Wychodzimy z Mariny na Motławie. W tym miejscu często się zdarza, że wasze radio nie będzie słyszane przez Kapitanat. Dlatego po wyjściu z mariny proponuje, żeby mieć kanał 14 w nasłuchu - a informacje o wyjściu przekazać w biurze przystani. Idziemy kanałem w stronę główek wyjściowych. Przy samym wyjściu radzę dojść do zielonej pławy N-9, a potem wyjść poza tor podejściowy. Nie proponuje tego tuż za zieloną główką – tam głębokości nie są przyjazne i łatwo o panikę, gdy na wskaźniku echosondy szybko zmniejsza nam się zapas wody pod kilem. Następny port – Sopot. Piękne miejsce i lokalizacja – na końcu mola. Chociaż na początku nie było wiadomo jak tam podchodzić i jak się kontaktować. Początkowo też nie było wiadomo ile zapłacimy za postój, bo to też ewoluowało. Teraz już jest porządek – mamy poprawkę do map – mamy też kanał 63 do kontaktu, oraz cennik na stronie mariny. Cóż, w sezonie tanio nie jest, do tego zapłacimy dodatkowo 10 PLN za podłączenie do prądu – jednak to wszystko. Nikt w tym miejscu nie będzie już dopłacał za prysznic czy toaletę. Dodatkowo w biurze mariny, po wypełnieniu deklaracji postoju dostaniecie bezpłatne wejściówki na molo – żeby móc wrócić na jacht po „zwiedzaniu” miasta. Do tego po zgłoszeniu wejścia możecie liczyć, że z biura mariny ktoś wyjdzie, wskaże Wam miejsce i pomoże zacumować – co na naszym wybrzeżu jest praktycznie niespotykane.
|
Najlepszym miejscem do postoju są pirsy z Y-bomami. Przystań od czerwonej główki do biura mariny jest zamykana na noc – wstęp tylko dla załóg. Część od zielonej główki do końca mola jest dostępna dla spacerowiczów całą dobę. Przy kontakcie z Marina to nabrzeże „B”. Nie polecam tam stawać także z innego powodu – jest to miejsce dla dużych jednostek, dlatego drewniane, pionowe odbojnice są w dość dużych odstępach od siebie. Przy małych odbijaczach trzeba je mocować na burcie poziomo, gdyż w przeciwnym razie obijemy sobie burty sromotnie. Pozostałe nabrzeża to „A” – przy bosmanacie, „C” i „D” – falochrony południowy i zachodni oraz „E” i „F” – pirsy z Y-bomami. Miasta, w tym sopockiego Monciaka, nie trzeba reklamować.
Czas opuścić w końcu Zatokę Gdańską i wyjść z tzw. morskich wód wewnętrznych na pełne morze. Z Sopotu najlepiej kierować się na kurs północno-wschodni na ominięcie półwyspu Helskiego. Przy dobrej pogodzie wypatrzymy go bez problemów. Starajmy się nie żeglować po torach podejściowych. Najlepiej tor do Gdyni przejść pod kątem zbliżonym do prostopadłego w jak najkrótszym czasie. Po wyjściu z sopockiej mariny przechodzimy na nasłuch na kanale 16. Do Władysławowa mamy około 30 mil morskich. Po minięciu Helu możemy, przy sprzyjających warunkach, iść wzdłuż półwyspu. Znajdujące się na północ od mierzei strefy okresowo zamykane dla żeglugi nr 10 i 11 nie są często zamykane – i naprawdę trzeba mieć pecha, żeby trzeba było je omijać. Z ostrzeżeniami nawigacyjnymi zapoznajemy się oczywiście tuż przed rejsem – najlepiej ma stronie Biura Hydrograficznego.
Podejście do Władysławowa najlepiej rozpocząć od pławy „WŁA” (patrz mapka). Dochodzimy w nabieżniku do zielonej główki o potem zwrot na środek wejścia. Bosmanat Portu Władysławowo pracuje na kanale 10.
Przy okazji wejścia do Władysławowa warto sobie wbić raz na zawsze do głowy, że na wejściu do portu po prawej stronie jest główka zielona, po lewej czerwona! (oczywiście w naszym regionie). Jak widzicie na mapce – gdyby podchodzić do tego portu w nocy od północy, zobaczycie je odwrotnie. Dlatego unikajcie powiedzenia między zieloną a czerwoną, bo w tym przypadku może się to źle skończyć.
Miejsca dla jachtów nie ma za dużo. Po wejściu kierujemy się na nabrzeże jachtowe licząc, że będzie tam dla nas miejsce. Jeśli go nie będzie – zacumujmy w narożniku paliwowego i wyładunkowego i poprośmy o wskazanie miejsca bosmana.
