Mimo że trudno w to uwierzyć, od sławnej katastrofy Costa Concordii minęło już 11 lat. Nadal nie milkną jednak echa tamtych wydarzeń, tym bardziej że wiążą się one z bardzo konkretnymi kosztami. W tym przypadku – dosłownie – ciężkimi: starszy pan, który musiał zapłacić stoczni odszkodowanie, zrobił to z użyciem... 30 kilogramów monet. Chyba chciał w ten sposób coś zaakcentować.
Jak do tego doszło?
Jedenaście lat to kawał czasu, więc przypomnijmy pokrótce: wielki wycieczkowiec uderzył w skały obok wyspy Giglio, ponieważ jego kapitan, lekceważąc procedury i zdrowy rozsądek, postanowił przykozaczyć przed swoją dziewczyną i przepłynąć przez wąski na około 68 metrów przesmyk pomiędzy skałami.
Skończyło się spektaularną katastrofą, 32 ofiarami śmiertelnymi i totalnym chaosem podczas ewakuacji (sam kapitan jako jeden z pierwszych opuścił pokład i mimo nacisków nie chciał powrócić na statek, by kierować akcją ratunkową). Wydarzenie zaowocowało też licznymi pozwami o odszkodowania. Jedna z takich spraw znalazła właśnie swój finał w drobniakach.
Straszna noc
Do katastrofy doszło późnym wieczorem, nieco przed godziną 22.00. Na pokładzie Costy Concordii był między innymi Ernesto Carusotti, liczący dziś 82 lata Włoch, a także jego żona. Starszy pan, któremu mimo trudności udało się przeżyć (chociaż łatwo nie było - jak sam wspomina, on i jego małżonka przez 2 godziny błąkali się po wraku, zanim zdołali go opuścić), wytoczył proces między innymi przeciw stoczni w Genui, która zbudowała statek (nazwy stoczni wolimy nie podawać, bo nie mamy w redakcji odpowiednio dużej walizki).
Dlaczego tak postanowił, to osobna historia – faktem jest, że przechył znacznie utrudniał zwodowanie łodzi ratunkowych. "Pamiętam wciąż numer pokładu, na który weszliśmy i pierwszą szalupę numer 12, do której mieliśmy wejść. Ale statek był już przechylony i mimo wielu manewrów nie udało się jej opuścić, bo uderzała o bok" – mówił Ernesto.
Wyrok sądu
Ostatecznie starszy pan przegrał proces przeciwko stoczni i musiał pokryć poniesione przez nią koszty sądowe w kwocie 14 tysięcy euro. OK, zdarza się. W tym jednak momencie historia staje się prawdziwie piekielna, bowiem pomimo faktu, że Ernesto zdążył już zapłacić większość tej sumy (dokładniej mówiąc: 10 tysięcy euro), adwokaci stoczniowego potentata wystąpili o konfiskatę majątku pana Carusottiego na rzecz uregulowania ostatniej transzy odszkodowania. Czy chcieli mu w ten sposób dopiec, czy miała to być po prostu pokazówka wobec kolejnych ewentualnych roszczeń? Tego nie wiadomo.
Pewne jest natomiast, że wobec takiego obrotu spraw staruszek zwrócił się o pomoc do organizacji obrony praw konsumentów Codacons. Ta poradziła mu, by zrobił swoją pokazówkę – i resztę kwoty odszkodowania wypłacił w monetach. Do spłacenia brakujących 4 tysięcy euro użyto więc 3944 monet i... walizki.
Tagi: Costa Concordia, odszkodowanie, monety, genua, wyrok