...a kolejnych 300 czeka na pokładzie innego, tym razem norweskiego, statku. Desperacja ludzi biorących udział w tym dramacie oraz zawiła sytuacja geopolityczna tworzą mieszankę bardzo wybuchową, a fakt, że niedawno włoski sąd skazał kapitana, który odwiózł migrantów do ich domu, wcale nie poprawia sytuacji. Jak to się może skończyć?
Niemiecka „pomoc”
W niedzielę 7 listopada niemiecki statek Sea-Eye 4 przewożący na swoim pokładzie około 800 migrantów, dostał pozwolenie na wejście do sycylijskiego portu Trapani. Jednostka od kilku dni oczekiwała na decyzję włoskich władz. Statek podjął ludzi z dwóch przepełnionych łodzi, na których dryfowali po morzu. Większość z nich stanowią mężczyźni, oprócz tego jest 5 kobiet w ciąży i około 160 dzieci poniżej 10 roku życia. 200 osób potrzebowało pilnej pomocy medycznej.
Można by zastanowić się, co kieruje Niemcami. Dlaczego decydują się wysłać swoje jednostki po migrantów, a kiedy już przyjmą ich na pokład, czemu nie zawiozą ich na przykład do Hamburga? Ok, byłaby to dłuższa wycieczka przez morze – ale nie musieliby wtedy liczyć na „łaskę” żadnego innego kraju.
Czy jednak czynienie miłosierdzia cudzymi rekami zasługuje na pochwałę? To trochę tak, jak zwrócenie dziecku uwagi – no, ustąp pani miejsca w autobusie. Osoba mówiąca te słowa wcale nie jest gentlemanem. Gentleman sam by wstał, dając dziecku przykład.
Ziemia obiecana
W tym dramacie nie ma zwycięzców – choć być może 800 szczęśliwców, którzy właśnie postawili stopę na włoskiej ziemi, za takich się uważa. Nie wszyscy oni uciekają oni przed wojną, chociaż część z nich naprawdę ma za sobą dramatyczną historię. W większości jednak szukają lepszego życia. I trudno ich za to winić. Zapewne wielu z nas, będąc na ich miejscu, zrobiłoby dokładnie to samo, jeśli nie dla siebie, to chociaż dla swoich dzieci.
Wsiadają więc na rozklekotaną łódź lub ponton, wiedząc doskonale, że prawdopodobnie nie dopłynie on do ziemi obiecanej, czyli Europy. Liczą jednak na to, że po drodze trafią się ludzie, którzy nie zostawią ich na morzu. I tu zaczyna się druga odsłona dramatu.
Twardy orzech do zgryzienia
Co ma zrobić kapitan statku, widząc łódź pełną migrantów? Zignorować? Zabrać na pokład i zastanawiać się, co dalej? W dobie koronawirusa dochodzi jeszcze kwestia bezpieczeństwa: szczepimy się (niekiedy jest to warunkiem utrzymania pracy), dezynfekujemy, nosimy maseczki, po czym beztrosko przyjmujemy do siebie kilkaset osób, które z pewnością nie są zaszczepione, nawet gdyby tego chciały.
Zabranie migrantów do Europy pociąga za sobą szereg komplikacji, jednak odstawienie ich do domu również nie wchodzi w grę. Niedawno trybunał w Neapolu skazał na rok wiezienia kapitana, który uratował z pontonu 100 migrantów, po czym odwiózł ich tam, skąd przybyli – do Trypolisu (Libia). Zdaniem sądu, kapitan w ten sposób odebrał im szansę na ubieganie się o azyl i naraził na niebezpieczeństwo.
Wygląda na to, że nie ma tu dobrego rozwiązania. Nie można zostawić ludzi bez pomocy, a udzielenie jej w jakiejkolwiek formie pociąga daleko idące skutki – najważniejszym z nich jest zaś fakt, że dzięki temu taki proceder będzie się powtarzał.
Tagi: Niemcy, Włochy, Sycylia, migranci, uchodźcy, dramat, pomoc