Przez cała noc w Giżycku padał śnieg i niedzielny, piękny lód został pokryty 10-cio centymetrową pierzynką. Do tego w ten pierwszy, poniedziałkowy, dzień regat śnieg sypał bez ustanku. Na szczęście do popołudnia wiał silny wiatr umożliwiający dobrą żeglugę. Silny wiatr i zbijający się w zaspy śnieg wymagały od zawodników dużego kunsztu żeglarskiego i dobrego opanowania bojera.
Zgodnie z przewidywaniami Polacy „rządzili” na lodzie. Karol Jabłoński i Tomasz Zakrzewski potwierdzili swoją klasę i zajęli dwa pierwsze miejsca po pierwszym dniu regat. W pierwszej 10-ce zawodników uplasowało się aż sześciu Polaków. To potwierdza polską dominację w bojerowym sporcie.
Późnym popołudniem regaty zostały przerwane, gdyż osłabł wiatr i zaspy śnieżne nie umożliwiały normalnego żeglowania. Powrót do portu wszyscy odbyli pchając swe bojery ponad 5 kilometrów w głębokim śniegu i zaspach do połowy łydki. Z tego wynika wniosek, że bojerowcy oprócz dobrej sztuki żeglarskiej muszą jeszcze też mieć bardzo dobrą kondycję.
Niestety śnieg pada nadal i nie ma pewności, że w Giżycku będzie można jeszcze dalej rozgrywać te mistrzostwa. Spotkanie komandorów wszystkich ekip narodowych ustaliło cztery warianty: zakończenie regat, gdyż po czterech biegach można je uznać za zakończone (wymagane jest odbycie minimum trzech biegów), przejazd na inny akwen w Polsce, przejazd do Estonii lub też do Szwecji i kontynuowanie regat. Jutro rano tak zwani skauci lodowi wyruszają w tych trzech krajach na zamarznięte akweny i badają lód. Jeśli okaże się, że nigdzie nie ma odpowiednich warunków, regaty zostaną zakończone lub 135-ciu zawodników w ponad 100-u samochodach przejedzie na inny akwen w Polsce lub też do innego kraju, gdzie będzie odpowiedni lód i dobra prognoza wiatrowa. Tak już zdarzało się kilkukrotnie. Zawodnicy są „głodni” regat i latania na bojerach, i większość nie chce się poddać i zakończyć mistrzostwa po pierwszym dniu regat i tylko czterech wyścigach.