.  

 

Niestety, cała sytuacja rozgrywała się w płytkich wodach, w dodatku w okolicach portu. Kierujący się echolokacją kaszalot prawdopodobnie stracił orientację i kilkukrotnie, bardzo mocno uderzył głową o skały. Jego rany okazały się na tyle poważne, iż nie było szans na ratunek, dlatego uczeni, chcąc skrócić jego cierpienie, zdecydowali się go uśpić. 

 

Dlaczego kaszalot się zabił?

Co robił w płytkich, przybrzeżnych wodach ssak, który zwyczajowo zamieszkuje otwarty ocean? Tego już się nie dowiemy. Być może zwierzę było chore lub ranne już wcześniej i dlatego zapuściło się w rejony, w jakich nie powinno go być.

 

Karlina Merkens, specjalistka od akustyki waleni, pracująca na co dzień dla w amerykańskiej Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA)  twierdzi, że jest wielce prawdopodobne, iż waleń mógł się zgubić na skutek ech, jakie powstały na skutek odbicia fal akustycznych od obiektów w porcie. 

Żyjący w oceanie kaszalot mógł pierwszy raz w życiu zetknąć się z czymś takim, jak pionowe, betonowe nabrzeże. Dezorientacja oraz stres wywołany zagrożeniem ze strony drapieżnika sprawiły, że wpadł w swoisty amok i w efekcie zadał sobie śmiertelne rany. Ten smutny wypadek nie był więc niczyją winą. Mimo to, bardzo nam szkoda kaszalota. Nawet, jeśli był tylko kieszonkowych rozmiarów. 

 

 

Tagi: kaszalot, natura, zwierzęta
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620