Kto z nas nigdy niczego nie zgubił na plaży, niech pierwszy sypnie piaskiem. Otóż to – wakacyjny luz, nadmorskie spacery przy zachodzie słońca i inne tego rodzaju ryzykowne akcje prowadzą często do powstania rozmaitych kosztów i strat. Ale jak to w przyrodzie bywa – ktoś zgubił, ktoś inny znalazł.
Czy jednak przeszukiwanie plaż może być dochodowym interesem? Na jakiego rzędu przychody mogą liczyć poszukiwacze? Zaraz wszystko stanie się jasne.
Zawód: zbieracz plażowy
Jak już kiedyś pisaliśmy, ludzie parający się zawodowym znajdywaniem skarbów (czyli zabytków) zyskują głównie... satysfakcję. Podstawą do wypłacenia nagrody przez Skarb Państwa jest bowiem trafienie na artefakt w sposób niezamierzony, a bycie poszukiwaczem niejako z definicji przeczy tej zasadzie.
Rzecz wygląda jednak zupełnie inaczej w przypadku ludzi przeczesujących plaże. Tu raczej trudno liczyć na znalezienie antycznej wazy czy biżuterii wikingów. Całkiem często trafiają się za to współczesne przedmioty o całkiem przyzwoitej wartości. Jakieś przykłady?
Do najczęściej znajdowanych w piasku „skarbów” należą: różnego rodzaju biżuteria, gotówka o rozmaitych nominałach oraz zabawki. Oczywiście, aby zwiększyć swoje szanse na znalezienie interesującego fantu, trzeba szukać w odpowiednich miejscach i we właściwym czasie – czyli w sezonie.
Ile można zarobić?
Odpowiedź na to pytanie zależy od kilku czynników - przede wszystkim od szczęścia oraz od stopnia zaangażowania poszukiwacza. Są tacy, co trafiają głównie na kapsle od butelek i inne śmieci. Rekordziści twierdzą jednak, że są w stanie zarobić na zbieraniu nawet kilka tysięcy złotych. I to w ciągu dwumiesięcznego sezonu. Całkiem przyjemna kwota, prawda?
Co ważne, plażowi zbieracze uzbrojeni w wykrywacze metalu mogą wzbogacić się nie tylko na sprzedaży znalezionych przedmiotów. Trafiają się im również zlecenia odnalezienia konkretnych rzeczy. Ich właściciele są w stanie odpowiednio zapłacić za odnalezienie takich obiektów, jak klucze, kluczyki do samochodu, pamiątkowy zegarek itp.
Konkurencja? Jasne, że tak!
Okazuje się, że coraz chętniej zabieramy się za poszukiwanie plażowych skarbów – w pierwszym kwartale bieżącego roku sprzedaż wykrywaczy metalu wzrosła o 90 procent w stosunku do lat ubiegłych. Sprzęt można też wypożyczyć za kilkadziesiąt złotych, więc konkurencja bywa spora. Sprawy nie ułatwia również fakt, że coraz częściej odchodzimy od gotówki – wielu sprzedawców ma mobilne terminale płatnicze, więc można wygodnie płacić kartą.
Mimo wszystko na plażach nietrudno spotkać ludzi uzbrojonych w wykrywacze i liczących na łut szczęścia. Można więc podejrzewać, że wcale nie chodzi im o zarobek - samo poszukiwanie już jest pewnego rodzaju atrakcją. To tak, jak z grzybami - można po prostu kupić je w supermarkecie, ale jakoś fajniej jest wziąć koszyk, snuć się bladym świtem po lasach i szukać ich samodzielnie.
Tagi: plaża, wykrywacz, hobby, zarobek