A gdyby tak założyć własny klub żeglarski? Byłoby pięknie, nieprawdaż? Pomysł nie jest aż tak szalony, jakby się mogło wydawać, a chociaż droga do jego realizacji jest nieco kręta i wyboista, to gra z pewnością jest warta świeczki... a nawet całego świecznika.
Dla wszystkich marzycieli, społeczników, potencjalnych prezesów i innych Jarząbków przedstawiamy więc krótki (ok, średnio krótki, ale za to kompletny) poradnik, jak krok po kroku, założyć taki klub.
Fot. Monika Frenkiel |
Od pomysłu do celu
W przypadku większości idei, kluczowym elementem jest płynne przejście od marzeń („Ech, a gdyby tak...”) do konkretów, czyli do określenia celu - lub celów, w końcu po co się ograniczać?
Klub żeglarski musi mieć jasno określony cel nie tylko po to, by mieć co wpisać w statucie (o tym za chwilę), ale byśmy mogli zastanowić się, czy na pewno nam się chce.. i przypomnieć sobie, że nam się chciało, jeśli po drodze dopadnie nas zniechęcenie (a raczej dopadnie w trakcie pielgrzymki po urzędach). Musimy więc precyzyjnie ustalić: po co – jak – na czym - i gdzie mamy zamiar pływać, a także rozstrzygnąć dość przyziemną, aczkolwiek podstawową kwestię: za co?
Jako klub żeglarski za cel z pewnością obierzemy sobie propagowanie żeglarstwa, ale możemy też organizować szkolenia, regaty, imprezy dla dzieci i młodzieży, wyjazdy na zgrupowania i oczywiście rejsy. Wszystkie te elementy mogą, przynajmniej do pewnego stopnia, rozwiązać kwestię finansowania, podobnie, jak dochody ze składek członkowskich.
Przy okazji warto też przemyśleć jakimi kanałami (straszne słowo) informacja o naszym klubie i jego ofercie dotrze do potencjalnych członków. Podstawą jest oczywiście strona WWW, ale nie gardźmy też prostymi, acz skutecznymi metodami, jakimi są ulotki czy plakaty, szczególnie wiszące w szkołach i innych miejscach, gdzie plątają się nasi potencjalni klubowicze, zamiast z nami żeglować. Zawsze warto też promować się podczas lokalnych wydarzeń, wszystko jedno, czy będzie to święto miasta, czy dożynki.
Nasz klub, jako jednostka prawna, musi posiadać nazwę oraz siedzibę. O ile w przypadku nazw panuje duża dowolność, o tyle siedzibą nie może być każde pomieszczenie, np. sala lekcyjna czy duży pokój u babci na strychu, ale obiekt posiadający konkretny adres, na który będą przychodzić pisma urzędowe. Najczęściej na siedzibę klubu obiera się mieszkanie lub dom jednego z członków założycieli, ale równie dobrze może to być wynajęty obiekt (np. przystań czy budynek), do którego posiadamy jakiś tytuł prawny – akt własności lub wynajmu.
Zwykłe i niezwykłe stowarzyszeniaTworząc klub żeglarski można rozważyć, czy chcemy go zarejestrować jako stowarzyszenie zwykłe, czy „niezwykłe”, mające wpis do KRS. Obie formy mogą mieć status OPP, czyli Organizacji Pożytku Publicznego, co umożliwia uzyskiwanie 1% podatków.
Stowarzyszenie zwykłe może obejść się bez KRS-u i statutu, a działać jedynie na podstawie regulaminu (czyli coś jednak trzeba ustalić) oraz zgłoszenia w właściwym wydziale w starostwie powiatowym. Takie stowarzyszenie nie będzie jednak miało pełnej osobowości prawnej, choć może występować w sądzie, nabywać prawa, pozywać i być pozywane. Będzie mogło korzystać z różnych form finansowania, od składek członkowskich poprzez darowizny i spadki, aż po zbiórki publiczne i dotacje. Nie będzie mogło natomiast prowadzić odpłatnej działalności, ani działalności gospodarczej. Nie będzie też miało prawa tworzyć oddziałów ani zrzeszać osób prawnych. Nadal jednak musi posiadać numery NIP i REGON, a także prowadzić pełną księgowość i rozliczać się za pomocą sprawozdań z Urzędem Skarbowym. Do powołania stowarzyszenia zwykłego wystarczą 3 osoby, które ustalą regulamin i wybiorą spośród siebie przedstawiciela lub zarząd.
