Pytanie, czy aby na pewno „kontra”? Cóż, zawsze znajdą się tacy, którzy będą czuli potrzebę wykazania wyższości jednej opcji nad inną; szczególnie, że przecież ich własna jest znacznie lepsza od tej drugiej. My nie upieramy się przy sztywnych podziałach, ale jest doprawdy zaskakujące, że można snuć się po morzach latami, a potem dowiedzieć się, że… wcale się nie żeglowało, tylko uprawiało się jachting.
Trochę teorii
Żeby zrozumieć, na czym polega cała heca, musimy wrócić do korzeni - czyli do oficjalnych definicji. Możemy się z nich dowiedzieć, iż jachting to sztuka przemieszczania się z użyciem jachtu w celach sportowych lub rekreacyjno-turystycznych.
Z kolei żeglarstwo to dyscyplina sportowa oraz forma rekreacji i turystyki, polegająca się na przemieszczaniu z użyciem pojazdów napędzanych żaglami (nawiasem mówiąc, wyróżniamy żeglarstwo sportowe, lodowe, deskowe, a nawet - o zgrozo! - lądowe).
Jak widać, nie ma jakichś drastycznych różnic pomiędzy tymi terminami: obie formy spędzania czasu polegają z grubsza na tym, by zaprząc wiatr do własnych celów i dobrze się bawić.
O co chodzi?
Skoro definicje są tak zbliżone, to gdzie przebiega granica pomiędzy żeglarstwem a jachtingiem? Wygląda na to, że szkopuł tkwi w poziomie hardcoru, jaki zgotujemy sobie i naszej załodze.
Jachting to raczej pływanie dla przyjemności, połączone ze zwiedzaniem świata, wyluzowaniem, a niekiedy też błogim nicnierobieniem - co nie znaczy, że polega on na staniu w porcie i imprezowaniu przy kei (przez litość pomińmy takie postawy milczeniem). Jachting nastawiony jest na to, co stanowi esencję bycia żeglarzem: na luz, wiatr i wolność.
Natomiast żeglarstwo to krew, pot i łzy. To wojskowy dryl, psie wachty, procedury, spartańskie warunki, humory kapitana oraz wyraźne niedostatki w zakresie ciepłego prysznica i innych zbędnych wynalazków, jak np. UKF. Czyli… również wolność, ale bardziej w sensie udowodnienia sobie i światu, że możemy obejść się bez luksusów i żeglować „mimo wszystko”. A przyjemność czerpać będziemy, kiedy w końcu zasiądziemy w tawernie i w doborowym towarzystwie zaśpiewamy „jejku, jejku mówię wam, jaki rejs za sobą mam”.
Kwestia podejścia
Jak widać, ludzie wybierający żeglarstwo muszą być gotowi na sporo poświęceń; muszą też posiadać twardszą skórę i mieć świadomość, że wszelkie niedostatki w ich wiedzy oraz doświadczeniu zostaną bezlitośnie obnażone. Tego rodzaju aktywność przynosi frajdę (ale jaką!) dopiero po jakimś czasie i wymaga obowiązkowego przejścia przez mało zaszczytna rolę „młodego”, tudzież „kota”.
Natomiast jachting ma być przyjemnością od początku; przeznaczony jest nawet dla totalnego szczura lądowego, który pierwszy raz postawił niewykwalifikowaną stopę na pokładzie i nie dysponuje niczym więcej, niż dobrymi chęciami oraz pozytywnym nastawieniem.
I co z tego wynika?
Jeśli podczas jachtingu okazuje się, że łódka jest niesprawna, egzekwujemy swoje prawa u armatora (w końcu zapłaciliśmy za sprawną, prawda?). Jeśli taka sama sytuacja ma miejsce w żeglarstwie, zaciskamy zęby i próbujemy przeżyć, udając przy okazji, że nie robi to na nas większego wrażenia, bo przecież jesteśmy żeglarzami, a nie mięczakami.
Czy to oznacza, że jachting jest trochę gorszy? Przeznaczony dla „byle kogo”, a nie dla prawdziwych morskich wyjadaczy? Niekoniecznie; pamiętajmy, że o ile w żeglarstwie załoga składa się zwykle ze starych wyg, o tyle podczas jachtingu może okazać się, iż płyniemy z samymi laikami. Kiedy więc sytuacja stanie się podbramkowa (bo zepsuje się pogoda, wystąpi awaria, albo okaże się, że z jakiegoś powodu musimy dopłynąć gdzieś w trybie pilnym), jachting nagle stanie się żeglarstwem, a jego wyluzowani amatorzy będą musieli wykazać się bardzo wysokimi umiejętnościami.
Tagi: żeglowanie, jachting, rejs