Państwa Unii Europejskiej rozważają pomysł zamknięcia portów dla rosyjskich jednostek. Wcześniej taką decyzję podjęła już Wielka Brytania. Jeśli rozważania naszych decydentów pójdą pomyślnie, będzie to kolejny cios wymierzony w gospodarkę Rosji. Oby okazał się skuteczny.
Co to da?
Nie tyle da, ile zabierze. Taka decyzja przede wszystkim obierze agresorom poczucie bezkarności oraz złudzenia o byciu mocarstwem. Wszelkie sankcje, począwszy od tych o znaczeniu symbolicznym (wykluczenie z zawodów sportowych czy zerwanie współpracy partnerskiej pomiędzy miastami), jak i gospodarczym, mają uświadomić Rosjanom, że we współczesnym świecie nie da się być samotną wyspą, a czasy caratu to już odległa przeszłość.
Rosja, dla której przestrzeń powietrzna została już zamknięta, z pewnością odczuje teraz ograniczenia w ruchu morskim. O ile oczywiście okażą sie one przemyślane, bo, jak się zaraz przekonamy, dotychczasowe regulacje nie do końca spełniają swoje zadanie, co widać wyraźnie zwłaszcza w Niderlandach.
Kiedy zapadnie decyzja?
Jak powiedział rzecznik Komisji Europejskiej - „w odpowiednim czasie”. Wiadomo, że pomysł zamknięcia portów dla rosyjskich jednostek był rozważany już w niedzielę. Na razie takie decyzje jeszcze nie zapadły (stan na środę rano). Warto pamiętać, że tego rodzaju posunięcie wprowadzi szereg komplikacji nie tylko dla samej Rosji – być może właśnie dlatego część krajów jeszcze się waha, a rozmowy trwają.
Na razie za zamknięciem portów najmocniej optuje Dania. Grecja zapowiedziała, że zgodzi się na każdą decyzję Komisji Europejskiej w tej sprawie, a Hiszpania stwierdziła nawet, że rozważa nie tyle zamknięcie portów, ile zakaz wpływania na swoje wody terytorialne jednostek pływających pod rosyjską banderą.
A tymczasem...
Jak informuje Reuters, zdecydowana większość europejskiego ruchu towarowego do i z Rosji odbywa się w Rotterdamie. I przebiega niemal bez zakłóceń. Jak to możliwe? Ano tak, że sankcje, jakie wymierza UE w Rosję, są na razie dosyć dziurawe. Rzecznik rotterdamskiego portu powiedział, że kluczowe rosyjskie dobra, czyli ropa naftowa i LNG, nie są objęte zakazami, dlatego ruch odbywa się w zasadzie normalnie. Jedyna różnica polega na tym, że urzędnicy celni dokładniej sprawdzają ładunki.
Warto podkreślić, że około 25 proc. LNG i 30 proc. ropy oraz 10 proc. ogółu kontenerów przechodzących przez port w Rotterdamie pochodzi z Rosji. Mimo iż Unia zabroniła wymiany z Rosjanami wielu towarów, zwłaszcza tych podwójnego zastosowania (czyli takich, które mogą zostać wykorzystane do działań wojennych), rzecznik portu podkreślił, że sankcjom nie podlegają między innymi wspomniane wyżej paliwa, a także rosyjska stal, miedź, nikiel, aluminium itp. „Firmy będą musiały dokonywać indywidualnych wyborów dotyczących sposobu obsługi rosyjskich przesyłek” - dodał w specjalnym oświadczeniu.
Tym bardziej należy podkreślić, że istnieją przedsiębiorstwa, które potrafią powiedzieć agresorom „nie”, i to bardzo wyraźnie: w poniedziałek Maersk wstrzymał transport do i z Rosji. Jak widać, da się to zrobić.
Tagi: Rosja, UE, sankcje, Rotterdam, wojna, gospodarka