Natomiast stowarzyszenie wpisane do KRS musi posiadać statut, czyli dokument, ujmujący na piśmie wszystko to, co ustaliliśmy do tej pory (oraz kilka innych rzeczy, które dopiero ustalimy). Z cała pewnością w statucie muszą się znaleźć:
nasza nazwa, siedziba i charakter prawny;
cel i środki działania;
prawa i obowiązki członków klubu oraz jego władze;
majątek i fundusze klubu. Pod pojęciem majątek rozumiemy nieruchomości i ruchomości wniesione przez członków założycieli, składki członkowskie, dochody z działalności, ale też darowizny, dotacje i granty. Statut powinien też określać precyzyjnie, kto odpowiada za ewentualne defraudacje (zwykle Zarząd, solidarnie) oraz uniemożliwiać dokonywanie szemranych darowizn, pożyczek dla szwagra prezesa itp.
Przykłady (i to całkiem dobre) takich statutów można znaleźć na stronach www innych klubów, więc nie trzeba tego wszystkiego wymyślać od zera.
Fot. Monika Frenkiel |
7 świrówZnacznie łatwiej jest założyć klub będący stowarzyszeniem zwykłym, ale na dłuższą metę bardziej opłacalne jest takie, które posiada wpis do KRS, ponieważ ma znacznie większe możliwości i jest bardziej perspektywiczne. Aby jednak mogło ono powstać, będziemy potrzebowali nie 3, ale 7 pełnoletnich osób, które zbierzemy w jednym miejscu i czasie, a zgromadzenie to nazwiemy Walnym Zebraniem Założycielskim.
Tam oficjalnie podpiszemy uchwałę o utworzeniu naszego klubu, nadaniu mu nazwy, siedziby i statutu, a także wyborze komitetu założycielskiego (co jest trochę bez sensu, bowiem komitet to ludzie, którzy nas wszystkich zgromadzili, ale dla formalności nie zaszkodzi jeszcze ich oficjalnie wybrać) oraz Przewodniczącego zebrania - a, jak wiadomo, na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi zacząć pierwszy.
Zebranie musi być protokołowane (czyli wybieramy ofiarę, która to wszystko spisze, nazywamy ją Protokolantem albo Sekretarzem i stawiamy piwo, żeby się za bardzo nie buntowała), a uczestnicy zebrania muszą podpisać listę obecności. Wszystko, co nabazgrał Sekretarz a 7 osób podpisało, założyciele zanoszą do Urzędu Miasta albo, jeśli rzecz dzieje się w mniejszej miejscowości, do Starostwa Powiatowego.
Oba organy mają 4 tygodnie na wydanie decyzji o zarejestrowaniu naszego stowarzyszenia, a czas ten poświęcają m. in. na przestudiowanie urodzonego przez nas statutu oraz innych dokumentów, a jest ich całkiem sporo (i prawie wszystkie musimy dostarczyć w 2 kopiach):
lista obecności;
uchwały co do utworzenia klubu, jego nazwy, lokalizacji itp. Na każdej uchwale musi widnieć podpis Sekretarza oraz Przewodniczącego zebrania;
protokół Zebrania Walnego;
statut;
wniosek o rejestrację – zwykle dostępny jest na stronie WWW, ewentualnie u archetypowej Pani Zosi z Okienka;
dowód wniesienia opłaty skarbowej w kwocie ok. 20 PLN.
Drugie Zebranie i... druga wycieczkaKiedy magiczne 4 tygodnie miną i władze wydadzą pozytywną decyzję, należy zwołać kolejne Walne Zebranie (w końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo), które również musi być protokołowane, a lista obecności ponownie podpisana. Na tym zebraniu będziemy wybierać zarząd, a więc prezesa, wiceprezesa oraz komisję rewizyjną (w składzie min. 3 osób), która w razie czego będzie patrzeć tamtym dwóm na ręce.
