Po co nam refowanie? Po to, by nie odfrunąć ;) Zmniejszając powierzchnię żagli, powodujemy, że nasz dzielny stateczek nie będzie pędzić na złamanie karku, z kuchni nie będzie dobywać się wiązanka przekleństw ze strony kuka, a co najważniejsze, beczka rumu nie wypadnie nam za burtę. Same zyski, jak widać.
Złudzenia młodzikówPoczątkujący żeglarze myślą (błędnie), że łódka w mocnym przechyle zasuwa szybciej. Otóż, nie zasuwa – wygląda to może malowniczo, ale w rzeczywistości, płynąc w dużym przechyle, stawiamy wodzie znacznie większy opór, niż wtedy, kiedy płyniemy w mniejszym. Łodzie projektuje się tak, by poruszały się, celując masztem z grubsza w niebo - nie w krzaki, a już na pewno nie w mech. Płynąc w mocnym przechyle, pomimo wrażenia szybkości i „ekstremy”, wcale nie przemieszczamy się więc aż tak szybko, jak byśmy mogli, gdyby wiatr nie przyklejał nam żagli do powierzchni wody.
Dlatego, mimo iż wydaje się to nudne, niepotrzebne i ogólnie zachowawcze (a przecież my kozacy jesteśmy!), niekiedy warto jednak ograniczyć powierzchnię naszych „skrzydeł”.
Refowanie żagli nie jest objawem tchórzostwa, ani braku umiejętności – wręcz przeciwnie: jest oznaką wiedzy i szacunku dla żywiołów. Dowodzi też faktu, że potrafimy je zrefować – wszak nie każdy wie, po co z żagla zwisają „te sznureczki”, a naprawdę, nie są tam jedynie dla ozdoby. Prawdziwy kozak nie tyle nie refuje żagli, ile robi to szybko, sprawnie i... w odpowiednim momencie (czyli zanim tornado go porwie).
Kiedy jest czas na refowanie?Kiedy ZACZYNA mocno wiać, albo kiedy wiemy (czujemy w kościach, słyszymy ostrzeżenie w radiu, albo widzimy zmierzającego ku nam, ciemnofioletowego cumulonimbusa), że zaraz zacznie. A kiedy juz zacznie, refowanie może stać się bardzo trudne i zniszczyć nam łódkę, a nawet manicure. W każdym z wymienionych przypadków nie czekamy więc na dalszy rozwój wydarzeń, nie liczymy, że przejdzie bokiem, tylko ratujemy sprzęt i ludzi. Nie jest jednak oczywiste, w jaki sposób (i w jakiej kolejności) należy refować żagle. I czy na pewno musimy zwijać wszystkie? Może wystarczy jeden?
Na współczesnych jachtach śródlądowych najprościej jest zmniejszyć powierzchnię foka – większość jednostek posiada urządzenie, zwane rolfokiem, więc nawet jedna, mało doświadczona osoba, spokojnie da sobie radę. Jednak, nie jest to do końca dobry pomysł – z założenia, łódkę napędzać ma bowiem tandem: fok/grot. Jeśli zabraknie jednej ze składowych (albo jej istotnej części), będzie nam o wiele ciężej sterować, bo łódka będzie uparcie ostrzyć, a przechyły wcale nie będą znacząco mniejsze. Powinniśmy więc, mimo wszelkich niedogodności, zredukować powierzchnię obu żagli, i to w sprytny oraz przemyślany sposób.
Procedura refowaniaRefowanie żagli najlepiej jest zacząć od... uruchomienia silnika. Chodzi o to, żeby zachować jakąś sterowność i przeprowadzić całą operację sprawnie (wszak cumulonimbus nadciąga) i, w miarę możliwości, bez wzajemnego obrzucania się mięsem. Pamiętajmy, że skoro decydujemy się na refowanie, to prawdopodobnie już mocno wieje, więc bez napędu łatwo znajdziemy się na kursie kolizyjnym innego refującego się jachtu, na kamerdolcach, albo w innym szczypiorku.
Kiedy mamy już zapewniony napęd, a nawet sterowność, wszyscy (nie tylko sieroty i wdowy, ale też dzielny pan kapitan, a nawet pan tata) zakładamy kapoki. Ustawiamy się mniej więcej w bajdewindzie, a następnie unieruchamiamy talię grota, aby bom nie zmiatał nam członków załogi do wody.
Tak przygotowani, sprytnie zrzucamy część grota do lazyjacków, a następnie mocujemy nowy róg halsowy (znajdziemy go w kąciku pomiędzy bomem a masztem) - do masztu i do bomu. Mimo niesprzyjających warunków, warto zrobić to w miarę dokładnie, by żagiel nam się nie porwał i nie cierpiał zbytnio.
Nowy róg szotowy (róg żagla od wolnej strony bomu) również przywiązujemy, naciągając go naprawdę mocno. Najlepiej, jeśli zrobią to dwie osoby, bowiem od siły i jakości tego wiązania zależy prawidłowe naciągnięcie pomniejszonego grota i jego sprawna praca.
Kiedy grot został opanowany, możemy odsapnąć z ulgą, bowiem najcięższa część już za nami. Teraz pozostaje nam jedynie zrolować nieco foka, postawić oba zmniejszone żagle i wyłączyć silnik. Proste?
Ćwiczenie czyni mistrzaBądźmy szczerzy – nie tak całkiem proste, biorąc pod uwagę, że jest nam zimno, mocno nami huśta, na głowę pada deszcz i ogólnie chcemy już do domu. Na pogodę, niestety, nie mamy wpływu, ale możemy sprawić, że misja refowania żagli przebiegnie w miarę szybko, więc krócej będziemy cierpieć, moknąć i zastanawiać się, czy aby na pewno kochamy żeglarstwo aż tak bardzo.
Dlatego, wybierając się na rejs, najlepiej jest przećwiczyć całą procedurę (najlepiej więcej, niż jeden raz) zupełnie na luzie, w czasie dobrej pogody. Jest to szczególnie ważne, gdy płyną z nami osoby, dla których będzie to pierwszy raz na wodzie i którym hasło lazyjack mówi równie mało, jak rolfok, nie wspominając już o pełzaczach, reflinkach i innych wynalazkach.