ALBORAN POLECA: Atmosfera niedoboru. Domniemany brak środków na paliwo lub jedzenie źródłem frustracji załogi

wtorek, 21 kwietnia 2015
kpt. Krzysztof Sieradzki, Ełk
Aby uczestnicy naszych rejsów mogli doskonale się bawić, powinni czuć się tak komfortowo, jak tylko morze i stan jachtu na to pozwalają: swobodnie korzystać z zasobów kambuza, przy nadarzającej się okazji zrobić dodatkowe zakupy uatrakcyjniające rejs (świeże rybki, owoce, mniam…). Po prostu czuć się gospodarzami w obszarach, w których są kompetentni. Czuć się podmiotowo w roli uczestnika rejsu. Tylko w takiej atmosferze będą rozwijać się w relacjach międzyludzkich i rozwoju sztuki żeglarskiej.

Rejs

Na pewnym rejsie po burzliwych wodach Morza Bałtyckiego miałem przyjemność poznać wielu wspaniałych ludzi, których bardzo cenię i z którymi przyjaźnię się do dzisiaj. Wysoko cenię również kapitana tego rejsu. Jak każdy człowiek, ma on wiele niewątpliwych zalet. Jednak w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób prowadził rejs pod względem finansowym. Przede wszystkim nie wydzielił kasy jachtowej. Sam sprawował kontrolę nad środkami finansowymi. Nikt nie wiedział, czy nas stać na chleb i „coś do chleba”, czy też musimy zaciskać pasa. Kilka razy w trakcie trwania dwutygodniowego rejsu tłumaczył, dlaczego uczestnicy musieli zapłacić tyle, ile zapłacili. Wyjaśnienia były dość precyzyjne, z dokładnością do złotówek. Tłumaczył się załodze ze swojej decyzji, że jednemu z uczestników musiał obniżyć wysokość wpłaty, bo miał wobec niego zobowiązania z poprzedniego rejsu. Na morzu przez wiele godzin szalał sztorm 8-9° B ze szkwałami do 11°B (w tym rejsie było ok. 6 dni sztormowych na 14 dni rejsu). Jacht był niezmiernie dzielny. Była to jednostka oceaniczna, która przeszła więcej, niż wszyscy uczestnicy rejsu razem wzięci. Czasami warunki żeglugi wymagały jednak, by wspomóc się silnikiem. Uruchomienie silnika powoduje zużywanie paliwa, a spalanie – koszty. Kapitan długo tłumaczył, że lepiej nie uruchamiać silnika, gdy nie ma bezwzględnej konieczności. Przecież ludzie nie mają pieniędzy, może trzeba będzie dopłacić na koniec. Nikt nie wiedział, czy są na jachcie pieniądze na paliwo, czy też ich brak. Wiadomo, że przed i po sztormie może nastąpić flauta. Jednak trzeba się było bujać w miejscu, bo pływanie na silniku kosztuje.

Zasoby jedzenia zostały dokładnie obliczone przed rejsem: ile jest sztuk pomidorów, ile jakich konserw itd. Na każdy dzień było przygotowane dokładne menu. Oczywiste było, że wolno danego dnia podać tylko to, co w harmonogramie, w ilościach takich jak w harmonogramie. Jeśli miały być dwie rybne ze śledziem i dwie mielonki oraz 5 pomidorów, to musiało być dokładnie tak. Kapitan mówił, że jest wyliczone, żeby wystarczyło. Znów trzeba było słuchać dość długiego wywodu, jak to oszczędnie wszystko obliczono.

Podobną sytuację miałem z tym samym kapitanem na Mazurach na rejsie komercyjnym. Jako skipper drugiej łódki usłyszałem, że mam tyle paliwa, ile mam i jak zużyję, to nie dostanę kasy na dolewkę.

Uczestnicy łatwo domyślali się, skąd się brała taka postawa kapitana. Chociaż deklarował niekomercyjny charakter rejsu, z jego innych wypowiedzi świadczących o tym, że żyje z żeglarstwa, załoga wywnioskowała, że chciał jak najwięcej zarobić. Być może byliśmy w błędzie, lecz nie miało to żadnego znaczenia. Atmosfera była tak ciężka jak mieszek lekki. Wszystkie wydatki traktował jak koszt, który musi pokryć z własnej kieszeni. Skoro nie było kasy jachtowej trzymanej przez załogę, to każdy zakup uszczuplał prywatny portfel kapitana. Wychodził on też, jak się domyślam, z założenia, że uczestnicy nie mają pieniędzy, więc musi być wszystko bardzo tanio. A skoro tak, to trzeba wytłumaczyć się z każdej złotówki. Ulegał, jak każdy z nas, przekonaniu, że inni mają tak samo jak my. Skoro on nie jest zbyt majętny, to inni też tak mają. Starał się więc ukryć, że chce na rejsie zarobić, a każdy wydatek uszczuplał jego zysk. Sprawiało to wrażenie raczej pokrętnego tłumaczenia, bo skoro tak dokładnie wszystko jest obliczone na „zero”, a rejs robi komercyjnie, to gdzie jest jego zarobek? I w zasadzie nikogo by to nie obchodziło, ale atmosfera skłaniała do przenoszenia myśli w tę stronę.

