TYP: a1

Kiedy nie możesz żeglować - uruchamiasz wyobraźnię i robisz e-rejs

poniedziałek, 27 kwietnia 2020
Monika Frenkiel

To miał być jubileuszowy, 10. Rejs Szantymaniaka na Zawiszy. Tak wyczekiwany, że kiedy w zeszłym roku organizatorzy, czyli Kasia Szarecka i Adam Entrant Papliński otworzyli zapisy, kilkadziesiąt miejsc rozeszło się jak świeże bułeczki. A potem świat opanował koronawirus i choć niemal do ostatniej chwili wierzyliśmy, że 14 kwietnia wyruszymy w morze, ostatecznie trzeba było pogodzić się ze smutną prawdą, że się nie spotkamy. I wtedy stał się cud! Wypłynęliśmy. Ciągnęliśmy liny i cumy, stawialiśmy żagle, pilnowaliśmy trapu, nawet, ku radości wszystkich, przetykaliśmy wrażliwą instalację sanitarną Zawiasa. Jak to możliwe, zapytacie? Bo Kasia i Adam nie odpuścili i postanowili zrobić pierwszy w historii Zawiszy Czarnego e-rejs.

 

Owszem, o e-regatach słyszałam wcześniej, i o symulacjach żeglarskich, ale żeby robić wirtualny rejs? A jednak udało się, dzięki zaangażowaniu wszystkich. Znaliśmy jednostkę, płynęliśmy na niej nie raz. Każdy z nas dysponował sporą kolekcją zdjęć z poprzednich Szantymaniaków. Wojtek Zientara, kapitan, miał sporo filmów z manewrów portowych czy robionych podczas pływania. Grzegorz Kwas, który miał być starszym oficerem/chiefem rejsu mocno wsparł e-rejs technologicznie rozmaitymi symulacjami. A potem....ruszyło szaleństwo.

 

- Zaczęło się od tego, że organizując 10. edycję Szantymaniaka, mieliśmy fantastyczną odpowiedź od ludzi. Wszyscy bardzo się na nią cieszyli, ostatecznie utworzyła się świetna ekipa. Pandemia uniemożliwiła rejs, ale strasznie żal nam było tej energii i radości – mówi Kasia Szarecka, która razem z Adamem Paplińskim organizuje Szantymaniaki. - Temat nas męczył, wrócił przed świętami, postanowiliśmy zrobić wersję wirtualną, żeby potrzymać kontakt. Myśleliśmy o tym, żeby wrzucić kilka zdjęć, spotkać się on-line.

Oczywiście potrzebna była trasa – ta na każdym Szantymaniaku zawsze pojawia się niemal w ostatniej chwili, ustalana przez kapitana na podstawie prognoz pogody. Ale trzeba było ustalić początek i koniec rejsu, trasę... Kasia i Adam zaprosili do pomysłu kapitana, czyli Wojtka Zientarę, technologicznym nieocenionym wsparciem okazał się Grześ. - Gdy kilka dni przed oficjalnym "wypłynięciem" organizatorzy postawili mi zadanie (oczywiście to była prośba o wsparcie) zorganizowania wsparcia nawigacyjnego dla e-rejsu, to już wiedziałem, że będzie ciekawie – mówi Grzegorz Kwas, Starszy Oficer/Chief na e-rejsie. - Przejrzałem dostępne oprogramowanie, biorąc pod uwagę, że ma spełniać specyficzne wymagania: ma być programem nawigacyjnym i jednocześnie ma być dostępne dla kilkudziesięciu osób załogi tak aby na bieżąco mogli śledzić postępy naszego rejsu.

Wybór padł na platformę SignalK (tu podpowiedź Grzegorza: https://signalk.org/). - SignalK to nowy projekt otwartego standardu wymiany danych dla urządzeń nawigacyjnych i pokładowych, który mam nadzieję zastąpi wiekowy już standard NMEA0183. Załoga wykazała bardzo dużą chęć nauki, system był często używany, sądzę więc, że ten sposób prezentacji danych nawigacyjnych może zostać wykorzystany jako bardzo dobra platforma szkoleniowa dla elektronicznej nawigacji. Moim zdaniem był to dobry wybór i po sprawdzeniu w rejsowym boju wiem, że jest to przyszłościowy projekt.

