Zacznijmy od tego, że zdecydowana większość armatorów to porządni ludzie, którzy chcą, by łódka zarobiła na swoje utrzymanie, a nie szukają jelenia, którego można, mówiąc kolokwialnie, wydoić. Jednakże, ponieważ nawet w tak zacnym środowisku znajdzie się od czasu do czasu jakaś czarna owca, warto wiedzieć na co zwrócić uwagę, aby nie dać się nabić w przysłowiową butelkę.
Umowa
Po pierwsze, przeczytajmy co podpisujemy. Niby oczywista sprawa, ale - tak z ręką na sercu - kiedy ostatnio zdarzyło wam się przeczytać umowę? Albo regulamin? No właśnie. Tymczasem, podpisując umowę, akceptujemy jej treść, a to w pewnych przypadkach może się okazać bardzo kosztowne.
Nie istnieje jeden uniwersalny wzór umowy czarterowej, więc może ona kryć różne niespodzianki. Jeśli więc armator w ostatniej chwili podtyka nam pod nos kilkustronicowy dokument i każe go podpisać, to powinna zapalić nam się słynna czerwona lampka z napisem „Run, Forrest, run!”. Kto wie, może z tekstu wynika, że na zakończenie rejsu oddamy komuś nerkę? Często bywa też tak, że umowa odnosi się do jakiegoś innego dokumentu, np. OWCJ, czyli Ogólnych Warunków Czarteru Jachtu. I tu zła wiadomość - to również powinniśmy dokładnie przeczytać (a nuż stoi tam, że chcą też drugiej nerki?)
A co możemy zrobić, jeśli umowa lub OWCJ nam się nie spodoba (bo np. jesteśmy przywiązani do swoich nerek)? Cóż, z reguły negocjowanie ich treści bywa żmudne i uciążliwe, jeżeli więc nie chce nam się w to bawić, pozostaje nam poszukać innego armatora. Najlepiej jest poprosić o przysłanie wzorów dokumentów odpowiednio wcześniej (czasami są one dostępne na stronie), a bezpośrednio przed podpisaniem tylko sprawdzić, czy aby przypadkiem nic się przez noc nie zmieniło.
Niespodzianka
Ok, a co zrobić w przypadku, gdy przyjeżdżamy już na miejsce i nagle okazuje się, że ktoś wciska nam zupełnie inną łódź (i raczej nie prezentuje się ona lepiej, niż ta w ofercie)? Wtedy mamy prawo uznać, że armator „nie dopełnił warunków umowy” i odstąpić od czarteru. Oczywiście, dokładne zasady, w jaki sposób mamy to zrobić, muszą być zawarte w umowie (którą przecież przeczytaliśmy, prawda?). Jeśli ich nie ma – należy być podejrzliwym i poprosić drugą stronę o dopisanie takiego paragrafu, a jeśli się nie zgodzi – poszukać innego armatora.
Z reguły właściciel łodzi na hasło "odstępujemy od czarteru" przypomina sobie, że znajomy znajomego ma szwagra i on może nam wypożyczyć łódkę o zbliżonych parametrach (zbliżonych do tej z umowy, nie do złomu, który próbował nam wcisnąć). Warto zadbać, by umowa stanowiła, że na taką zamianę możemy, ale nie musimy się zgodzić, a także - że jeśli trzeba będzie na nią poczekać, armator zagwarantuje nam nocleg lub zwróci poniesione na ten cel koszty.
Koniecznie trzeba też zwrócić uwagę, by w umowie jasno było określone KIEDY armator ma nam zwrócić pieniądze oraz czy w przypadku rezygnacji z czarteru, możemy ubiegać się o zwrot dodatkowych kosztów (np. niepotrzebnej podróży na Mazury przez pół Polski).
Ubezpieczenie
Koniecznie należy sprawdzić, czy jacht posiada aktualne ubezpieczenie (jacht casco i NNW). Najlepiej przed rozpoczęciem rejsu poprosić armatora o kopie dokumentów, z których dowiemy się, na jaką kwotę ubezpieczona jest łódź i jakie są ogólne warunki ubezpieczenia.
Nawet, jeśli wszystko wydaje się w porządku, warto wykupić też ubezpieczenie skippera - zwłaszcza, gdy wypożyczamy drogą jednostkę. Zresztą, nawet gdy płyniemy jakimś zabytkiem PRL-u i dojdzie do zdarzenia, w którym ucierpią ludzie, takie ubezpieczenie może uratować nam skórę i sprawić, że komornik nie zlicytuje nam telewizora.
Kaucja
Kaucja to z definicji drażliwy temat, bowiem pod koniec rejsu rzadko oglądamy ją w całości. Dlatego należy razem z armatorem zajrzeć do wszystkich zakamarków i policzyć odbijacze, kamizelki, a nawet sztućce - co prawda, ich cena nie jest wysoka, ale nikt nie sprzeda nam jednego widelca i będziemy musieli kupić cały komplet na 12 osób. Oczywiście, w dokumentach jachtu powinna być dokładna lista przedmiotów, które stanowią jej wyposażenie. Aby uniknąć nieporozumień, najlepiej jest porobić zdjęcia jachtu i silnika ze wszystkich stron i od razu wysłać je mailem na adres swój i armatora. Powinien to być wystarczający dowód w przypadku dywagacji, „czy ta rysa na pewno tu była kiedy przejmowaliśmy łódkę”.
Koniecznie należy też dokładnie obejrzeć silnik i włączyć go - najlepiej niech pyrka sobie na jałowym biegu, w czasie gdy my oglądamy jacht. Nie będzie to duża strata paliwa, a przynajmniej posłuchamy, czy na pewno dobrze działa.
Postępowanie sądowe
Może się tak zdarzyć, że mimo wszystko będziemy musieli dochodzić swoich praw w sądzie. W umowie czarteru musi być dokładnie określony organ, przed którym toczyć się będzie takie postępowanie. I tu kolejna ciekawostka - z reguły jest to sąd w mieście, w którym znajduje się siedziba armatora (więc, jeśli firma mieści się w Giżycku, raczej nie będzie to Zakopane). Jeżeli więc dojdzie do postępowania sądowego, możemy stracić sporo czasu i pieniędzy na same dojazdy na kolejne rozprawy. Armator, który ma nasze dane (bo są w umowie), może mieć pełną tego świadomość i liczyć, że mimo przekonania o własnej racji, odpuścimy. Z tego powodu, w miarę możliwości należy wybierać takiego armatora, który ma siedzibę (nie port) jak najbliżej naszego miejsca naszego zamieszkania.
PerfectSail zajmuje się czarterem luksusowych jachtów na Mazurach. W ofercie firmy znajdują się highendowo wyposażone jachty wodowane w latach 2010-2015. Flota PerfectSail w Giżycku to 6 jachtów żaglowych: Tes 32 Dreamer i Cobra 33 oraz 2 jachty motorowe typu Houseboat FUTURA 860 idealne do spokojnej rekreacji. Żeglarstwo to ich pasja - www.perfectsail.pl. |