Kiedy nadchodzi jesień, mamy tak naprawdę do wyboru dwie możliwości (OK, może w porywach do trzech) - możemy albo popaść w melancholię, a to nigdy nie kończy się dobrze, albo wziąć życie za bary i zrobić krok w kierunku spełniania marzeń. Trzecią opcją jest okopanie się przed telewizorem i udawanie, że sytuacja nas nie dotyczy, ale nie po to człowiek zostaje żeglarzem, żeby potem siedzieć w suchym doku i oglądać reklamy.
A może by tak…
„Klimat zasadniczo zawsze był przeciwko nam, ale to jeszcze nie powód, żeby używać brzydkich wyrazów” powiedział kiedyś niezapomniany Wujek Dobra Rada, czyli Stanisław Mikulski.
Sugestia w zasadzie słuszna, ale trudno jest zachować optymizm, kiedy stoimy w korku (albo co gorsza na przystanku), deszcz uparcie pada, wiatr wieje, a temperatura oscyluje w okolicach kojących jedenastu stopni.
Rozwiązaniem tej przykrej sytuacji może być udanie się w miejsce, gdzie wiatr również wieje, ale pozostałe okoliczności przyrody są dużo przyjemniejsze. I wcale nie chodzi tu o wakacje, ale o… szkołę. Serio-serio.
Brzmi, jak plan? I słusznie
Każdy szanujący się żeglarz pomyślał kiedyś choć raz, że fajnie byłoby zostać sternikiem. Zamiast potem zabierać obcego chłopa na rejs (i jeszcze go żywić), można by przecież samemu pływać po morzach i oceanach, ciesząc się prestiżem, spokojem i inwestując zaoszczędzone na skipperze środki w dowolnie wybrany cel.
Co więcej, koszty szkolenia zwrócą się najdalej po dwóch samodzielnie poprowadzonych rejsach. Opcja z pewnością jest warta rozważenia. Czy takie rozwiązanie sprawdzi się w Waszym przypadku? Czy uda się urwać tydzień z tzw. „normalnego życia”? Co na to powie żona/mąż/teściowa/szef/niepotrzebne skreślić? To się okaże. W każdym razie nie zaszkodzi spróbować.
Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na ten temat, zerknijcie tutaj https://kursy.charternavigator.pl/
Tagi: kursy, szkolenie, skipper, żeglarz, jesień, pomysł, rozwój