Nie spodziewajcie się w tym miejscu zbyt wiele po zapleczu socjalnym. Prąd i woda są dostępne przy Y-bomach. Same Y-bomy nie wydają się za szerokie. Jednostka 3,6 metra szerokości wbija się w nie – ledwo starcza miejsca na odbijacze. Toalety są płatne za każde wejście, prysznic - najdroższy na wybrzeżu… no cóż. Szczerze mówiąc warto zrobić sobie 20 minutowy spacer w kierunku Cetniewa, pójść tam na basen (pamiętajmy o kąpielówkach i czepku), posiedzieć w jacuzzi, po basenie znów wziąć prysznic… Wyjdzie taniej.
We Władysławowie nie zapłacimy za postój w jednym przypadku – jeśli będzie ostrzeżenie o sztormie. Zapłacimy „tylko” za podłączenie do prądu – i to będzie bardzo drogi prąd. Przy normalnym płaceniu za postój ta dopłata nie występuje.
Port jest często odwiedzany przez żeglarzy, bo stanowi dobre miejsce do dalszej podróży. Jest to pierwszy przystanek po wyjściu z Zatoki – chociaż geograficznie rzecz biorąc dalej się na niej znajduje. Granice zatoki określa linia łącząca Rozewie i Taran, jednak my (i PZŻ w opiniach z rejsów) „wypchnęliśmy” go z niej. Fakt – z tego portu wychodzimy bezpośrednio na Morze Terytorialne, a nie na Morskie Wody Wewnętrzne – jak w przypadku opisanych wcześniej portów i przystani.
Dość dywagacji na płaszczyźnie Prawa Morza – czas ruszać dalej. Następnym portem na zachód, do którego jesteśmy w stanie zawinąć jest Łeba. Warunki w jakich będziemy żeglować bardzo szybko określimy mijając Rozewie po wyjściu z Władysławowa. Jeśli fala jest do przyjęcia, a wiatr nie urywa nam głowy, idziemy dalej. Do Łeby mamy niecałe 30 mil kursem zachodnim. Niestety, przeważnie czeka nas halsówka, ale w tym też jest jakaś przyjemność.
Po dojściu do pławy „ŁEBA” kierujemy się na widoczną między główkami sektorówkę. Podejście i samo wejście do portu nie należy do łatwych. Czasami jest niewskazane lub niemożliwe. Proponuje zapoznać się z locją polskiego wybrzeża nr 502 – która powinna być na wyposażeniu każdego jachtu morskiego. Przed samym portem zdarzają się spłycenia oraz z tym związane prace pogłębiarskie. Ostrzeżenia znajdziemy na stronie
www.bhmw.mw.mil.pl w zakładce ostrzeżenia nawigacyjne. Kapitanat Portu w Łebie pracuje na kanale 12 i udziela wszelkich informacji na temat warunków podejścia. W sezonie mamy tu dość znaczny ruch jednostek wycieczkowych. Minięcie się w główkach, z uwagi na ich szerokość, jest praktycznie niemożliwe.
Dość straszenia. W dobrych warunkach wejdziecie bez problemu, kierując się na wspomnianą wcześniej sektorówkę. Marinę mamy po prawej stronie. Wielu z żeglarzy twierdzi, że przez wiele ostatnich lat była to najlepsza Polska przystań jachtowa. Dopiero niedawne inwestycje w Kołobrzegu, Świnoujściu, Sopocie czy Darłowie odebrały jej palmę pierwszeństwa. Nie zmienia to jednak tego, że była to pierwsza marina z prawdziwego zdarzenia na naszym wybrzeżu, która wyglądem, zabezpieczeniem socjalnym oraz warunkami postoju biła wszystkie inne. Mamy tu restauracje, hotel, stacje paliw, prąd, wodę, pralki – wszystko na miejscu. Do miasta mamy jednak kawałek – pół godziny spaceru. Od kilkunastu lat chętnie tam zawijam jeśli jest po drodze. Przy planowaniu wyjścia niech Was nie zwiodą warunki wiatrowe w porcie jachtowym. Jest szczelnie osłonięty drzewami i mimo tego, że na morzu hula wiatr, tam jest cicho i spokojnie.
Miasto – godne polecenia zarówno w dzień jak i w nocy – ale w sezonie. Poza sezonem cisza i spokój.
Stopy wody pod kilem.
Ciąg dalszy nastąpi…
UWAGA:
Informacje w treści artykułów nie zastępują oficjalnych wydawnictw oraz map morskich. Części map morskich zostały opublikowane za zgodą Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej i dostarczone przez Oddział Kartografii tegoż Biura, za co składam serdeczne podziękowania. Nie mogą być wykorzystywane do prowadzenia nawigacji i publikowane poza portalem www.tawernaskipperow.pl.