TYP: a1

Żeglarze kontra covid - rozwiewamy mity

czwartek, 30 września 2021
Redakcja Tawerny Skipperów we współpracy z Charter Navigator

Jak będzie wyglądał nadchodzący sezon żeglarski? Kiedy i czy w ogóle kiedyś skończy się pandemia? Czy ozonowanie jachtów ma sens – i czy zwykłe mydło nie jest przypadkiem bardziej skuteczne w walce z covid-19?

Wyjaśnienie wszystkich tych kwestii znajdziecie poniżej. Powstały one na podstawie odpowiedzi, jakich zechciał nam udzielić prof. Krzysztof Pyrć - twórca i kierownik Pracowni Wirusologii w Małopolskim Centrum Biotechnologii UJ, a zarazem członek zespołu doradczego Ministra Edukacji i Nauki ds. związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 i grupy doradczej ds. COVID-19 przy Komisji Europejskiej.

Tawerna Skipperów: Czy ozonowanie jachtów ma sens pod kątem usuwania wirusów (w tym tego najsławniejszego)? Czy jest to jedynie chwyt marketingowy, podobnie jak „proszek do prania, który usuwa covid-19”?

Prof. Pyrć: Jeszcze do niedawna nie było tak naprawdę wiadomo, czy ozonowanie ma sens. Dostępne reporty opierały się na badaniach przeprowadzonych w sterylnych warunkach laboratoryjnych, które sugerowały skuteczność. Brakowało jednak wiarygodnych danych terenowych.

Ostatnio przeprowadziliśmy jednak takie badania wspólnie ze strażą pożarną, która posiadała profesjonalny sprzęt i zweryfikowane procedury. Dzięki temu mogliśmy przekonać się, jak efektywność ozonowania wygląda w świecie rzeczywistym. Okazało się niestety, że ozon ma działanie pomijalne. Innymi słowy, ozonowanie jachtów nie usuwa skutecznie koronawirusów. Na pewno poprawi higienę i ma swoje zalety, jednak nie można powiedzieć, że chroni przed COVID-19.

Czy w takim razie istnieją inne, skuteczne metody usuwania covid-19? Co możemy zrobić, by przejmując jacht, nie musieć się obawiać, że poprzednia załoga „nakaszalała” i zostawiła nam infekcję?

Najprostszym, a zarazem najlepszym sposobem odkażania powierzchni na jachcie są detergenty. Krótko mówiąc, wystarczy nam do tego płyn do mycia naczyń, a nawet zwykłe mydło. W razie obaw proponuję umyć porządnie wszystkie powierzchnie, z którymi mamy kontakt. Wirus otoczony jest błoną złożoną m.in. z tłuszczy, która jest wrażliwa na detergenty. 

A woda utleniona? Wiemy, że pojawiły się i takie pomysły.

Można oczywiście stosować profesjonalne odkażanie poprzez tak zwaną fumigację z użyciem H2O2 (nadtlenku wodoru). Wymaga to jednak posiadania odpowiedniego sprzętu i w warunkach rejsowych jest moim zdaniem nadmiarowe. Nie ma też sensu polewać czy przecierać powierzchni wodą utlenioną. To musi być stężone H2O2 w postaci mgły, potrzebny jest do tego specjalistyczny sprzęt, odpowiednia wilgotność – i dopiero wtedy możemy liczyć na efekt.

Pamiętajmy, że najczęściej zarażamy się od innych – dbajmy więc o to, aby na pokładzie znalazły się osoby zaszczepione, a przy pojawiającym się złym samopoczuciu – od razu informujmy innych o problemie. Zgodnie z obecną wiedzą, przenoszenie wirusa przez przedmioty jest możliwe, ale znacznie mniej prawdopodobne niż drogą „klasyczną”.

Czy wirus zostanie z nami na zawsze?

Prawdopodobnie tak - ale przestanie robić na nas wrażenie. Dobrym przykładem takiego scenariusza jest grypa hiszpanka. Na początku ubiegłego wieku przez 2 lata trwała pandemia, w jej efekcie zmarło kilkadziesiąt milionów osób. Potem jednak na tyle duża liczba ludzi przechorowała tę grypę, że wirus zaczął napotykać na opór – trudniej się przenosił, ale też reinfekcje miały mniej dramatyczny przebieg. Teraz też idziemy w tym kierunku, na szczęście uzbrojeni w szczepionki, co pozwala mieć nadzieję, że nie przekroczymy upiornego rekordu zgonów hiszpanki. Nauka zrobiła swoje w tej kwestii, ale musimy się zaszczepić.

Patrząc na rozwój sytuacji, ponowne infekcje mają łagodniejszy przebieg, podobnie jak zakażenia u osób zaszczepionych. Można spekulować, że dla większości z nas wirus przestanie być aż tak groźny w kolejnych sezonach, a doszczepiać będą musiały się tylko osoby z grup wysokiego ryzyka.

Podsumowując – wirus nie zniknie, ale jeżeli biologia znowu nas nie zaskoczy, to powinien przestać paraliżować nasze życie.

Jakie ma Pan porady dla kogoś, kto się wybiera na czarter? Zaszczepić się? Zabrać ze sobą testy?

Pomijając bezpieczeństwo, zaszczepienie się pozwala na uzyskanie certyfikatu, który z pewnością ułatwia życie i podróżowanie. Wiele krajów wprowadza tu własne regulacje i bez szczepienia trzeba wykonywać testy, czasem kilkukrotnie, więc ogólnie jest to kłopot.

Warto też podkreślić, że należy uważać z tzw. „szybkimi testami”. Na rynku istnieje dość szeroka oferta tego rodzaju produktów. Duża część z nich ma jednak znikomą wartość – to głównie te sprzedawana masowo w bardzo niskiej cenie. Biorąc ze sobą w rejs testy, trzeba wiedzieć, które są wiarygodne – najlepiej przed wyjazdem skonsultować się w tej sprawie z lekarzem lub specjalistą. Trzeba też upewnić się, czy dany kraj je akceptuje, w niektórych krajach wciąż konieczny jest test PCR. Można to sprawdzić na stronie MSZ albo w ambasadzie.

Poza tym zawsze trzeba zachować zdrowy rozsądek. Niezależnie od szczepienia czy maseczek, nie należy wchodzić w sytuacje ryzykowne.

A może lepiej dać sobie spokój z wyjazdami i zostać w domu?

Absolutnie nie. Potrzebujemy odpoczynku. Warto pamiętać, że relaks wpływa pozytywnie na nasze samopoczucie, a w dłuższej perspektywie – na poziom odporności organizmu, a zatem i na nasze zdrowie. Odpoczynek jest jak najbardziej wskazany, ale z zachowaniem zasad higieny oraz rozsądku.

Jak będzie wyglądał następny sezon? Czy tak, jak 2021, czy lepiej – może więcej ludzi już się nie boi, zaszczepiło się, przechorowało lub przyzwyczaiło do faktu, że wirus istnieje?

Bardzo trudne pytanie. Wiele zależy tu od naszego zachowania, nieulegania psychozie strachu, ale też zwykłej ludzkiej odpowiedzialności. Niezmiernie ważne jest też racjonalne podejście do kwestii higieny. Ja w przyszłym roku wybieram się na rejs przez Atlantyk i mam nadzieję, że dojdzie on do skutku.

Tagi: koronawirus, covid-19, rozmowa, prognozy, czartery, zdrowie
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620