 

Ramka:

Stos technologiczny e-Zawiszy Czarnego to:

Raspberry Pi 4 - hardware

Raspbian OpenPlotter v2 - system operacyjny

SignalK node.js serwer danych nawigacyjnych

SignalK/freeboard-sk - chartplotter wystawiony do internetu dla wszystkich

SignakK/sksim - symulator danych nawigacyjnych

OpenCPN - wsparcie lokalne.

 

 

Potem pojawiały się kolejne koncepcje. Powstała grupa na FB, na niej link do symulacji archiwalnego rejsu do Liepaji (taki kierunek ustalił kapitan), dziennik jachtowy, lista załogi i rozkład wacht. Pomysły się mnożyły – wybijano szklanki, wachty skrzykiwały się do manewrów na messengerze, stary...pardon, kapitan nagrywał swoje tradycyjne „trucie” i wrzucał filmiki, dwukrotnie zorganizowano „kubrykowe spotkanie” na Zoomie, powstała rejsowa piosenka ułożona przez Agatę Lubiejewską, do której załoganci dogrywali chórki i filmiki, zbiorowe zdjęcie złożone z selfie, każdy dostał e-opinię z e-rejsu... Co ważne – na e-rejsie pojawiło się więcej osób niż mogłoby na realnym, ale e-Zawisza, jak się okazało, jest elastyczny i rozciągliwy i przyjmie nawet tych, którzy już w trakcie „dopływali” pontonikami, wpław czy „odnajdowali się” w zakamarkach.

- Kilka miesięcy temu Kasia zaprosiła mnie, do wzięcia udziału w kolejnej edycji „Rejsu Szantymaniaków”. Po zeszłorocznym rejsie pomyślałem, że byłoby wspaniale spotkać się ponownie, pożeglować, pośpiewać, pobawić się. Jednak w toku codziennych zajęć przegapiłem terminy i zanim się zorientowałem... zabrakło miejsc. Zawisza nie jest z gumy (może taką modyfikację wdrożą armatorzy kiedyś? Podrzucam pomysł) – opowiada Grzegorz Ampuła. - Myślę - przepadło. Nagle pojawiają się informacje o ograniczeniach w podróżowaniu i myśl, że rejs w ogóle może nie dojść do skutku. Jednak Kasia i Adam nie załamują się, proponują coś niezwykłego. Coś o czym nie słyszałem wcześniej i co wcześniej prawdopodobnie nie było "ćwiczone" przez nikogo. Dla mnie - uziemionego podwójnie, bo najpierw przez swoje gapiostwo, a później przez ograniczenia, pojawiła się nadzieja na przeżycie czegoś nowego, potencjalnie interesującego. I "zaciągnąłem się na herbaciany kliper", jak mawiają klasycy. Czegoś podobnego, aż tak pozytywnego się nie spodziewałem. Strzałem w dziesiątkę było zorganizowanie wszystkiego jak w prawdziwym rejsie: podział na wachty, odprawy, przemowy kapitana. Niesamowicie dużo realizmu dało śledzenie naszej drogi na żywo, na specjalnie stworzonym do tego celu przez Grzegorza serwerze, wypełnianie prawdziwego dziennika, śledzenie pogody, ogłaszane alarmy do żagli, wyobrażanie sobie tych wszystkich manewrów, poparte zrobionymi w poprzednich rejsach przez Wojtka filmami. Wszystko w czasie rzeczywistym, z prawdziwą interakcją między uczestnikami. Kto tylko mógł, komu obowiązki zawodowe i domowe pozwalały, wpadał na swoją wachtę, czy to nawigacyjną, czy w kambuzie, a nawet na trapie w porcie. „Generowanie” przez wyobraźnię uczestników sytuacji, które na prawdę mogły się zdarzyć (brak rąk do pracy przy konkretnym żaglu, potknięcia załogantów, zużycie najpierw małe, później podejrzanie duże wody, zmiany zmarzniętych przy sterze, że nie wspomnę już o słynnym zatkaniu się toalet) dodawało jeszcze więcej realizmu. Wszystkich pomysłów nawet nie zliczę, a i pewnie jeszcze długo będę odkrywać w zapisie historycznym rejsu. Spotkaliśmy się razem na żywo w tawernie - technologia nam pomogła, a wiele osób nie mogło się rozejść do koi (jak w życiu) i niedobitki zamykały spotkanie późno w nocy (nad ranem?). Na koniec dostaliśmy prawdziwe opinie, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, a chyba każdy zaśpiewał (a bardziej odważni udostępnili swoje występy publicznie) rejsową piosenkę. Myślę, że wyjątkowość tego rejsu przejdzie do historii polskiego żeglarstwa i będzie cytowana w książkach i opracowaniach naukowych. Spotkajmy się załogo w najbliższym możliwym czasie już fizycznie. Myślę, że wszyscy uczestnicy tego wydarzenia czekają z utęsknieniem.

