Boka Kotorska, podobnie zresztą jak cała Czarnogóra, wydaje się leżeć jakby na uboczu utartych, wakacyjnych szlaków. I bardzo dobrze, bowiem dzięki temu nie ma tam aż tylu turystów, ilu myślimy, że powinno być. Co bynajmniej nie znaczy, że jest tam luźno – ale zawsze mogło być gorzej. Niestety, w wielu przypadkach plaże położone są tu przy samej jezdni – zupełnie jakby lokalsi nie pomyśleli, że można po prostu byczyć się nad wodą. W sumie, trudno im się dziwić, bo magiczne krajobrazy Boki to dla nich zupełnie zwyczajne miejsce.
Jak to wygląda?
Szczerze mówiąc, obłędnie: wysokie, dzikie i poszarpane góry schodzą niemal wprost do wody, co sugeruje, że nawigator mocno się pomylił i zamiast na południe Europy, dotarliśmy przypadkiem gdzieś do Norwegii.
Zatoka głęboko wciska się w ląd, wyraźnie sugerując, że jeśli nie jest to Skandynawia, to przynajmniej Nibylandia, bowiem widoki zapierają dech w piersiach. Boka uznawana jest za jedno z najpiękniejszych miejsc na Bałkanach, a niekiedy nawet w Europie.
Czy słusznie? O gustach trudno dyskutować, więc najlepiej udać się na miejsce i sprawdzić naocznie, czy ten zakątek zasługuje w naszym prywatnym rankingu na ścisłą czołówkę. Faktem jest jednak, że zatoka została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, więc chyba coś jest na rzeczy.
Kiedy znajdziemy się w Boce, warto skierować się na tytułowy, leżący w głębi Kotor, który jest głównym miastem regionu – i od zawsze był, o czym świadczą wspaniałe zabytki, pamiętające czasy Republiki Weneckiej. Plenery są tu na tyle wypasione, iż Kotor robił za scenografię do filmu "Casino Royal" z niejakim Jamesem B., lubiącym wstrząśnięte, acz niezmieszane drinki.
Kotor i spółka
Prawda jest taka, że będąc w Kotorze, prawdopodobnie się zgubicie. I to wcale nie dlatego, żeby miasto było jakoś szczególnie rozległe; wszystkiemu winna jest, rozciągająca się tuż za murami, szalona plątanina urokliwych, starych uliczek, zbudowanych chyba po to, by ewentualni najeźdźcy zdążyli zintegrować się z lokalną społecznością, zanim zdołają się zorganizować i przeprowadzić skuteczny atak.
Jeśli mimo wszystko uda Wam się jakoś ogarnąć, koniecznie powinniście zwiedzić wyniosłą twierdzę św. Jana, do której prowadzi, bagatela, 1426 schodów. Może nie jest to wspinaczka wysokogórska, bowiem będąc na szczycie schodów znajdziecie się zaledwie na wysokości 260 m n.p.m., ale pamiętajmy, że startujecie z poziomu morza.
Mimo to, wycieczka warta jest załapania lekkiej zadyszki, bowiem z góry rozciąga się wręcz nieziemski widok na zatokę. Jeśli natomiast są wśród Was prawdziwi twardziele (wiecie, tacy, co to nie jedzą miodu, tylko żują pszczoły), mogą oni dać upust swojej ambicji i udać się jeszcze wyżej, ponieważ z twierdzy startują liczne ścieżki, prowadzące w góry.
Poza Kotorem, w okolicy warte zwiedzenia są również dwie inne miejscowości: średniowieczny Perast, słynący z cudownego wizerunku Matki Boskiej (jeśli nawet nie wierzycie w cudowność obrazu, z pewnością zrobi na Was wrażenie przynajmniej jego historia) oraz wspaniały, antyczny Risan.
Jak to powstało?
Mimo, iż patrząc na zatokę możemy podejrzewać, że widzimy fiordy, w rzeczywistości jest to tylko złudzenie. Tzn. góry są jak najbardziej prawdziwe (chociaż bajkowe), ale tak naprawdę nie są fiordami – to bowiem oznaczałoby, iż powstały na skutek zalania doliny polodowcowej, jak na przyzwoity fiord przystało. Tymczasem to, co tworzy zatokę, nigdy doliną polodowcową nie było. Zatoka Kotorska to w rzeczywistości tak zwany rias – czyli zalana dolina, ale rzeczna.
Pewną ciekawostką jest również sama nazwa tego miejsca. O ile człon „Kotorska” raczej nie wymaga objaśnień, o tyle interesujący jest termin „boka”, wywodzący się z włoskiego słówka bocca, oznaczającego... usta. Cóż, jakby się uprzeć, Boka z lotu ptaka rzeczywiście może przypominać ściągnięty do „selfika” dzióbek. Pozostaje jednak tajemnicą, skąd starożytni o tym wiedzieli.
Jak tam dopłynąć?
Boka Kotorska znajduje się w południowej części Adriatyku, a składają się na nią cztery mniejsze zatoki: Zalew Hercegnowski, Tiwatski, Risański i Kotorski. W pierwszej kolejności wpłyniecie w zalew Hercegnowski (przy okazji - polecamy miasteczko Herceg Novi), który zapewne zrobi na Was niemałe wrażenie, jednak warto śmignąć nieco głębiej - tym bardziej, że widoki będą coraz lepsze.
Ponieważ zatoka jest naprawdę spora, pozostaje pytanie, gdzie najlepiej jest zaparkować – a odpowiedź na nie zależy od tego, na czym zależy Wam. Jeśli chcecie znaleźć się w najbardziej szpanerskim i lansiarskim miejscu w okolicy, polecamy wypasiony, doskonale wyposażony, a jednocześnie “klimatyczny” Porto Montenegro. Wrażenia będą z pewnością najwyższej jakości, chociaż istnieje spora szansa, że Wasz jachcik, jakkolwiek duży i nowoczesny będzie, nabawi się tam sporych kompleksów.
Jeśli lubicie życie na krawędzi, to po zaparkowaniu w Porto Montenegro polecamy zainwestować 2 euro w przejazd autobusem do Kotoru. Fun polega na tym, że dróżka, którą będziecie mieć przyjemność podróżować, ma szerokość przeciętnej ścieżki rowerowej, a mimo to autobus jakimś cudem mija się z innymi pojazdami. Zwykle.
Jeżeli natomiast jesteście ambitni i chcecie przepłynąć całą Bokę, można dopłynąć aż do samego końca, czyli do Kotoru. Plusy – znajdziecie się w innym świecie, pełnym niesamowitych widoków, średniowiecznych kamieniczek i wyśmienitego żarełka. Minusy – trzeba będzie go w końcu opuścić, a powrót do rzeczywistości rozpocznie się od przepłynięcia przez wąską szyję Zalewu Kotorskiego; od razu więc będziecie mogli przypomnieć sobie, że w życiu trzeba czasem halsować.
Tekst powstał we współpracy z Charter Navigator
Tagi: Bota Kotorska, Czarnogóra, Kotor