Przez cały czas trwania rejsu załoga żyła w stanie zagrożenia ekonomicznego. Nie wiadomo, czy bardziej baliśmy się sztormu, czy braku kasy. Dawało wyczuć się zdenerwowanie ludzi tą niepewnością. Co bardziej ekspresyjni rzucali nieśmiało, że jak brak kasy na opłaty czy chleb, to się zrobi jakąś składkę. Chcieli się poczuć komfortowo i bezpiecznie. Że można zjeść, na co ma się ochotę i że można włączyć silnik zawsze, gdy jest taka potrzeba lub ochota.

Ta niepewność i przeniknięcie klimatu niedoboru do głów uczestników skutecznie zabiły radość ze wspólnego żeglowania. Skoro składali się, powiedzmy, po 2100, to mogli po 2200, żeby jednak poczuć się swobodnie. Poczuć się gospodarzami kambuza, poczuć, że ten rejs to jest ich wymarzony wypoczynek, na który czekali od poprzedniego sezonu.

Najważniejszymi potrzebami człowieka są potrzeby fizjologiczne (między innymi jedzenie). Gdy człowiek zaspokoi tę potrzebę choć w części, w dalszej kolejności będzie dbał o potrzebę bezpieczeństwa. Jeśli już to ma, myśli o realizacji innych potrzeb, w tym społecznych (przeżywanie radości z poznania wspaniałych ludzi na rejsie, wspólnej zabawy, uczestnictwa w grupie przyjaciół) oraz potrzeby samorealizacji (rozwijania się w sztuce żeglarskiej, grze na gitarze itp.). Chcemy, by uczestnicy naszych rejsów mogli dobrze bawić się swoim towarzystwem. Postawieni jednak w obliczu niekontrolowanej przez nich sytuacji niedoborów, zdecydowanie bardziej zajmują się problemem domniemanego braku chleba, pomidora czy ropy. Czują się niekomfortowo, zagrożeni w najbardziej podstawowych potrzebach. Odbiera im to radość żeglowania.

W zasadzie problem ten nie powinien powstać, bo nasza polska kultura żeglarska znalazła rozwiązanie i stosuje je z wielkim powodzeniem. W sposób oczywisty sprawę rozwiązałoby przekazanie prowadzenia kasy jachtowej załodze (u mnie zawsze trzyma ją II of). Zarobek organizatora, jeśli powstał, pozostał zabezpieczony na koncie w kraju po opłaceniu czarteru, ubezpieczeń, dojazdu itp. Przekazanie kasy jachtowej załogantom powoduje, że sami doskonale wiedzą, na co mogą sobie pozwolić i są świadomi ewentualnych dopłat na długo, zanim będą musieli coś dorzucić. Najważniejsze w tym jest to, że kapitan nie musi tłumaczyć się z pieniędzy, a załoga ma całkowitą kontrolę nad stołem i zawartością szklanek. Zdecydowanie łatwiej i przyjemniej jest, jeśli czuje się bezpiecznie, bo tylko wówczas może rozwijać się towarzysko. I o to chodzi. Jeśli posiadamy zdolność kontrolowania potencjalnie kryzysowych sytuacji, kontrolujemy też powstanie samego stresu i jego wpływ na załogę.

Do moich własnych rozwiązań dorzuciłem ostatnio kilka stron prostego formularza książki finansowej rejsu, które wpinam do rejsowego dziennika jachtowego. To ułatwienie dla II oficera. Poza tym powstaje wspaniałe źródło informacji o kosztach paliwa, portów, jedzenia w różnych miejscach świata. To przydatna wiedza do organizacji kolejnych rejsów.

Są kapitanowie, przeświadczeni o niskich zarobkach całego otaczającego ich świata, pragnący ukryć swoje intencje zarobienia pieniędzy na żeglarstwie. I nie byłoby w tym może nic złego, o ile nie wprowadzają przy tym nieznośnej atmosfery niedoborów do umysłów załogi. Jeśli ludzie poczują się zagrożeni w realizacji swoich najbardziej podstawowych potrzeb, tracą radość z pływania i cieszenia się obecnością przyjaciół.

Skuteczne techniki radzenia sobie z tą sytuacją opracowano już dawno. Dziwi fakt, że nie wszyscy stosują te znane i sprawdzone metody. A jeśli je stosujemy, to nie zawsze zdajemy sobie sprawę z ich znaczenia. Stąd ten artykuł.




TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620