W okolicy naftoportu w Rostocku (Niemcy) na wodzie pojawiła się tłusta plama o powierzchni około 61 hektarów. Skąd się wzięła — tego na razie nie wiadomo. Sprawą zajął się inspektorat Policji Wodnej w Stralsundzie oraz Krajowy Urząd ds. Rolnictwa i Środowiska Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
Vor dem Darß in Mecklenburg-Vorpommern schwimmt ein dünner, nach Diesel riechender Film auf der Ostsee. Noch ist unklar, wer für die Verunreinigung verantwortlich ist. #NDRMV #Darß #Umweltschutz https://t.co/z2R0BcA5tX
— NDR.de (@ndr) March 13, 2024
Skąd ten olej?
Na początku wyjaśnijmy, że słowo „olej” jest tu pewnym skrótem myślowym. Jak dotąd nie zbadano, co to dokładnie za substancja – no ale skoro pływa po wodzie... Być może ustalenie tej kwestii pozwoliłoby znaleźć winnego zanieczyszczenia Bałtyku – bo chociaż plama unosi się w okolicy naftoportu, wcale nie jest powiedziane, że zanieczyszczenia pochodzą z niego. Poza nim jest jeszcze dwóch innych podejrzanych. Są nimi:
wykonawca okolicznej inwestycji. Na pobliskim półwyspie Fischland-Darß powstaje właśnie duża inwestycja, dlatego też pojawiły się sugestie, że być może zanieczyszczenia pochodzą z placu budowy,
jakiś niezidentyfikowany tankowiec – w końcu to Bałtyk, a po morzu pływają różne jednostki...
Wątek krzyżacki
Wiadomo, że plama zanieczyszczeń unosi się w okolicy 70 kilometrów od naftoportu w Rostocku. I właśnie w nim przeładowywana jest teraz ropa, która ma trafić do rafinerii Schwedt. Co w tym szczególnego?
Absolutnie nic, dzień, jak co dzień – w końcu ponad 50% dostaw dla tego zakładu płynie przez Rostock. Tak się jednak składa, że głównym udziałowcem rafinerii jest Schwedt rosyjski Rosnieft.
Na dodatek sama rafineria od dłuższego czasu nie ma zbyt dobrej prasy. Jeśli wpiszemy jej nazwę w wyszukiwarkę, dowiemy się, że zakład znajduje się na celowniku niemieckiego Urzędu Klimatu, że wnioskował o podwojenie limitu dwutlenku siarki, a co najciekawsze – że chcielibyśmy tę rafinerię przejąć razem z... krzyżakami. Grubo.
Co będzie dalej?
Wygląda na to, że będzie kiepsko. Trzeba bowiem podkreślić, że od momentu, gdy pojawiły się pierwsze symptomy kłopotów, minęła już ponad doba – podejrzaną substancję unoszącą się na powierzchni wody i mającą zapach oleju napędowego zauważono po raz pierwszy we wtorek 12 marca około godziny 8:50. Miało to miejsce w okolicy molo w kurorcie Prerow i zostało niezwłocznie zgłoszone policji wodnej. I co?
No cóż, zgłoszenie przyjęto. Wykonano zdjęcia. Pobrano próbki wody. Wspomniany na wstępie Krajowy Urząd ds. Rolnictwa i Środowiska Meklemburgii-Pomorza Przedniego stwierdził, że skażenie jest... niekontrolowane. Śledztwo trwa.
Bałtyk jak Odra?
Kiedy doszło do zanieczyszczenia Odry, opinia publiczna była zbulwersowana nie tylko faktem zabicia rzeki (i jakkolwiek słabo to brzmi, nie jest wcale przesadą), ale też śmiesznie niskimi karami, jakie groziły za dokonanie tego rodzaju czynu. A co grozi za zatrucie ropą Bałtyku?
Jak podaje niemiecki Bild, poważne zanieczyszczenie wód (a 61 hektarów można chyba uznać za poważne), będące skutkiem umyślnego działania lub zaniedbań, uznawane jest za przestępstwo i zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat pięciu lub karą grzywny. O ile oczywiście uda się ustalić winnego, a z tym bywa różnie.
Tagi: Bałtyk, Rostock, zanieczyszczenie, olej, ropa, ekologia