Ponieważ żeglarze mają to do siebie, że lubią szlajać się po siedmiu morzach, pamiętajmy, by wybrać na prezesa człowieka, którego choćby okazjonalnie można spotkać na lądzie, bowiem jego autograf będzie nam od czasu do czasu potrzebny, na przykład przy podpisywaniu umów czy wniosków o dofinansowanie.
Kiedy zebranie szczęśliwie się zakończy, odbywamy ponowną wycieczkę do urzędu, tym razem zanosząc dokumenty odnoszące się do drugiego Zebrania Walnego, a więc: listę obecności, uchwały, protokół oraz wypełniony wniosek o wpisaniu władz stowarzyszenia (do pobrania u tej samej Pani Zosi lub z Internetów).
Oczywiście, kolejna wycieczka w te same miejsca, podobnie, jak zbieranie ludzi tylko po to, by wybrać zarząd (co z reguły jest oczywistą sprawą, bo zarządem są pomysłodawcy i założyciele) wydaje się być – i jest - czystą stratą czasu. Dlatego niekiedy udaje się wybrać zarząd już na pierwszym zebraniu i zarejestrować wszystko za jednym razem, ale nie wszystkie urzędy to honorują (w końcu muszą jakoś uzasadnić swoje istnienie) i zależy to tak naprawę od ich dobrej woli.
Na wpisanie władz klubu i ostateczną rejestrację czekamy ok. 2 tygodnie. Po tym czasie mamy już w łapce oficjalną decyzję o utworzeniu naszego klubu, dzięki czemu możemy... kontynuować wycieczkę po urzędach. Na szczęście, teraz jest już z górki.
Człapiemy więc do GUS-u, gdzie nadają nam REGON, co często udaje się załatwić od ręki; następnie wyrabiamy NIP, co niestety trwa 14 dni. Mając nadane te dwa numerki, możemy wyrobić sobie gustowne pieczątki oraz otworzyć konto w banku. Większość banków każe sobie płacić za honor prowadzenia naszego konta, ale na szczęście nie wszystkie, więc warto uważnie porównać ich oferty.
I po co nam to wszystko?Jak widać, założenie klubu zajmuje trochę czasu i energii, chociaż w gruncie rzeczy jest proste. A skoro już odwiedzamy te wszystkie urzędy, to może lepiej zarejestrować zwykłą działalność gospodarczą? Otóż, wcale nie lepiej, i to z przynajmniej dwóch powodów:
1) ludzi z jakiejś przyczyny wkurza, jak się oficjalnie zarabia na sporcie (a już na jakimś burżuazyjnym żeglarstwie, to w ogóle), podobnie, jak w PRL-u raczej nieprzychylnie patrzono na tzw. prywaciarzy - chociaż w sumie trudno powiedzieć, dlaczego tak było;
2) pomijając już zwykłą ludzką podejrzliwość względem przedsiębiorczych osób, faktem jest, że stowarzyszenia mają szereg bonusów, które są niedostępne w przypadku działalności gospodarczej.
Przede wszystkim, mają prawo otrzymywać dotacje i korzystać z pomocy sponsorów, a przy tym, co jest naprawdę piękne – są zwolnione z podatku od dochodu, o ile oczywiście ich dochody są przeznaczane na działalność statutową, a nie np. na wypłatę dla prezesa. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby stowarzyszenie wynajęło instruktora do prowadzenia zajęć, a jeśli ich prowadzenie jest jednym z celów statutowych, to wynagrodzenie dla instruktora (nawet, jeśli jest nim prezes) jest jak najbardziej zgodne z przepisami.
Stowarzyszenie ma też możliwość korzystania z dofinansowania UE oraz brania udziału w unijnych programach i szkoleniach; może współpracować z innymi instytucjami, jak szkoły lub Urzędy Miast, a także organizować publiczne zbiórki pieniędzy.
Przede wszystkim jednak, taki klub może stworzyć pewną wartość, nazwijmy to, niematerialną: zachęcić ludzi do żeglarstwa, stworzyć im (oraz sobie) nowe możliwości oraz otworzyć drzwi, do których pojedynczy żeglarz nie będzie miał możliwości zapukać, bo żadna instytucja nie potraktuje go poważnie – no, chyba, że będzie on przy okazji Prezesem Klubu (i to nawet Klubu Tęcza, niech żyje nam!).