… i to, o zgrozo, na wschód. A chociaż wieść niesie, że musi tam istnieć jakaś cywilizacja, wolelibyśmy chyba, żeby biegun północny był uprzejmy tkwić tam, gdzie jego miejsce: na północy.
Dlaczego zatem ostatnio przemieścił się na Syberię? A kto go tam wie. Należy jednak zastanowić się, co taka zmiana może oznaczać dla przeciętnego Kowalskiego i czy czas już robić zapasy (jeszcze większe, niż na pandemię), albo aktualizować mapy.
Czy to normalne?
To zależy, co uznamy za normę. W historii naszej planety przebiegunowania, a właściwie przemagnesowania, zdarzały się już wielokrotnie. Jeśli wierzyć uczonym, jakieś 16 milionów lat temu biegun północny przemieszczał się z prędkością 3°... dziennie. Ślady tych wydarzeń możemy łatwo odczytać w skałach, z których część (tak dla przypomnienia) wykazuje właściwości magnetyczne.
Zostawiając jednak na boku zawiłości geologii; co się stanie, kiedy bieguny znów się odwrócą? Albo chociaż mocno przesuną? Czy delfiny i wędrowne gęsi zgubią się zupełnie, nie wspominając już o podróżnych, ślepo polegających na wskazówkach GPS?
Może nie będzie aż tak dramatycznie. Ale faktem jest, że może być ciekawie. Uczeni z UCLA twierdzą, że pole magnetyczne Ziemi zmienia kierunek co około 40 tys. lat. W okresach „przełączenia”, a taki właśnie moment obserwujemy teraz, pole magnetyczne nie znika, ale zmienia swój dipolowy charakter. Innymi słowy: świruje, posiadając zamiast dwóch biegunów, do których jesteśmy przyzwyczajeni, kilka różnych kierunków. W dodatku zmieniających się dynamicznie.
Dlaczego biegun się przemieszcza?
Rzecz jasna, cały czas mowa o biegunie magnetycznym; ten geograficzny jest tam, gdzie zawsze. Aby wyjaśnić zjawisko migrującego magnetyzmu, należy odświeżyć wiedzę z pogranicza geografii i fizyki. Nie wątpimy, że pilnie uważaliście na lekcjach, ale gdyby przypadkiem nie było Was w ten dzień w szkole, uprzejmie przypominamy co i jak.
Pole magnetyczne Ziemi powstaje na skutek poruszającego się, stopionego żelaznego rdzenia. A coś, co jest płynne i pozostaje w ciągłym ruchu, nie może wygenerować stałego pola magnetycznego. I wcale tego nie robi, dlatego bieguny mają w zwyczaju przemieszczać się, i to niezależnie od siebie (czyli nie ma tak, że jeden przesunął się o 5 cm, to drugi też o 5, żeby nadal były dokładnie naprzeciwko). I w tym właśnie tkwi szkopuł.
Kierunek: wschód!
Jak czytamy na stronie NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration) od chwili, kiedy północny biegun magnetyczny został oficjalnie odkryty (a miało to miejsce w 1831 roku), przemieścił się on o jakieś 2250 km. Całkiem sporo. Co więcej, nie jest to ruch jednostajny, a w ciągu ostatnich 20 lat biegun jakby przyspieszył. A chociaż do rekordowej prędkości 3° na dzień jeszcze mu daleko, faktem jest, że o ile w 2000 roku przemieszczał się około 10 km/rok, a obecnie jest to już 55 km/rok. Co to może oznaczać?
Przede wszystkim, spadek natężenia dipolowego pola magnetycznego naszej planety. Nie oczekujmy jednak jakiegoś spektakularnego „bum!”. Będzie to raczej proces, niż wydarzenie. Co więcej, proces ten trwa już od dłuższego czasu. Badania dowodzą, że od początku naszej ery natężenie pola magnetycznego Ziemi zmalało o ok. 35 proc. Co więcej, współcześni specjaliści mierzą natężenie pola magnetycznego na bieżąco i są zgodni co do faktu, że na przestrzeni co najmniej 150 ostatnich lat spadek natężenia znacznie przyspieszył. I co z tym fantem zrobimy?
WMM
Czy wskutek tych wszystkich zmian zgubią się wieloryby, pszczoły i inne zwierzaki, to się okaże. Nas bardziej interesuje fakt, że mogłyby zgubić się statki. Aby temu zapobiec, uczeni co 5 lat aktualizują tak zwany WMM (World Magnetic Model), czyli Ziemski Model Magnetyczny.
Na nim właśnie opierają się wszelkie systemy nawigacyjne, nie wyłączając tego, który prawdopodobnie macie w smartfonie. Oraz tego, na którym polega NATO. Coraz częściej wspomina się jednak, że chyba będzie należało zagęścić ruchy i dokonywać aktualizacji w odstępach czteroletnich.
Podstawowym skutkiem migrującego bieguna będzie zatem (a właściwie już jest) przysporzenie pracy uczonym. OK, a co będzie, jeśli pole magnetyczne jeszcze bardziej osłabnie? Czy dopadnie nas promieniowanie jonizujące i wybije wszelkie życie na tej planecie?
Homo smartfonus
Uczeni twierdzą, że nie będzie tak źle. Nawet jeśli magnetyzm ziemski osłabnie niemal do zera, uderzające w naszą jonosferę cząsteczki wiatru słonecznego, w połączeniu z ruchem obrotowym Ziemi, utworzą coś na kształt tymczasowego pola, które choć częściowo nas ochroni. Tak to przynajmniej działa na Wenus, która własnego pola magnetycznego nie posiada, za to rozmiarami przypomina Ziemię.
Oczywiście, taka prowizorka nie będzie chronić nas przed promieniowaniem kosmicznym w takim samym stopniu, w jakim robi to „zwykłe” pole magnetyczne. Z pewnością taka sytuacja wpłynie negatywnie na szeroko pojętą łączność, ale poza tym nie powinna zrobić nam większej krzywdy.
Naukowcy podkreślają zresztą, że nasi przodkowie – choćby Homo Erectus – przetrwali już takie zjawiska i nie wyginęli. Niby tak, ale oni nie mieli smartfonów...
Tagi: pole magnetyczne, Ziemia