TYP: a1

Colin Woodard "Republika piratów"

sobota, 18 października 2014
MZ

Nie ma chyba wdzięczniejszego tematu jak piraci. Postaci to barwne, a ich życie awanturnicze, pełne bitew morskich, potyczek, walk i abordaży. Do tego egzotyczne morza, błękitne laguny, tajemnicze wyspy i ukryte skarby zrabowane z hiszpańskich galeonów, a wszystko to spowite prochowym dymem i ogłuszane hukiem armat.

Na ich temat zadrukowano tony papieru i wylano litry atramentu. Uważny czytelnik tej rubryki zapewne zauważył, że już kilkakrotnie o książkach piratom poświęconym, czy to przygodowym powieściom, czy też popularnym opracowaniom, kilkakrotnie pisaliśmy.

Co zatem wyróżnia tę książkę z setek, czy też raczej tysięcy podobnych, a które temat piractwa nicują na wszelkie sposoby? Otóż autor nie skupił się na najbardziej spektakularnych i jednocześnie nadmiernie zmitologizowanych elementach, czy też atrybutach „pirackiego rzemiosła”, lecz nie rezygnując z nich, uzupełnił je o szerszy kontekst historyczny, polityczny i socjologiczny. Wiem, brzmi to odstręczająco, zapowiadając nudną pozbawioną werwy rozprawkę.

Nic podobnego! Otrzymujemy barwną opowieść, w której występują postaci najsłynniejszych ówczesnych piratów, ale poprzez wspomniany kontekst, jakże inaczej przedstawione. Poznajemy losy załóg okrętów, ale i także statków handlowych, siłą wcielanych do służby, zmuszanych do katorżniczej pracy za minimalną płacę, często zresztą nieuiszczaną. Mało tego, bywało i tak, że marynarz kończąc swój kontrakt, nie tylko nie dostawał ustalonego wynagrodzenia, ale natychmiast siłą był zmuszany do odbycia kolejnego rejsu, dodajmy do tego drakońską dyscyplinę, jaka obowiązywała na pokładach wszelkich flot. Zagmatwana sytuacja polityczna i napięcia między Anglią, Hiszpanią i Francją powodowała, że w regionie Karaibów, z dala od Europy, tym większą pokusę stanowiły statki wyładowane bogactwami. Załogi nie tyle buntowały się, ale raczej pełne determinacji zmuszały swoich dowódców do przekroczenia cienkiej linii, jaka oddzielała korsarstwo od piractwa. Tę łatwość można wytłumaczyć tym, że również proste było ponowne przedzierzgnięcie czy to w potulny statek handlowy, jak i w przestrzegający morskiego prawa okręt korsarski, wypełniający swoją wojenną misję – list kaperski można było z łatwością sobie załatwić, dzieląc się „działką” stanowiącą małą część łupów.

Balansujący na tej cienkiej granicy między piractwem, a nazwijmy to uczciwym życiem korsarza, ludzie stworzyli swoistą republikę, w której panowały w pełni demokratyczne zasady. Łupy dzielono sprawiedliwie, dowódcy zasługiwali na szacunek, jednak mogli być zmienieni, gdy zawiedli załogę, każdy mógł zasłużyć na awans i przede wszystkim, co było niespotykane w ówczesnych zhierarchizowanych czasach i despotycznie zarządzanych flotach, wszyscy byli równi! W ten sposób na Bahamach urzeczywistniona została idea wolności i demokracji na kilkadziesiąt lat przed tym, kiedy ustanowiono Konstytucję Zjednoczonych Stanów Ameryki.

Dodatkową zaletą tej książki jest fakt, iż autorowi udało się karkołomne zadanie przedstawienie tych wszystkich faktów historycznych w formie strawnej dla czytelnika. Trzeba przyznać, że zrobił to perfekcyjnie, bowiem rzadko ma się przyjemność z niecierpliwością przekładać strony tak wciągającej powieści, w niczym nie odbiegającej od tych fabularnych i awanturniczych. Ta jednak jest oparta na faktach.

Colin Woodard „Republika piratów”
Wydawnictwo SQN Kraków 2014
Stron: 368
Cena: 39,90 zł

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620