 

Każdy z załogantów angażował się kiedy i jak chciał. A wszyscy chcieli, i to mocno. Narcyza nagrała film, jak zwija żagiel ubrana w sztormiak pod własnym prysznicem. Adam i Kasia zamontowali sobie koło sterowe na balkonie, Grzegorz pompował zenzę – kreatywność, jak się okazało, nie zna granic. I kolejny raz było widać, że na Szantymaniaku nie ważne gdzie się płynie (i czy w ogóle), ale z kim :-)

 

- 2020 rok. Miał się odbyć 10 Rejs Szantymaniaka, czyli mój trzeci raz na pokładzie Zawiszy Czarnego. Wielka radość oraz spore zainteresowanie udziałem w rejsie sprawiło, że w niecałe dwa tygodnie po ogłoszeniu terminu, miejsc na rejs już praktycznie nie było – wspomina Agata Agatonek Mryczko. - Myślami już stałam na nieustannie kiwającym się pokładzie Zawiszy Czarnego. Ale plany i marzenia szlag trafił. Zagrożenie wirusem, ogólna kwarantanna. Ograniczenia wychodzenia z domu, maseczki chirurgiczne na twarzach obowiązują wszystkich, rękawiczki jednorazowe. Rzeczywistość. Firmy pracują zdalnie, pozamykane są szkoły, przedszkola. Knajpy, wszelkie usługi nie działają. Szlaki górskie pozamykane, na morze nie wolno. Online odbywają koncerty, nauka. Absolutnie wszystko. Siedzę i nie wierze. Ale jak to? Jak to nie będzie rejsu? Stanęłam na rzęsach, żeby kasę na niego mieć a tu lipa. Śledząc te wszystkie informacje, mamy nadzieję, że jednak popłyniemy. Niestety - ku wielkiemu smutkowi, rejs zostaje odwołany. Ale wyjątkowi organizatorzy wpadli na pomysł, że skoro wszystko teraz odbywa się i tak w internecie, to może zrobić po prostu wirtualny 10. Rejs Szantymaniaków. I tak ma być przecież wyjątkowym wydarzeniem. Na przekór WSZYSTKIEMU. Tak, właśnie tak odbył się, całkowicie wirtualnie, na jednym z portali społecznościowych. Z podziałem na wachty, z realnymi manewrami, czy komendami przy stawianiu i zrzucaniu żagli. Ba, nawet z symulacją komputerową takiego REJSU. Realizacja wacht do 4 rano była wyzwaniem, ale ogarnęliśmy i to.

 

Rejs całkowicie wirtualny z wyobrażeniem sytuacji, które są możliwe do wydarzenia na tym żaglowcu. Wszyscy, praktycznie jednogłośnie, uruchomili wyobraźnię i tak żeglowaliśmy. Nie było tak, że bawi się 5 osób, a reszta patrzy jak na wariatów. Wszyscy, w ramach możliwości udzielali się i wczuwali w przydzielone na wirtualnym żaglowcu rolę członków załogi. Nagle, wśród kwarantanny i zakazów my żeglujemy! Niesamowita radość!!

