ALBORAN POLECA: Parka na pokładzie

wtorek, 15 września 2015
kpt. Krzysztof Sieradzki
Wystarczy dwoje, by zepsuć rejs całej gromadzie

Odcięci od świata, zapatrzeni w siebie, przeżywając wspólnie niezapomniane chwile, zapominają o swej wachcie kambuzowej. Opleciony winobluszczem jej ramion sternik płynie w dal, nie zważając na zgodność kursu realizowanego z oczekiwanym. Taki obraz wyłania się jak mgła spod osnutych wspomnieniami powiek, nadając realny kształt refleksji nad zjawiskiem zwanym „parką na pokładzie”.


Żagiel

To całkiem normalne, że ludzie związani ze sobą emocjonalnie pojawiają się na rejsach.

Przypominam sobie sytuacje sprzed lat, gdy po wejściu na jacht okazało się, że wśród nowo poznanych żeglarzy dwie osoby znały się już wcześniej, nawet dość dobrze. Kluczowym dążeniem dla tej pary było zajęcie koi dziobowej. Od razu weszli oni w drobny spór z pozostałą częścią załogi, by osiągnąć swój cel. Następnie siedząc na koi przy rufie, na małym jachcie kabinowym, obserwowałem ich zabiegi mające na celu techniczne odcięcie części dziobowej od mesy. Najpierw przeplatanie linki od burty, przez pilers, do burty przeciwnej. Potem rozwieszanie zasłony z ręczników i skrzętne jej zaciąganie, by skryć za taką kotarą swoją prywatność. Już po kilku chwilach było jasne, że ta przypadkowo zebrana grupa ludzi podzieli się na dwie części, tę parkę na dziobie i resztę (3 osoby) w mesie.

Był to rejs szkoleniowy. Posiłki robiliśmy sami z dostarczonych przez organizatora półproduktów. Ustaliliśmy, że kambuz będziemy pełnili pojedynczo. I tak było, ale nasza parka, pomagając sobie wzajemnie, pełniła go dwa razy częściej. To miło, że sobie pomagali. Na jachcie w rejsie szkoleniowym w zasadzie jest równouprawnienie. Każdy się uczy, więc też każdy powinien robić wszystko. Każdy ma kambuz, każdy stawia żagle czy steruje. I tak bez względu na płeć, trójka z mesy realizowała swój program szkoleniowy. Natomiast parka miała już inaczej. Wszystkie czynności wymagające większej siły fizycznej wykonywał on. Wiadomo, że kambuz na jachcie nie jest tak wygodny jak kuchnia w domu, więc i wyręczał ją w wielu czynnościach. W zasadzie to takie normalne i miłe. Jednak na jachcie, gdzie wszyscy są w roli równoprawnych członków załogi, wyręczanie się partnerem nie było dobrze odbierane. Z upływem dni podział między grupami był coraz bardziej widoczny.

Grupa z mesy też była zróżnicowana płciowo. Niestety, niezależnie od płci nie mogliśmy liczyć na jakąś strefę osobistej przestrzeni. Jakoś nauczyliśmy sobie z tym radzić. Choćby przez niepatrzenie. Z zazdrością spoglądaliśmy na zasłonę oddzielającą koję dziobową od reszty jachtu, dającą jej mieszkańcom to, czego my nie mogliśmy doświadczyć.

Przypominam też sobie pewien rejs po wodach chorwackich, w którym brały udział wtedy nawet dwie pary. Problemu z kajutami nie było, bo na jachcie morskim, wszystkim wiadomo, jest inna zabudowa. Każdy jakąś przestrzeń prywatną ma zagwarantowaną. Co innego podział obowiązków. Oni ciągle za sterem, one ciągle w kambuzie. Znów rysował się podział pomiędzy tych, co byli na jachcie „singlami” i tych, co byli parą. Rysował się podział na „żeglarzy”, wykonujących wszystkie obowiązki, i „turystów”, którzy dzięki udziałowi partnera mogli się dowolnie wymieniać.

Mając na pokładzie parę, warto pomyśleć o tym, że ich wzajemne relacje mają wpływ na zachowania na jachcie. On przed nią z reguły będzie chciał uchodzić za samca alfa. Na jachcie powinien być jeden - kapitan. Dzieląc obowiązki, wyznaczając konkretne zadania czy zwracając komuś uwagę w związku z jakąś niepoprawnie wykonaną czynnością, warto pamiętać, by robić to w formie niedyskredytującej faceta w oczach jego partnerki. Zbyt mocne, publiczne zwrócenie uwagi może spowodować u niego konfrontacyjne zachowania w stosunku do kapitana. A tego nie chcemy.

Ona też chce uchodzić przed nim za pierwszą damę. Może przejawiać zachowania zwracające na siebie uwagę całej załogi, by udowodnić mu, jaką ma atrakcyjną partnerkę. Czasem przejawia się to zwykłym foczeniem w bikini, ale też nadmierną dbałością o garderobę i paznokcie przy równoczesnym niechętnym stosunku do cięższych prac. Często może wynikać to z nieświadomości. Cała załoga szykuje się do wejścia do portu. Gromadzi się na dziobie i rufie przy cumach, na burtach przy odbijaczach, a jednej panny nie ma, bo też szykuje się do wejścia do portu. Robi makijaż i przebiera się.

