Podwodne skarby - niedostępna fortuna
W każdym z nas tkwi zew przygody. Nawet największy z domatorów, podczas oglądania kolejnych przygód Indiany Jonesa, marzy o tym, by choć na chwilę stać się poszukiwaczem skarbów. Wieczna sława, podziw i niewyobrażalne bogactwo - kto oparłby się takiej pokusie, gdyby tylko dostał szansę? Oczywiście, na filmowych poszukiwaczy czyhają zawsze liczne przeszkody i niebezpieczeństwa. I ta właśnie część wydobywania skarbów okazuje się być najbliższa rzeczywistości. Bo choć prawdziwi poszukiwacze nie mierzą się może z dzikimi bestiami i krwiożerczymi tubylcami, to wydobycie zatopionej fortuny jest naprawdę niełatwym zadaniem. A po wszystkim może się okazać, że odkrywcy nie dostaną za to nawet złamanego dukata.
Chyba najlepszym przykładem sytuacji, w której przygoda musiała ustąpić w starciu z brutalną rzeczywistością, była tak zwana operacja “Czarny Łabędź”. Nie miała ona co prawda nic wspólnego z hollywoodzkim dziełem o tym samym tytule, ale jej przebieg mógłby posłużyć za fabułę niejednego filmu. “Czarny Łabędź” był bowiem projektem wydobywczym na niespotykaną do tej pory skalę. Łączna suma wartości podwodnego skarbu, który odkryli poszukwiacze na niezidentyfikowanym początkowo wraku, wyniósł ponad 500 milionów dolarów!
Cała sprawa ujrzała światło dzienne w 2007 roku. Media donosiły o prawdziwej sensacji - ponad 17 ton złotych monet i artefaktów zostało odkrytych przez podwodne roboty amerykańskiej kompanii poszukującej skarbów - Odyssey Marine Exploration. Zanim informacje o skarbie przedostały się do wiadomości publicznej, dawno został on już wydobyty. To zresztą powszechna praktyka w takich przypadkach, która pozwala zabezpieczyć miejsce pracy odkrywców przed niechcianymi gośćmi. Tym razem nie poprzestano jednak na wydobyciu zatopionego złota. Przed podaniem informacji o skarbie do mediów, grupa badawcza zdołała go już przetransportować do Stanów Zjednoczonych. Wkrótce okazało się, że dla poszukiwaczy kłopoty dopiero mają się rozpocząć.
Budzący sensację skarb odkryty został w pobliżu Gibraltaru - na szlaku, który pokonywały, a nierzadko także kończyły swój żywot liczne statki handlowe ery kolonialnej. Dodając do tego niechęć ujawnienia przez Odyssey Marine Exploration jakichkolwiek szczegółów dotyczących okoliczności odkrycia, ustalenie pochodzenia skarbu wydawało się niemal niemożliwe. Początkowo przypuszczano, że monety pochodzą ze statku brytyjskiego „Merchant Royal”, który zatonął w połowie XVII wieku w pobliżu przylądka Land’s End. Statek ten znajdował się na celowniku amerykańskiej grupy poszukiwaczy od dawna. Wszystko zmieniło się, kiedy do gry o skarb włączył się nowy gracz - Hiszpania. Kiedy tylko ujawniono informację o miejscu wydobycia skarbu, hiszpański rząd wysunął roszczenie dotyczące całości wraku i wywiezionych z niego kosztowności. Jak twierdzili przedstawiciele władz, odkryty statek był hiszpańskim okrętem wojennym „Nuestra Senora de las Mercedes”, który został zatopiony podczas wojny z Brytyjczykami w 1804 roku. Jako że był to statek niekomercyjny, jego wrak i ładunek prawnie należały do skarbu państwa Hiszpanii, nawet po tylu latach.
Nuestra Senora de las Mercedes, public domain |
Rozpoczęła się prawdziwa sądowa wojna. Już w 2008 roku sąd federalny Stanów Zjednoczonych zmusił firmę Odyssey Marine Exploration do ujawnienia szczegółów na temat dokonanego rok wcześniej odkrycia. Jak się okazało, udostępnione informacje wcale nie wskazywały jednoznacznie na zasadność hiszpańskich roszczeń. Mimo to, oryginalnym odkrywcom nakazano zwrócenie skarbu. Amerykańska grupa zapowiedziała, że skorzysta ze wszystkich możliwych dróg odwołania się. I tak też się stało. Batalia prawna trwała ponad pięć lat. W tym czasie, liczni światowej sławy numizmatycy badali monety wchodzące w skład wydobytej fortuny, starając się udowodnić, z jakiego okresu pochodziła. Oryginalni odkrywcy argumentowali, że nawet jeśli skarb w istocie pochodził z okrętu „Nuestra Senora de las Mercedes”, to w momencie zatopienia większość jego ładunku należała nie do Korony Hiszpańskiej, ale do prywatnych kupców - w związku z tym, roszczenia strony hiszpańskiej miały by być bezzasadne. Na nic się to jednak zdało. W 2012 roku, po wyroku Sądu Najwyższego, warty 500 milionów dolarów skarb z operacji „Czarny Łabądź” trafił ostatecznie do Hiszpanii, gdzie został rozdysponowany wśród kilku państwowych muzeów.
Do dziś nie jest pewne, z jakiego wraku pochodziła zatopiona fortuna. Wiemy za to, że wydobycie i przetransportowanie skarbu do Ameryki kosztowało grupę Odyssey Marine Exploration ponad 2.6 miliona dolarów. Jedyne, co w zamian zyskali, to kolejne osiągnięcie, które trafiło do ich "odkrywczego portfolio”. Nie był to jednak bynajmniej koniec przygód poszukiwaczy. Wkrótce potem zawiązali kontrakt z rządem brytyjskim na wydobycie jeszcze większego skarbu, który miał przyćmić wartość “Czarnego Łabędzia”. Był to ładunek z osiemnastowiecznego okrętu HMS Victory, którego wartość oceniano na niemal miliard dolarów. Jak na ironię, wydobycie tego wraku również wzbudziło polityczne kontrowersje. Jeszcze na początku bieżącego roku, w parlamencie brytyjskim pojawiły się głosy niezadowolenia w sprawie warunków umowy z amerykańską firmą, dotyczącej wydobycia wraku. Mimo tych przeciwności, poszukiwacze z pewnością nie zrezygnują ze swej wieloletniej pasji. Prawdziwy zew przygody przetrwa bowiem spotkanie z nawet najbardziej brutalną rzeczywistością.
Tagi:
skarby,
cykl,
podwodne,
fortuna,
skarb,
USA,
Hiszpania,
Victory,
Odyssey Marine Exploration,
Czarny Łabądź