W trakcie naszego, jakby nie było internetowego rejsu powstawały nawet filmy z przemowami kapitana,czy wyszukiwane przez nasza pełną pomysłów kadrę dzwonki alarmów, czy wybijania rytmu szklanek. I tak przez 5 dni. Cudowne doświadczenie. Wyobraźnia, znajomość żaglowca, a przede wszystkim realna tęsknota za pokładem Zawiszy, za ludźmi zrobiła swoje. Wszystko to sprawiło, że przez te kilka dni, naprawdę czuliśmy się jak na pokładzie, na chwilę zapominając o otaczającej rzeczywistości. Nie da się ukryć, że taki rejs jest żeglowaniem naszej wyobraźni, nieustannie marzymy o rzeczywistym spotkaniu na pokładzie Zawiszy, ale jak mówią, najważniejsze, to w odpowiedniej być w załodze. A ta załoga, składająca się z absolutnych wariatów, którzy w sytuacji wydawałoby się bez wyjścia, jak trzeba, to nawet wirtualnie potrafią żeglować. Niezależnie od wszystkiego, czekamy niecierpliwie na zakończenie tej epidemii, spotkanie całej naszej e-załogi w rzeczywistości, najlepiej w jakiejś mocno zaprzyjaźnionej tawernie – mówi Agatonek.

 

- Na Zawiszy nie pływają tzw. normalni ludzie tylko pozytywnie zakręceni wariaci. Tylko z takimi mógł się udać rejs w naszej wyobraźni. To, czego dokonaliśmy z naszą e-załogą jest nie do powtórzenia przez inne załogi. Tęsknię do spotkania w realu ,wyjścia w morze wiem że niedługo to nastąpi – dodaje Romek Stawski.

 

Ewa Bolińska – Gostkowska: Na nasz rejs czekałam cały rok. Wyprawa na Zawiszy to jest prawdziwe przeżycie i masa dobrej energii, którą zabiera się z powrotem na ląd. Sytuacja nas uziemiła, ale nie zatrzymała. Nie ma to jak płynąć z właściwą załogą. Nasz e-rejs to była szalona, wesoła, spontaniczna i mega pozytywna wyprawa, która sprawiła, że znowu się dużo śmiałam. Z taką ekipą żadne burze nie są straszne. Czekam naszego kolejnego spotkania w realu i w e-wydaniu. Dziękuję za tę przygodę

 

Darek Nowicki - Jak to mówią „dla chcącego nic trudnego”. Jak ktoś nie chce to szuka powodu a jak ktoś chce to szuka sposobu. Po Wielkanocy miałem popłynąć w tradycyjny rejs na SY Zawisza Czarny. Niestety pandemia zablokowała realizacje planów, ale dzięki pomysłowości organizatorów, kapitana i uczestników rejs się odbył. Nie w realu ale w necie. Grupa na FB, symulacja rejsu. Manewry, alarmy, posiłki, sprzątanie oraz imprezy na wideokonferencji. Wypełnianie dziennika rejsowego i symulacja rozmów ze statkami i portami. Niesamowite, wariackie dość doświadczenie.

 

Rejs się zakończył ale idea, jak się okazało, nie umarła i ruszyła w świat. Następny rejs „Zawiasem” zaraz po Szantymaniaku, czyli Rejs Muzyków, również doczekał się wersji wirtualnej...

Tagi: e-rejs, Zawisza Czarny, koronawirus
TYP: a3
0 1
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 3 grudnia

W Berdyczowie urodził się Józef Korzeniowski, pisarz marynista, znany później jako Joseph Conrad; jako młody człowiek wyemigrował do Anglii, gdzie zaciągnął się na statek. Po latach służby na morzu osiadł w południowej Anglii, gdzie zmarł w 1925 r.
czwartek, 3 grudnia 1857