Obecność par na pokładzie nie jest zjawiskiem odosobnionym. Kluczowa wydaje się być postawa kapitana i ustalenie zasad. W przypadkach opisanych nie było żadnej interwencji kapitana. Życie na jachcie toczyło się własnym torem. W związku z tym pogłębiał się podział na tych, co są parą, mających jakieś korzyści i tych, co nie są. Jedni mieli sferę przestrzeni prywatnej, drudzy nie. Jedni mogli liczyć na niewykonywanie jakichś obowiązków, inni musieli wykonywać wszystkie, niezależnie od tego czy je lubili/umieli, czy też nie. Z biegiem czasu pojawiało się uczucie niesprawiedliwości, może nawet zazdrości. Bywało to tłem złośliwych żartów, kąśliwych uwag. Zdecydowanie nie sprzyjało to poczuciu jedności załogi. Spójności. Tłumiło radość wspólnego żeglowania.

Powstaje pytanie, czy można coś z tym zrobić? Może nie trzeba. Tak po prostu bywa i może trzeba się pogodzić z takimi zjawiskami na jachcie. Można wiele sytuacji pozostawić swojemu losowi. Chyba zależy to od celu, jaki sobie stawiamy jako skipperzy. Wielu z nas pływa na rejsach komercyjnych. Spotykamy na wodzie ludzi, których widzimy pierwszy i może ostatni raz w życiu. Może wtedy celem jest takie spędzenie tego najczęściej jednego wspólnego tygodnia, by dowieźć wszystkich cało do portu wymustrowania i odebrać swoje wynagrodzenie od organizatora. Jeśli tak właśnie jest, to w zasadzie można nie widzieć wielu zjawisk i nie słyszeć niektórych słów. Nie warto się też w to mieszać. Kilka dni minie i wkrótce stanie się przeszłością. Gdy jednak stawiamy sobie za cel zagwarantowanie załodze miłych wspomnień dotyczących atmosfery międzyludzkiej będącej ich udziałem, może powstania relacji przyjaźni owocującej przedłużonymi na okres porejsowy kontaktami towarzyskimi, a może nawet chęcią udziału w tym samym gronie w kolejnym rejsie, warto się zastanowić nad krokami, które można podjąć.

W swojej praktyce skippera stawiam sobie zawsze ten drugi cel, pamiętając o pierwszym jako warunku koniecznym. Bezpieczeństwo zawsze zostaje na miejscu pierwszym. Gdy już wchodzę na jacht jako skipper, staram się tak sterować organizacją, regułami współżycia na jachcie, by uczestnicy, którzy się dopiero co spotkali, chcieli pływać ze sobą znów, spotykać i utrzymywać relacje towarzyskie na lądzie.

W praktyce staram się tak ułożyć organizację, by nie wyróżniać nikogo. Stosuję zawsze system wachtowy. Oczywiście wyobrażam sobie udany rejs bez systemu wachtowego, ale według mnie dotyczyć to może tylko przyjaciół, którzy dobrze się znają z wcześniejszego okresu, a ilość ludzi po raz pierwszy obecnych w tej właśnie załodze nie przekroczy 30%. W takim przypadku „starzy” mają już utarte relacje, a ilość „nowych” nie przekracza wartości krytycznej warunkującej konieczność zmiany relacji w grupie. Wyobrażam to sobie teoretycznie, bo nigdy tak nie robię. Pływam w systemie wachtowym, bo taki klimat żeglowania bardzo lubię. W naszym klubie tak się po prostu pływa i nikogo to nie razi. Pary zawsze umieszczam na jednej wachcie. Wtedy jako wachta nawigują, jako wachta obsługują kambuz. Prawa i obowiązki wacht są takie same, a kto w ramach wachty robi czegoś więcej albo czegoś mniej, to nawet nie jest zauważane przez innych. Wzajemna pomoc członków jednej wachty jest na pewno czymś oczekiwanym w odróżnieniu od wyręczania się innymi. Staram się zawsze wszystkich obdzielać obowiązkami proporcjonalnie do umiejętności i nie dawać ulg ze względu na szczególne relacje panujące między członkami załogi.

Zbierając załogę na rejs, należy się liczyć, że popłynie z nami na rejs jakaś para. Może to powodować pewne komplikacje organizacyjne. Być może będą starać się o uzyskanie dla siebie pewnych praw niedostępnych innym członkom załogi. Może to powodować różne konflikty, budzenie się negatywnych emocji. Moim remedium na to jest dbałość o równe prawa i obowiązki dla wszystkich członków załogi z uwzględnieniem oczywiście funkcji na jachcie i kompetencji żeglarskich uczestników.



Tagi: para na jachcie
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620