12 stycznia w Stoczni Szkuner we Władysławowie odbyło się poremontowe wodowanie techniczne kadłuba brygantyny STS Kapitan Głowacki. Warto przypomnieć, że zasłużony żaglowiec od 2016 nie pływał i musiał przejść gruntowną renowację ze względu na zły stan techniczny.
STS Kapitan Głowacki – tajemniczy żaglowiec
Co w nim takiego szczególnego? Przede wszystkim jego nieustalone do końca pochodzenie – w zasadzie można powiedzieć, że żaglowiec, a przynajmniej jego najważniejszą część, podarowało nam samo morze.
Jednostka powstała w 1944 roku, jednak jej budowniczy jest nieznany. Wiadomo, że do jej skonstruowania wykorzystano stary, poniemiecki kadłub kutra rybackiego typu KFK (Kriegsfischkutter). Został on wyrzucony na mieliznę w pobliżu Świnoujścia w 1945 roku. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest nietypowy – środkowa część była bowiem wydłużona o dwie odległości pomiędzy wręgami.
Początkowo znalazcy próbowali wyremontować go i wykorzystać do połowów, jednak to zadanie okazało się przekraczać ich możliwości finansowe oraz techniczne. W 1949 roku sprzedali więc kadłub Państwowemu Centrum Wychowania Morskiego.
Nowe życie
Kadłub został przeholowany do Stoczni Rybackiej w Gdyni, gdzie przebudowano go na żaglowiec, który miał służyć Państwowej Szkole Rybaków Morskich (była ona podległa PCWM) jako statek szkolny.
Początkowo jednostka została ożaglowana jako kecz gaflowy (dopiero w późniejszym czasie została przerobiona na brygantynę). Uroczyste podniesienie bandery odbyło się w 1951 roku, a żaglowiec otrzymał imię Henryk Rutkowski oraz znak GDY-180. Pływał po Bałtyku i Morzu Północnym, przez kilkanaście lat uczestnicząc w rejsach szkoleniowych i nie tylko.
Rok 1967 okazał się przełomowy w historii żaglowca. Wówczas bowiem, podczas wizyty w Stralsund wyszło na jaw, że wbrew powszechnemu mniemaniu, pierwotnie statek wcale nie był kutrem rybackim. Okazało się, że w Niemczech budowano tego typu jednostki z przeznaczeniem na kutry dozorowe. Źródłem tych rewelacji miał być pewien Niemiec, który, widząc zacumowany żaglowiec, podszedł i zapytał, czy może go obejrzeć. Później wyszło na jaw, że był on jednym z budowniczych podobnych jednostek, a na dowód pokazał album ze zdjęciami pochodzący jeszcze sprzed II wojny światowej. Zasugerował również, że być może początkowo statek nosił imię Fordel, jednak nie ma co do tego pewności.
Fot. Witek Tylec
Dalsze losy
W kolejnych latach żaglowiec służył w ośrodku w Trzebieży, był też związany z Bractwem Żelaznej Szekli, gdzie pełnił funkcje jednostki flagowej. Odbył wiele rejsów, a naturalne zużycie materiału spowodowało, że konieczne było wykonanie generalnego remontu. PZŻ nie miało jednak na ten cel odpowiednich funduszy, dlatego zadecydowano o sprzedaży statku Klubowi Płetwonurków ze Szczecina. Nowy właściciel zamierzał przerobić żaglowiec na bazę nurkową, która miałaby służyć na cieplejszych niż Bałtyk wodach. Przystąpiono nawet do remontu, jednak okazał się on niezwykle kosztowny i w efekcie prace wstrzymano, a żaglowiec stał przez lata zapomniany. Potem jednak ponownie trafił do PZŻ, co uratowało go przed zupełnym zniszczeniem.
Statek został wyremontowany i gruntownie przebudowany, a od 1986 roku służył jako brygantyna, odbywając wiele rejsów m.in. z Towarzystwem Zapobiegania Narkomanii. W 1997 decyzją PZŻ otrzymał nowe imię: Kapitan Głowacki. Od 2016 roku nie pływał jednak z uwagi na stan techniczny. Tym bardziej cieszy więc widok dumie unoszącego się na wodzie, wyremontowanego kadłuba.
Tagi: Kapitan Głowacki, żaglowiec, brygantyna, kuter, remont, Władysławowo