Woda, wiatr, bezkresna przestrzeń... Rejs, zwłaszcza morski, w naturalny sposób prowokuje do rozmyślań i zapadania w filozoficzny nastrój. Wśród bardziej i mniej egzystencjalnych rozważań, jakie plątają się wówczas po głowie żeglarza, kluczowe miejsce zajmuje to jedno, najważniejsze pytanie: jak, do licha, sprawić, żeby piwo pozostało chłodne?
Fot. Monika Frenkiel |
No dobra, prawdziwi żeglarze rzadko mówią „do licha”, zastępując to powiedzonko szeregiem innych, ale uprzejmie zignorujmy ten fakt. Wracając jednak do piwa – jak można sprawić, by podczas upalnego mazurskiego lata czy karaibskich upałów zachowało ono miły chłodek? Jak się okazuje, istnieje na to całkiem sporo rozmaitych patentów, co dowodzi, że żeglarze to ludzie z natury pomysłowi i dla zimnego piwka są w stanie wznieść się na wyżyny intelektu. Zanim jednak przejdziemy do konkretów, przypomnijmy o dwóch istotnych kwestiach:
1. Pływania po pijaku zdecydowanie nie popieramy – poniższe metody chłodzenia trunków polecamy więc pasażerom, a nie człowiekowi za sterem (sorry, wodzu).
2. Ponieważ piwo w puszce szybko się grzeje i smakuje haniebnie (chyba, że ktoś naprawdę lubi aluminium), żeglarzom, jak również szczurom lądowym, polecamy jednak butelki :)
Sposób 1 – lodówkaNajprostszym sposobem na utrzymanie przyjemnie niskiej temperatury piwka jest oczywiście wsadzenie do go lodówki. Nie jest to szczególnie odkrywcza metoda, ale działa - przynajmniej dotąd, dopóki akumulator się nie zbuntuje. Pamiętajmy przy tym, że im więcej piw (lub czegokolwiek innego) upchamy do lodówki, tym sposób działa lepiej, więc warto zrobić zakupy hurtowo.
Oczywiście, nie każda jednostka – zwłaszcza mazurska - ma lodówkę. W takim przypadku pozostaje nam skonstruować własny izolator z tego, co prawdopodobnie mamy gdzieś pod ręką. Najlepiej jest szczelnie otulić napój własnym śpiworem, znów pamiętając, że im więcej chłodnych jednostek przytulimy do siebie, tym dłużej pozostaną chłodne. Śpiwór z cennym ładunkiem najlepiej jest umieścić w najniżej położonej bakiście, uprzednio sprawdziwszy, czy nie ma tam wody i innego syfu (w końcu wieczorem w czymś musimy spać).
Sposób 2 – na hol go!Jakimś rozwiązaniem jest też wzięcie butelek na hol - w końcu woda jest chłodna i mamy jej trochę dookoła. Do tego zadania niezbędna jest odpowiednio cienka lina oraz umiejętność wiązania porządnych węzłów - nie tylko koślawych ósemek ;) Jest to do jakiegoś stopnia skuteczna metoda, ale zdecydowanie niewarta polecenia, i to z dwóch powodów.
Po pierwsze, na jeziorach ten sposób jest trochę bez sensu: ciągnięcie za sobą czegokolwiek zmniejsza nam sterowność, szczególnie, jeśli płyniemy na małej łódeczce. A ponieważ na śródlądziu żeglarzy jest całkiem sporo, więc istnieje szansa, że nasz cenny ładunek padnie ofiarą innej załogi, która cichaczem podpłynie i ciachnie nam linkę.
Po drugie, w warunkach morskich ten sposób jest jeszcze bardziej bez sensu: łódkę prawdopodobnie mamy większą, ale za to fale mogą rąbnąć nam piwkiem o burtę, a to, co świetnie się sprawdza w przypadku szampana i wodowania, niekoniecznie będzie równie fajne na morzu, gdy spragniona załoga, zamiast chłodnego piwa, wyciągnie smętny ułomek szyjki od butelki.
Sposób 3 – na skarpetęCiekawym sposobem chłodzenia butelek jest sposób na skarpetę, chociaż jest to nazwa mocno umowna; skarpetę można bowiem zastąpić również bluzą, szmatą, a nawet siatką, wypchaną czymkolwiek, co chłonie wodę – od papieru toaletowego (polecamy nieużywany) po trawę morską.
Jak to działa? Skarpetę (bądź jej alternatywę) należy przede wszystkim dobrze namoczyć, następnie do środka upchać butelkę z piwem, a na końcu powiesić to wszystko w przewiewnym miejscu. Przewiewność ma tu kluczowe znaczenie, ponieważ wiatr, omiatając mokrą skarpetę, będzie zupełnie za darmo chłodził to, co znajduje się w jej wnętrzu, a parująca ze skarpety woda będzie dodatkowo obniżać temperaturę piwka (dlatego właśnie w mokrej koszulce jest nam chłodno).
Sposób 4 – na batyskafJak wiadomo, na wodzie im głębiej, tym chłodniej - w przypadku lądu jest dokładnie odwrotnie; dlatego właśnie górnicy zwykle pracują w negliżu, a nowoczesne domy wyposaża się w pompy ciepła.
Stojąc na kotwicy, na odpowiednio głębokim akwenie, możemy więc opuścić piwo tak nisko, jak pozwala nam na to lina i liczyć, że żaden nurek albo inna Matronica Holboella nam jej nie odgryzie. Oczywiście, znów kłania się umiejętność wiązania porządnych węzłów - ale z tym jest tak samo, jak z urodzinami żony: żeby zawsze o nich pamiętać, wystarczy raz zapomnieć. Aby więc nauczyć się porządnie wiązać węzeł „piwny”, wystarczy raz zrobić to nieporządnie i straciwszy w ten głupi sposób upragniony trunek, nigdy więcej nie popełnić tego błędu.
Sposób 5 – na desperataKiedy wszystko inne zawiedzie i piwo mimo wszystko nam się grzeje, należy rozważyć tak zwane opcje drastyczne, których, w zależności od stopnia naszej desperacji, mamy trzy.
Pierwsza (lekko drastyczna) – można wybrać się na Morze Północne w listopadzie. Chłodne, a nawet lekko zmrożone piwko, mamy właściwie gwarantowane, i to zupełnie bez wysiłku – o ile oczywiście uda nam się je utrzymać w zgrabiałych dłoniach.
Druga (mocniej drastyczna) – można zmienić gusty kulinarne i zaopatrzyć się w piwo typu ale, które spożywa się w temperaturze pokojowej (w tym przypadku raczej jachtowej). W końcu Japończycy piją ciepłą sake, więc ciepłe piwo organizm też chyba przyjmie.
Trzecia (strasznie drastyczna) – można olać żeglowanie i zostać w tawernie. Tam zawsze podają chłodne piwko... tylko żagli trochę żal ;)