TYP: a1

Faszerowane papryki znad Balatonu

sobota, 20 października 2012
MZ

Wiadomość że ma poprowadzić tygodniowy rejs po Balatonie nie napawała Karola radością. Był do tej propozycji niechętnie nastawiony. Od lat nie pływał po śródlądziu, swoją żeglarską energię kierował w stronę mórz i oceanów. Do tego nie przepadał za Balatonem, nazywając to, bodajże największe europejskie jezioro, kałużą błota.

Tak to mu się kojarzyło, kiedy w drodze do Chorwacji przejeżdżał jego brzegami. Obserwował wprawdzie wtedy sporą ilość jachtów pomykających po tych wodach, ale jakoś to go nie pociągało. No ale cóż, znajomi prosili – przeważyła siła przyjaźni. Dodatkową zachętą było to, że lubił węgierską kuchnię i tutejsze wina. Czuł również sporą sympatię dla nostalgicznych Węgrów, wciąż pogrążonych w traumie po traktacie w Trianon.

Wbrew obawom rejs był bardzo udany. Także jacht Karola zaskoczył. Była to w pełni wyposażona, wygodna jednostka podobna do tych jakie spotykał na przykład na Adriatyku, z jedną tylko różnicą – pomniejszono zanurzenie, aby można było bez problemów nawigować po płytkich wodach Balatonu. Czas płynął, pogoda była znakomita, woda ciepła zachęcała, mimo koloru, do kąpieli. Wieczory umilały wizyty w knajpkach, okraszone czardaszami, znakomitym jedzeniem i winem. Spora ilość wygodnych przystani ułatwiała żeglugę i pozwalała także na poznawanie lądowych turystycznych atrakcji. Karol przekonał się, że północne wybrzeże „Węgierskiego Morza” jest o wiele ciekawsze i bardziej urozmaicone od owego południowego, które tak często obserwował podczas swoich podróży do Chorwacji.

Rejs miał się ku końcowi, zgodnie z tradycją przychodził czas na „wieczór kapitański”. Jak dotąd nie korzystali z nieźle wyposażonego kambuza, przekładając nad trudy gotowania wizyty w restauracjach, gdzie raczyli się tutejszymi specjalnościami. A to znakomitą halaszle, sandaczami i karpiami przyrządzanymi na wiele sposobów, a to gęsimi wątróbkami, świetnymi wędlinami i mięsami, którymi Węgry słyną. Karol postanowił kolację przygotować właśnie na jachcie. Do dyspozycji miał kuchenkę z piekarnikiem i, co ważne, praktycznie nie naruszony zapas gazu w butlach.

Co w gruncie rzeczy nam się kojarzy z Węgrami, pomyślał. To oczywiste – PAPRYKA! Stoiska na targowiskach wypełnione były paprykami wszelkich rodzajów – czerwone, żółte, ostre i te łagodne, prawdziwy „papryczany raj”. Postanowił wykorzystać ten potencjał i zaserwować załodze papryki faszerowane – coś, co łączyło polską kulinarną wyobraźnię z węgierską paprykową energią.

W czasie przygotowań wyjaśnił swoim przyjaciołom czym dla Węgrów był ów wspomniany wcześniej traktat z Trianon – na jego skutek Węgry utraciły dwie trzecie swojego terytorium, zostały pozbawione dostępu do morza, a poza granicami nowego państwa pozostało około trzy i pół miliona dawnych rdzennych obywateli. Konsekwencje owego traktatu podpisanego 4 czerwca 1920 roku ciąży nad tym narodem do tej chwili.

Mimo smutku jaki po tych opowieściach ogarnął całą załogę jachtu, kolacja udała się znakomicie, a faszerowane papryki podlewane odpowiednią ilością węgierskiego wina były „kulinarnym przebojem”.

Faszerowane papryki

Na początek trzeba zdobyć kilka papryk, mogą być żółte, zielone i czerwone. Dobrze, aby znalazło się kilka sporych papryk ostrych – z reguły są one mniejsze od tych słodkich. Ryż trzeba ugotować „al dente”, a nawet nieco krócej, tak aby był twardy. Sporą ilość pieczarek – pół kilograma – należy drobno posiekać, potem podsmażyć z przyrumienioną cebulą. Tak przygotowane pieczarki mieszamy z ryżem i mielonym mięsem wołowo-wieprzowym. Przyprawiamy je solą i pieprzem oraz ziołami – oregano, tymianek. Tak przygotowanym farszem napełniamy papryki. Aby je móc nafaszerować obcinamy ich górną część, po czym wyjmujemy z ich wnętrza gniazda nasienne. Napełnione farszem układamy w naczyniu do zapiekania. Jeśli pozostanie nam trochę owego ryżu wymieszanego z mięsem i pieczarkami, to wypełniamy nim wolne miejsca między paprykami. Całość wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez około jedną godzinę w temperaturze 200 stopni.

TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620