TYP: a1

Pryz, czyli wziątka

środa, 1 sierpnia 2018
Anna Ciężadło

Od kiedy ludzkość wymyśliła wojny, zbójeckim prawem walczących stron było wzajemne zabieranie sobie różnych fajnych obiektów. W końcu po to się człowiek naraża, żeby coś w tego mieć. Na przykład statek. A w ostateczności – żonę. Ale lepiej statek.

Definicja

Zasadniczo, pryz to zabrana wrogowi jednostka cywilna. Taki łup nazywany bywa również bitką albo wziątką, jednak w każdym przypadku jest przede wszystkim cudzą własnością - a zarazem łakomym kąskiem.

Prawo Morskie stanowi ściśle, co może zostać pryzem - bo nawet na morzu i nawet podczas wojny, statków nie można tak sobie po prostu aresztować. To znaczy można, ale wówczas narażamy się na szereg nieprzyjemności; na przykład na to, że inne kraje uznają nas za barbarzyńców i już całkiem nie będą chciały z nami gadać.

Zasadniczo pryzem może stać się jednostka pływająca pod banderą państwa nieprzyjacielskiego, albo neutralnego - ale wioząca jakąś kontrabandę dla przeciwników. Co ciekawe, w takim przypadku pryzem staje się nie tylko sam statek, ale również jego ładunek.

Sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana, gdy statek lub zawartość jego ładowni nie stanowią własności państwowej, lecz prywatną; wtedy teoretycznie należy zwrócić całe to dobro właścicielowi - ale dopiero po wojnie. Gorzej, jeśli prywatnym właścicielem okaże się przemytnik, złapany na swym niecnym procederze; w takiej sytuacji traci on bezpowrotnie zarówno statek, jak i jego ładunek, a niekiedy nawet życie. 

 

Wyjątki

Ponieważ każda reguła musi mieć swoje wyjątki, nie inaczej jest w przypadku prawa o łupach morskich. Zgodnie z XI konwencją haską z 1907 roku, niektóre statki pod żadnym pozorem nie mogą stać się łupem wojennym.

Chodzi tu o statki specjalnego przeznaczenia, a więc te należące do organizacji charytatywnych, jednostki szpitalne, ratownicze, naukowe, przybrzeżne kutry rybackie oraz statki przewożące pocztę.

Rzecz jasna, istnienie takich wyjątków stanowi pewną lukę w prawie; strony konfliktu mogłyby zatem ulec pokusie wykorzystania właśnie tych jednostek do celów związanych z szeroko pojętymi działaniami wojennymi.

Mając to na uwadze, ta sama konwencja zakazuje wykorzystywania ich do jakichkolwiek celów militarnych pod groźbą… zaprzestania bycia wyjątkiem i bycia potraktowanym, jak okręt. A skoro statki te mają z definicji niewielkie szanse w starciu z prawdziwymi, uzbrojonymi okrętami, rzecz raczej się nie opłaca.

 

Pechowcy

Ponieważ wojny mają zwyczaj rozpoczynać się dosyć niespodziewanie, niemal zawsze zdarzy się tak, że początek działań wojennych zastanie jakąś jednostkę handlową w porcie nieprzyjaciela. I co wtedy?

Takie niefortunne zdarzenia reguluje wcześniejsza konwencja haska (szósta z kolei). Stanowi ona, żeby takiemu statkowi uprzejmie udzielić przepustki i pozwolić mu udać się do portu przeznaczenia, albo do jakiegoś innego, który zostanie mu wyznaczony.

Dokładnie tak samo traktuje się jednostki, które wybuch wojny zastał na morzu, i które wchodząc do portu nie wiedziały jeszcze, że w czasie ich nieobecności stał się on nieprzyjacielski.

 

Więksi pechowcy

Statek handlowy, który z jakiegoś powodu nie opuści portu nieprzyjacielskiego (powodem może być zarówno „siła wyższa”, jak i widzimisię wachmana), staje się pryzem - czyli może zostać albo zarekwirowany ze zobowiązaniem do odszkodowania (ale dopiero po wojnie), albo zajęty ze zobowiązaniem zwrotu (przynajmniej teoretycznym; i też po zakończeniu wojny), ale wówczas bez odszkodowania.

Czym różni się zajęcie od zarekwirowania? Nie wnikając zbyt głęboko w prawniczy bełkot, zarekwirowanie to przechwycenie czegoś na potrzeby armii za odszkodowaniem (czyli piechota morska zabiera nam Sasankę, ale płaci za to kasę i sprawa jest załatwiona na bieżąco). Natomiast zajęcie - to zabranie czegoś do czasu, aż na ten temat wypowie się sąd (czyli piechota morska śmiga sobie za darmo na naszej Sasance, ale my możemy się od tego odwołać; o ile ktoś będzie uprzejmy nas wysłuchać).

Oba przypadki są mało przyjemne i dla właściciela statku, i dla załogi. Nic zatem dziwnego, że wszyscy dokładają starań, by w miarę możliwości unikać takich sytuacji.

 

Etymologia

Termin pryz wywodzi się z języka francuskiego; pochodzi on bowiem od słówka prise, oznaczającego zdobycie bądź schwytanie. Francuzi nie wymyślili jednak ani tego zwrotu, ani zapewne samego zjawiska przechwytywania sobie zdobyczy wojennych (pamiętacie, żeby Asterix zabrał komuś statek?

Wracając jednak do rzeczywistości - francuskie prise wywodzi się ze znacznie starszego, łacińskiego słowa prendere, oznaczającego… chwytać lub brać. Czyli jednak słowiańska „wziątka” jest zupełnie sensowna - z tym, że pryz brzmi jakoś tak bardziej poważnie.

 

 

 

 

Tagi: pryz, słownik
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007